Czterech pilotów z bazy w Mińsku Mazowieckim będzie się szkolić na symulatorze odrzutowca MiG-29. Kilkunastu innych z baz lotniczych w Krzesinach i Łasku wyleciało do Grecji ćwiczyć niszczenie celów naziemnych i przechwytywanie samolotów. Wyszkolenie pilota trwa kilka lat i kosztuje kilka milionów złotych.
Polscy piloci myśliwców latają na MiG-29 i F-16. Przygotowani do prowadzenia maszyn bojowych muszą przejść specjalistyczne szkolenie. – Najpóźniej cztery lata po ukończeniu studiów w Dęblinie powinni być już w pełni wyszkoleni, czyli gdy mają 28–29 lat. Uwarunkowania zdrowotne sprawiają bowiem, że na intensywne latanie zostaje im jeszcze tylko około 15 lat. To profesja wymagająca idealnego zdrowia i podtrzymywania znakomitej kondycji fizycznej – mówi ppłk Artur Goławski, rzecznik DSP. Jednym z powodów jest ryzyko przeciążeń, do jakich dochodzi podczas lotów samolotami przekraczającymi prędkość dźwięku.
Pilotowanie odrzutowca wymaga od lotników ciągłych treningów. Ci, którzy mają status Combat Ready (przygotowani do działań bojowych) oraz instruktorzy spędzają na ćwiczeniach w powietrzu nawet do 200 godzin w ciągu roku. – Jeśli odejmiemy dni wolne i urlopy, daje to co najmniej jedną godzinę w powietrzu w dniu roboczym. Taki lot wymaga niekiedy kilku godzin przygotowania na ziemi – tłumaczy rzecznik DSP.
Oficerowie ćwiczą też na symulatorach i trenażerach. To ostatnie czeka wkrótce czterech pilotów 23 Bazy Lotnictwa Taktycznego w Mińsku Mazowieckim. Trening przejdą w tzw. wirówce przeciążeniowej – symulatorze MiG-29. Wykonają sześć lotów bez przeciążenia oraz cztery loty w trybie dynamicznym, ćwicząc między innymi zachowania w sytuacjach awaryjnych, np. pożar silnika, uszkodzenie systemu sterowania.
Najwięcej doświadczeń lotnicy zdobywają podczas międzynarodowych ćwiczeń. Na Squadron Exchange do Grecji wyleciało właśnie kilkunastu pilotów polskich Sił Powietrznych. Będą trenować między innymi niszczenie celów naziemnych i przechwytywanie samolotów.
Pełne wyszkolenie pilota (na poziomie Combat Ready) to koszt kilku milionów złotych. Im szybciej lotnik osiągnie status Combat Ready, tym bardziej opłaci się wojsku kosztowna w niego inwestycja. Ale nawet wyszkoleni już piloci, ze względu na zmieniające się przepisy i warunki latania wciąż muszą albo zdobywać nowe uprawnienia albo podtrzymywać nabyte już kwalifikacje.
„Cena” pilota jest trudna do oszacowania, bo jest sumą wielu składników. – Są wśród nich wydatki na amortyzację samolotu, części zamienne, paliwo, środki bojowe (bomby, rakiety, amunicja), obsługa naziemna, utrzymanie poligonów lotniczych, nauka języka i udział w ćwiczeniach zagranicznych. Składnikiem „ceny” jest też praca hydrometeorologów, nawigatorów, kontrolerów ruchu lotniczego, sokolników – wylicza ppłkGoławski.
Za sterami odrzutowca usiąść mogą nieliczni. Szansę mają tylko ci, którzy ukończą dęblińską „Szkołę Orląt”. Podczas szkolenia latają najpierw na turbośmigłowych Orlikach, później na odrzutowych Iskrach – uczą się lotniczych manewrów, poznają elementy pilotażu podstawowego i zawansowanego oraz zasady nawigacji. Ryzykowne i ekstremalnie trudne sytuacje trenują na symulatorach lotów.
Gdy opanują podstawy, przechodzą szkolenie taktyczno-bojowe. Ćwiczą walki powietrzne i poznają zasady użytkowania uzbrojenia lotniczego do zwalczania celów naziemnych i powietrznych. Z nalotem około 250 godzin trafiają do baz lotnictwa taktycznego, gdzie kontynuują szkolenie.
Piloci, którzy trafią do bazy w Krzesinach lub Łasku muszą dodatkowo przejść specjalistyczne kursy przygotowujące do lotów na F-16.
autor zdjęć: Konrad Kifert
komentarze