Wykład dr hab. Roberta Kupieckiego, podsekretarza stanu do spraw polityki obronnej w Ministerstwie Obrony Narodowej wygłoszony na inauguracji roku akademickiego w Akademii Obrony Narodowej w Warszawie, 28 września 2012 r.
Panie Ministrze,
Panie Komendancie-Magnificencjo,
Dostojni Goście,
Szanowni Państwo,
Jest dla mnie zaszczytem i przyjemnością, że mogę uczestniczyć w inauguracji roku akademickiego w Akademii Obrony Narodowej. To największa i najważniejsza polska uczelnia wyższa kształcąca oficerów i cywilnych ekspertów w różnych specjalnościach związanych z wojskiem, obronnością i bezpieczeństwem narodowym. Dobre wykształcenie i praktyka mają olbrzymie znaczenie dla budowania dobrych rozwiązań w tych dziedzinach.
Kadrze naukowej i administracyjnej uczelni pod nowym kierownictwem Komendanta-Rektora generała Packa, słuchaczom i sympatykom życzę, by był to dla Państwa dobry rok oraz by Państwa praca, jak zawsze dobrze służyła Polsce, Ministerstwu Obrony Narodowej i Wojsku Polskiemu.
W Ministerstwie oczekujemy, a pozwolę sobie mówić także w imieniu mojego szefa Ministra Tomasza Siemoniaka, że z Akademii będzie płynęła świeża myśl wojskowa i strategiczna. Powinna ona podnosić kompetencję instytucji państwowych oraz służyć upowszechnianiu wiedzy obronnej wśród naszych obywateli.
Nowym doktorom habilitowanym i doktorom, życzę powodzenia w pracy naukowej.
Szanowni Państwo,
Sądzę, że nieprzypadkowo na temat wykładu inauguracyjnego wybrano pytanie o przyszłość NATO. Przyszłość „w ogóle” – jako dociekanie powodów jego istnienia we współczesnym świecie i przyszłość „w szczególe”, czyli problem znaczenia Sojuszu Północnoatlantyckiego dla państw członkowskich.
W tej ostatniej kwestii chodzi oczywiście o szeroko pojętą misję NATO, w złożeniu klasycznej funkcji kolektywnej obrony i nowych zadań ekspedycyjnych podjętych po zakończeniu zimnej wojny.
Stała refleksja nad kondycją NATO jest potrzebna. Upewnianie się co do wartości i jakości sojuszu ma fundamentalne znaczenie dla bezpieczeństwa państw członkowskich i stabilności ich otoczenia. Dotyczy to także Polski, która swoje plany i zdolności rozwija w harmonii z procesami planistycznymi i potrzebami operacyjnymi NATO.
Korzyść płynąca z istnienia sojuszu w relacji zwrotnej w sposób naturalny i oczywisty musi Polskę interesować. A trudne pytania w tej mierze stawiane w naszym kraju i na świecie warto postrzegać jako pomoc w poprawnej diagnozie strategicznej.
Pytania o przyszłość NATO stawiane są niezmiennie od 1949 roku. W opinii wielu, nie miało ono prawa zaistnieć jako byt realny.
Sojusz połączył przecież państwa położone po obu stronach Atlantyku, w różny sposób naciskane przez państwa bloku komunistycznego, o tak bardzo zróżnicowanych potencjałach wojskowych, mocy politycznej, aspiracjach i wrażliwości własnych społeczeństw na sprawy wojskowe.
Kolejne spory i kryzysy wewnętrzne, jakich nie brakowało w historii NATO, były dla wielu żywym dowodem, że to się nie może udać. Były sekretarz generalny NATO Paul-Henri Spajak, pytany o nie, jako egzystencjalne zagrożenie dla NATO, trafnie uznał jednak że dla sojuszu państw wolnych i demokratycznych spór, to dowód jego żywotności i potwierdzenie faktu, że NATO po prostu wykonuje swoją pracę.
Warto tę myśl podjąć i dziś nie po to, by bagatelizować lub pomniejszać współczesne wyzwania stojące przed Sojuszem Północnoatlantyckim, ale by przypomnieć o jego istocie. Stanowi ją dobrowolność zobowiązań państw członkowskich, które współdecydują o tym, co dla nich wspólne.
Ta szybka lekcja sojuszniczej realpolitik, nie oznacza pochwały dla relatywizacji wzajemnych zobowiązań, ale przypomina, że funkcjonują one w realnym świecie. Określają go zarówno potrzeby i możliwości, jak również istniejące ograniczenia. To dla ich pokonywania właśnie Sojusz Atlantycki rozwinął bezprecedensowe instrumenty konsultacji i współpracy wojskowej.
Suma słabości w realnym świecie nie tworzy nigdy siły. Wszelako źródłem siły jest rozumne przezwyciężanie słabości poprzez współpracę, solidarność, łączenie zdolności wojskowych, politycznego konsensu i śmiałego działania – tam gdzie pojawia się taka potrzeba i jest po temu wola. W wydaniu NATO, poprzez złożenie się zdolności Europy i Ameryki ta siła nie ma precedensu w historii i dobrej alternatywy na przyszłość.
Chcemy by była ona jak największa, ale niezależnie od tego, jak ją postrzegamy, także samo istnienie NATO stanowi zasób strategiczny dla państw członkowskich. Zmusza bowiem potencjalnych przeciwników myślących o „zaczepce” do zmiany ich kalkulacji.
Muszą oni uwzględnić w swoich planach, że ewentualny konflikt z państwem NATO jest nieopłacalny, jego cena będzie wysoka, a skala nie da się utrzymać w rygorach niskiej intensywności.
Jeśli nawet ktoś zapyta, jaką mamy pewność, że mechanizm wzajemnych gwarancji tak właśnie zadziała, to przecież wiemy że rozważny planista i strateg musi założyć, że tak właśnie się stanie… i w efekcie odstąpić od złych zamiarów. Ten mechanizm działa skutecznie od 63 lat i dlatego warto pracować uparcie, by zachował wiarygodność w przyszłości.
Pewien badacz, u progu ery pozimnowojennej porównał NATO do renomowanego teatru, który nigdy nie dał przedstawienia. Kunszt nabyty jednak w toku prób i doskonalenia warsztatu sprawił, iż nikt nie chciał zakwestionować jego renomy.
Używając paraleli teatralnej, jesteśmy dziś bogatsi o doświadczenia kilku sojuszniczych „przedstawień”. Rozwiązały one pozimnowojenne dylematy zawarte w pytaniach:
– czy sojusz będzie miał rację bytu bez jasno wskazanego przeciwnika?
– czy zdoła się dostosować do niepewnego świata wielowymiarowych zagrożeń powstających poza obszarem północnoatlantyckim?
– wreszcie, czy ambitnie integrująca się Europa będzie potrzebowała gwarancji i wojskowej obecności Stanów Zjednoczonych?
W Bośni i Hercegowinie, w Kosowie i Macedonii, w przestrzeni powietrznej Serbii, w Iraku, Afganistanie, Libii, w Zatoce Adeńskiej i na Morzu Śródziemnym NATO dowiodło nie tylko swej przydatności, ale wprost – niezbędności. Było bowiem jedynym aktorem międzynarodowym zdolnym do oparcia swych deklaracji, składanych w duchu wartości na wiarygodnym czynniku siły militarnej.
Otworzyło również nowe obszary współpracy, rozciągające się od zwalczania źródeł terroryzmu, poprzez usuwanie skutków katastrof naturalnych, po bezpieczeństwo energetyczne. Uruchomiło również szeroką współpracę partnerską z wieloma państwami na świecie.
NATO nie szuka wroga i nie odnosi się do nikogo z wrogością. Dotyczy to także Rosji, z którą sojusz próbuje od prawie dwóch dekad wypracować ramy strategicznej współpracy. Jak na razie bez przełomu i zrozumienia po drugiej stronie, ale też nie bez powolnego posuwania się naprzód.
Jeśli wszystko to miałoby być dowodem na słabość NATO, ciekawe jak inaczej można zdefiniować jego siłę?
Część problemu percepcji bierze się z tego, że w dzisiejszym świecie szybkich tabloidowych analiz i telewizyjnych „setek”, każdy argument i każdy przykład może doskonale służyć argumentacji dowolnej ze spierających się stron.
Weźmy pierwszy przykład „z brzegu” – operację NATO w Libii. Zrealizowała ona zakładane cele. Realnie pokazała współzależność sojuszniczą, znaczenie potencjału wojskowego USA i kierunki, w których sojusznicy europejscy powinni rozwijać swe zdolności wojskowe.
Obiektywnie przyspieszyła też decyzje i unaoczniła potrzebę rozumnego podejścia do budowy zdolności obronnych. Sojusz nazywa to „smart defence”, a Unia Europejska „pooling and sharing”. W każdym przypadku oznacza to „więcej współpracy” i „więcej solidarności”.
Dla krytyków NATO operacja w Libii stała się jednak ostatecznym dowodem upadku sojuszu, militarnej zapaści jego europejskiej części i ekspozycji roli wojskowej USA. Jeden z publicystów porównał tę sytuację do Królewny Śnieżki, której spódnicy kurczowo trzymało się 27 krasnoludków. Takie kasandryczne wizje słyszeliśmy i wcześniej, gdy na przykład, zadanie, jakim jest stabilizacja Afganistanu, niektórzy analitycy stawiali w hamletowskich kategoriach sojuszniczego być, albo nie być.
Niezorientowanym powiem, że to głos polskiego członka Grupy Madeline Albright w toku prac nad raportem poprzedzającym lizbońską koncepcję strategiczną NATO, przywrócił tej sprawie właściwe proporcje i stosowny zapis o Afganistanie jako zadaniu Sojuszu, a nie poszukiwaniu jego racji bytu.
Głosów ekstremalnych w sprawie przyszłości NATO nie brakuje. Warto jednak poszukiwać w nich przesłanek konstruktywnego działania – tak wspólnego, jak i na szczeblu narodowym.
Jeśli ktokolwiek miałby wątpliwości, dlaczego w Polsce realizujemy własne ambitne plany modernizacyjne, cieszące się poparciem Prezydenta i Premiera, powinien pamiętać, że istota sojuszu zawarta w artykule 5 Traktatu Waszyngtońskiego, bierze swoje źródła w działaniach narodowych opisanych artykułem 3 tego dokumentu.
Związek tych zapisów oznacza w pewnym uproszczeniu, że oczekując pomocy od innych, zrób najpierw wszystko co możesz, by zapewnić sobie właściwą obronę. Dlatego też robiąc swoje, warto analizować, co robią w tej sprawie nasi sojusznicy.
Myśląc o przyszłości NATO, trzeba jednak pozbyć się demobilizującej perspektywy schyłku i upadku. Nie w imię urzędowego optymizmu, ale dobrze pojętego interesu narodowego i sojuszniczego.
Przed tegorocznym majowym szczytem NATO w Chicago, redakcja magazynu Foreign Policy zapytała 57 prominentnych polityków z państw Sojuszu, jak widzą jego przyszłość. Ich odpowiedzi są wielce zajmujące.
Na pytania, czy NATO powinno nadal istnieć oraz czy utrzymane powinno być zaangażowanie USA w Europie, wszyscy respondenci odpowiedzieli, że tak.
Ale już kwestia, jakie powinny być jego główne zadania podzieliła ankietowanych: 14 wskazało na kolektywną obronę, 2 na misje out-of-area, nikt nie wskazał na globalne misje wojskowe i pilnowanie Rosji, 31 postulowało kombinację wielu funkcji, a 13 inne kwestie.
Wyniki tej ankiety (a przytaczam tylko jej drobny fragment), w zestawieniu z rezultatami szczytu w Chicago umacniają optymistyczne podejście do kwestii przyszłości NATO.
Wyzwania przed nim stojące, wskazują moim zdaniem na dwa typy zagadnień z którymi sojusznicy będą musieli się zmierzyć:
– po pierwsze, do jakiego typu i skali zadań używać NATO w przyszłości – a nie jest to przecież uniwersalny środek na wszelkie problemy świata,
– po drugie, jakiego typu zdolnościami sojusz powinien dysponować, by w przewidywanych dlań misjach pozostał wiarygodny, a także, jak budować pożądane zdolności?
Szanowni Państwo,
Sojusz został stworzony po to, by bronić swych członków. Jego inne funkcje, wskazywane przez Koncepcję Strategiczną NATO z 2010 r., jak reagowanie na kryzysy i współpraca z państwami partnerskimi mają służyć realizacji głównego celu.
Poszczególni sojusznicy przywiązują do tych funkcji odmienną wagę. Ci położeni z dala od obszarów, skąd pochodzić mogą zagrożenia tradycyjne, zainteresowani są głównie działaniami stabilizacyjnymi, często daleko od własnych granic. Inni chcą więcej pewności, że NATO, podejmując wyzwania w swym otoczeniu, będzie w stanie ich bronić.
Dlatego pytanie, jak znaleźć właściwą równowagę tych zadań wydaje się dziś najważniejsze.
Dotyczy bowiem nie tylko kierunku wysiłków wojskowych i uwagi politycznej, ale też decyzji obciążających zawsze ograniczone zasoby. Dodajmy, decyzji które wskazując na jeden typ działań, wpływają niekiedy na dostępność środków na inne. Nie zawsze wprawdzie ten dylemat jest tak ostro zarysowany, ale warto go dostrzegać.
Mamy jeden zestaw sił, jeden budżet i różne potrzeby. Tak więc trzeba je zaspokajać, by płynąca stąd równowaga stawała się gwarancją i źródłem sojuszniczego zaufania, a to z kolei tworzyło polityczną wolę wspierania jego bieżących misji.
Polska chce i skutecznie działa, by Sojusz posiadał aktualizowane plany operacyjne, umożliwiające mu wzmocnienie naszej obrony w wypadku zagrożenia.
Potrzebne są także siły i środki niezbędne do prowadzenia operacji o dużej intensywności i skali. Należy pamiętać, że takie zdolności mogą być również przydatne podczas działań stabilizacyjnych, daleko od terytorium Sojuszu.
Zabiegamy również o współfinansowanie z funduszy natowskich infrastruktury wojskowej o znaczeniu dla obrony kolektywnej. Chodzi o to, by państwa były w stanie przyjąć na własnym terytorium pomoc ze strony innych członków NATO. Może być ona także wykorzystana do prowadzenia misji ekspedycyjnych.
Chcemy wreszcie, by wymogi związane z obroną kolektywną były uwzględnione w szkoleniu sojuszniczym i polityce ćwiczeń.
Z tej perspektywy Szczyt w Chicago wyszedł naprzeciw naszym oczekiwaniom. Potwierdza obronę kolektywną jako zasadniczą funkcję NATO. Dając zalecenia dla dalszego rozwoju zdolności obronnych, wskazuje między innymi te inicjatywy i zadania na których nam zależy.
Na przykład, rozwój interoperacyjności między siłami sojuszniczymi, czy regularne ćwiczenia umożliwiające również sprawdzenie scenariuszy związanych z obroną kolektywną.
Polska, jak już podkreśliłem, dokłada ze swej strony starań, by rozwijając własne siły i zdolności tworzyć synergię z rozwiązaniami sojuszniczymi. Dobrym tego przykładem są nasze plany wzmocnienia obrony powietrznej i przeciwrakietowej, jako polski wkład do stosownego programu natowskiego.
Nie oznacza to oczywiście, że patrzymy niechętnie na działania związane z zapobieganiem kryzysom, czy współpracę z państwami partnerskimi. Jesteśmy w nie aktywnie zaangażowani od 1994 r. i widzimy ich związek z bezpieczeństwem naszego państwa.
Kolejna kwestia, to skuteczność wojskowa NATO. Kryzys gospodarczy w Europie spowodował obniżenie budżetów obronnych, a wraz z tym sojuszniczych zdolności wojskowych. Dotyczy to zarówno zadań związanych z obroną kolektywną, jak i misjami ekspedycyjnymi. Polska z rosnącymi realnie wydatkami na obronność, w tym na modernizację sił zbrojnych należy do pozytywnych wyjątków w Europie.
Sprawą kluczową w powstrzymaniu skutków zmniejszania się wydatków obronnych będą wielonarodowe inicjatywy współpracy, jak Smart Defence.
Nie mogą one jednak stanowić pretekstu do dalszych cięć, ani też rozmywać zobowiązań w skomplikowanych procedurach uniemożliwiających, lub spowalniających działanie. Muszą też sprzyjać woli wykorzystania pozyskanych wspólnie zdolności, lub też użyczania ich na potrzeby innych sojuszników.
Należy przy tym pamiętać, że rozumne podejście do wielonarodowej budowy zdolności obronnych to sztuka, a nie nauka ścisła. Rozwiązania w tej mierze muszą wpisywać się w priorytetowe potrzeby państw członkowskich, a NATO i Unia Europejska powinny blisko ze sobą współpracować.
Nie mniej istotne jest zachowanie trwałości więzi transatlantyckiej, zarówno w sensie politycznym, jak i wojskowym. Wzrastające zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w innych rejonach świata tworzy pokusę jej rozluźnienia. Dlatego mniej (wojsk amerykańskich w Europie) musi oznaczać bardziej efektywny wysiłek na rzecz osiągania interoperacyjności sił, w tym ćwiczeń i szkoleń oraz więcej regionalnego pożytku wynikającego z ich obecności.
Odwrotną stroną tego procesu jest rozwój zdolności wojskowych państw europejskich. Jakkolwiek trudny w obecnych realiach budżetowych, jest on konieczny dla podniesienia rangi Unii Europejskiej w przestrzeni międzynarodowej oraz utrzymania politycznych i wojskowych związków z USA.
Przypomniał o tym w swym pożegnalnym wystąpieniu ustępujący Sekretarz Obrony USA Robert Gates, a prawdę jego słów potwierdziły działania operacyjne NATO.
W świecie współczesnych wyzwań jestem spokojny o przyszłość NATO. Jaka ona będzie zależy jednak od państw członkowskich, ich umiejętności łączenia środków, mądrego gospodarowania zasobami, pozyskiwania partnerów wspierających realizację sojuszniczych misji, rozsądku w stanowieniu strategii, a być może także ograniczenia ambicji globalnych.
W 2014 r. NATO zmieni zadania realizowane w Afganistanie i wydatnie zmniejszy liczbę swych żołnierzy w tym państwie.
Nierealistyczne jest więc zapewne oczekiwanie, że mając mniej będziemy w stanie zrobić więcej, nie tylko w Afganistanie. To ważne wołanie o realizm strategii sojuszniczej.
Mniejsze ambicje globalne, nie muszą jednak oznaczać mniejszej globalnej przydatności NATO, a zwłaszcza jego użyteczności dla państw członkowskich.
Dzisiejsze NATO, nie jest, jak lubią mówić Amerykanie „sojuszem z czasów naszych ojców”, czyli w domyśle, kiedyś było lepiej.
Jest jednak w stanie czynić swych członków bezpiecznymi, chronić ich rozwój, ratować życie niewinnych ludzi zagrożonych przez krwawych satrapów i czynić Europę bezpieczniejszą oraz przysparzać jej partnerów.
Nie ma i nie będzie w przewidywalnej przyszłości alternatywy dla NATO, zdolnej zapewnić zdolności wojskowe na potrzeby trudnych operacji.
Nie zapominajmy też, że jest ono wciąż atrakcyjne dla państw zabiegających o członkostwo Sojuszu. Proces rozszerzenia organizacji nie jest zakończony.
Myśląc o przyszłości NATO warto o wszystkich tych sprawach pamiętać.
komentarze