W 1757 roku cesarzowa Maria Teresa ustanowiła order swojego imienia. Nadawano go za waleczność i zakończone z powodzeniem śmiałe czyny wykonane bez rozkazu lub wbrew rozkazowi. Wśród ponad tysiąca odznaczonych było dwunastu Polaków. Z kolei Wielki Książę Konstanty podczas organizowania armii Królestwa Kongresowego w 1815 roku, powołał najbardziej doświadczonych żołnierzy do Korpusu Weteranów Czynnych. Kompanie tego korpusu były wykorzystywane do lżejszej, pomocniczej służby np. pilnowania kas rządowych lub więźniów wojskowych w twierdzy zamojskiej gen. Józefa Hurtiga.
Na kilkanaście miesięcy przed planowaną rotacją kontyngentów, w jednostkach wojskowych wyznaczonych do przygotowania poszczególnych komponentów PKW, rozpoczyna się proces formowania plutonów, kompanii i zespołów. Można zaryzykować tezę, iż dobór odpowiednich ludzi do pododdziałów jest warunkiem sukcesu na misji. Sukcesu, rozumianego jako skuteczne wykonywanie zadań i uniknięcie niepotrzebnych, niebojowych strat. Obowiązujące zasady kwalifikowania do służby poza granicami kraju blokują udział w misjach żołnierzom rotowanym wcześniej dyscyplinarnie. Zalecają również formowanie komponentów z całych plutonów i kompanii.
Od kilkunastu lat Wojsko Polskie nabiera cech armii ekspedycyjnej. Pomimo zwolnienia tysięcy szeregowych z 12-letnim stażem oraz rezygnacji ze służby również przez tysiące oficerów i podoficerów, w armii nadal służy ogromna liczba weteranów misji w Kosowie, Iraku, Afganistanie, Kongu i Czadzie. Ich doświadczenie to największy kapitał Sił Zbrojnych.
W jednostkach bywa z tym różnie. Są brygady, które wystawiały kontyngent co kilka lat i są takie, które wystawiały komponent na każdą zmianę w Iraku i Afganistanie. Przekłada się to na doświadczenie poszczególnych żołnierzy. Są żołnierze z jedną misją w karcie ewidencyjnej, są i tacy, którzy mają po sześć-osiem (z reguły to podoficerowie). Są też żołnierze bez doświadczenia misyjnego (nie mieli okazji, nie chcieli lub chcieli, ale nie zostali zakwalifikowani). Służba w kontyngencie daje możliwość zdobycia doświadczenia bojowego oraz sprawdzenia siebie w ekstremalnych warunkach (dotyczy to zwłaszcza działań poza bazą choć i w bazie, bez możliwości wyjazdu, niektórzy stają się „toksyczni” dla otoczenia).
Ludzie mają różną odporność na stres. Część po pierwszej misji dochodzi do wniosku, że to nie jest dla nich. Są też i tacy, dla których realne działanie tam, gdzie problem jest problemem możliwym do pokonania, a drobiazg jest drobiazgiem niewartym uwagi, jest sensem służby wojskowej i z tego powodu trochę im „ciasno” w koszarach.
Dowódcy kompletując pododdziały do wyjazdu, starają się wykorzystać dotychczas zdobyte doświadczenie swoich podwładnych. Jest ono niemałe, choć jak wspomniałem wyżej, „nierównomiernie” rozłożone wśród podwładnych.
Od kilku miesięcy obowiązuje dodatkowe zalecenie, dotyczące niekwalifikowania do PKW żołnierzy, którzy pięć razy brali udział w misjach. Żołnierze z większym doświadczeniem, sprawdzeni i pewni są traktowani na równi z tymi, którzy nie sprawdzili się w działaniu i byli rotowani dyscyplinarnie. W kontyngencie ich nie będzie, bo polecenie trzeba wykonać.
„Żołnierka to prosta rzecz” jak mówił szef szkolenia nieistniejącej już dywizji. Aby było możliwe jednoczesne wykonanie wytycznych oraz wspomnianego zalecenia, można sobie wyobrazić formowanie kompanii z żołnierzy z takim samym misyjnym stażem. W tym układzie pododdziały, w których służyliby najbardziej doświadczeni, przypominałyby przywołane na wstępie kompanie weteranów czynnych, jednak nie do użycia poza granicami kraju. Chyba, że dowódcy przygotowujący komponenty, dobierając odpowiednich żołnierzy w celu osiągnięcia sukcesu, spełnią wymagania na Order Marii Teresy.
komentarze