–
Nie ma dla nas poważniejszej i bardziej niebezpiecznej sytuacji niż pożar na okręcie – mówi kpt. mar. Grzegorz Marszałek, zastępca dowódcy ORP „Kontradmirał Xawery Czernicki”. Dlatego marynarze praktycznie codziennie, a czasem kilka razy w ciągu doby, ćwiczą zwalczenie ognia na pokładzie. – Chodzi o wyrobienie takich nawyków, by członkowie załogi w każdej sytuacji wiedzieli, co mają robić – mówi kpt. mar. Marszałek. – To musi im wejść w krew.
Na „Czernickim” są dwie drużyny awaryjne, które są w gotowości do walki z pożarem, czy wodą na przykład w sytuacjach, gdy okręt wchodzi na minę i ma przebicie. Miałam okazję obserwować hipotetyczną akcję gaszenia ognia na pokładzie „Czernickiego”. Rozpoczął ją sygnał: dwa krótkie dzwonki powtórzone pięciokrotnie. Potem oficer wachtowy ogłosił: „Alarm pożarowy! Pali się pomieszczenie 211!”.
Marynarze w tym czasie zbiegli do pomieszczeń, w których czujniki wykryły dym. Najpierw do walki z pożarem ruszył tzw. pierwszy atak, którego zadaniem było sprawdzenie, jak duży jest pożar, jak szybko może się rozprzestrzenić i jakim sposobami można go ugasić. Następnie marynarze odizolowali pomieszczenia objęte ogniem. W międzyczasie zostało odcięte zasilanie w tej części okrętu.
– Marynarze muszą znać każdy szczegół, każdy zakamarek okrętu, by w takich sytuacjach, czyli w kompletnych ciemnościach, mogli skutecznie działać – wyjaśnia kpt. mar. Przemysław Lizik, dowódca pionu operacyjnego na okręcie „Kontradmirał Xawery Czernicki”.
Grupy do walki z ogniem były gotowe w ciągu kilku minut. Marynarze ubrani w specjalne, ochronne ubrania i aparaty izolujące (chronią przed zaczadzeniem, pozwalają członkowi drużyny oddychać powietrzem, które jest w butlach) najpierw rozwinęli sprzęt przeciwpożarowy: węże, prądownice. Potem musieli się wycofać, bo w aparatach skończyło się powietrze. W tym czasie zastąpili ich kolejni członkowie drużyny tzw. trzeci atak.
Sytuacja zostaje opanowana, gdy ogień jest ugaszony. Nie znaczy to jednak, że marynarze mają wolne. – Czasem ogień tli się w niewidocznym miejscu. Dlatego pozostawiamy dyżury w tych pomieszczeniach – wyjaśnia kpt. mar. Marszałek.
Gdy dojdzie do pożaru, każda jednostka cywilna i wojskowa ma obowiązek pomóc. „Czernicki” na swoim pokładzie ma zainstalowany sprzęt, który umożliwia gaszenie ognia na obcym okręcie. Jest to działko wodno-pianowe, które wyrzuca 500 m3 na godzinę.
Gdy pytam, czy któryś z marynarzy był w sytuacji, gdy pożar na okręcie wybuchł naprawdę, wszyscy chórem odpowiadają: „na szczęście nie”. Życzę im, by zawsze mogli tak odpowiadać.
*****
O innych ćwiczeniach przeprowadzonych w tym dniu na okręcie „Kontradmirał Xawery Czernicki” pisze Łukasz Zalesiński: Strzały na morzu
komentarze