Prezydenci Polski i Ukrainy – Bronisław Komorowski i Wiktor Janukowycz – otworzyli dziś Polski Cmentarz Wojenny w Bykowni. To czwarta nekropolia katyńska. – Wiele rodzin po raz pierwszy wzięło udział w pielgrzymce do miejsca, gdzie zginęli ich przodkowie – mówi Izabella Sariusz-Skąpska, prezes Federacji Rodzin Katyńskich.
Prezydent Komorowski podziękował rodzinom ofiar za obronę prawdy o zbrodni katyńskiej. – Dzięki Państwu ta prawda mocno zakorzeniła się w narodowej pamięci i legła u fundamentów odrodzonej w 1989 roku wolnej, demokratycznej i solidarnej Ojczyzny – powiedział Bronisław Komorowski. Zaznaczył też, że komunistyczny totalitaryzm okrutnie doświadczył obydwa sąsiadujące ze sobą narody. – Tu, w Bykowni, jak w żadnym innym miejscu czujemy wspólnotę naszych polskich i ukraińskich losów – powiedział.
Bronisław Komorowski podziękował prezydentowi Janukowyczowi za zrozumienie i wsparcie polskich działań w Bykowni oraz za pracę przy wznoszeniu polskiego cmentarza wykonaną przez wielu naszych ukraińskich partnerów.
Z kolei prezydent Ukrainy zaznaczył, że otwarcie cmentarza w Bykowni wejdzie do historii relacji polsko-ukraińskich jako „chwila solidarności obu narodów” poszkodowanych w czasach stalinizmu. Zaznaczył, że „memoriał stanie się jeszcze jednym przypomnieniem o tragicznej historii, o której nie mamy prawa zapominać”.
Polski Cmentarz Wojenny w Bykowni to czwarta nekropolia katyńska po cmentarzach w Lesie Katyńskim, Charkowie i Miednoje, które otwarto w 2000 r. – To wyjątkowo tragiczne miejsca na mapie polskich cmentarzy – mówi portalowi polska-zbrojna.pl Andrzej Kunert, sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.
Budowę cmentarza w Bykowni poprzedziły prace ekshumacyjne. Zespół polskich archeologów, pod kierownictwem prof. Andrzeja Koli z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, wydobył z tzw. dołów śmierci szczątki Polaków zamordowanych przez NKWD wiosną 1940 r. Nazwiska wszystkich 3435 ofiar widnieją na ujawnionej kilka lat temu tzw. ukraińskiej liście katyńskiej. Pozostały po nich polskie orzełki, monety, strzępy mundurów i guziki z wizerunkiem godła RP, medaliki i nieśmiertelniki. Odnaleziono także kilkanaście par damskich butów. Historycy przypuszczają, że należały one do żon polskich oficerów ze Lwowa, które NKWD zabrało wraz z mężami.
Szczątki pomordowanych Polaków przykryte polskimi flagami pochowano w zbiorowej mogile, którą nakrył granitowy krzyż. To dziś centralne miejsce nekropolii. „Tu spoczywają obywatele II RP zamordowani przez sowieckie NKWD na terenie Ukrainy w 1940 r.” – informuje tablica przy wejściu na cmentarz. Na ołtarzu z białego kamienia wyryto nazwiska wszystkich ofiar. Obok stanęły cztery tablice ze znakami symbolizującymi cztery religie: chrześcijaństwo, prawosławie, judaizm i islam. Postawiono też dzwon pamięci. Wzdłuż alejek prowadzących do ołtarza rozmieszczono 3435 indywidualnych tabliczek – zapisano na nich nie tylko nazwiska, datę i miejsce urodzenia ofiar, ale także ich stopień wojskowy, przydział służbowy, zawód lub funkcję państwową czy społeczną.
Oprócz Polaków w Bykowni pogrzebane są ofiary represji komunistycznych, tzw. wrogowie władzy radzieckiej. To największe na Ukrainie cmentarzysko ofiar komunizmu. Liczbę spoczywających tam ludzi szacuje się na 100–120 tysięcy.
Wciąż niewyjaśniony pozostaje los około 4 tys. obywateli polskich, którzy wiosną 1940 r. trafili z więzień i aresztów zachodniej Białorusi do więzienia NKWD w Mińsku i tam zostali zamordowani. Nazwiska tych ludzi są nieznane. Historycy przypuszczają, że polscy oficerowie zostali zamordowani w Kuropatach pod Mińskiem. Białoruska lista katyńska czeka na odkrycie.
* * * * *
Będziemy tu wracać – mówi Izabella Sariusz-Skąpska, prezes Federacji Rodzin Katyńskich.
Czym dla stowarzyszeń Rodzin Katyńskich jest otwarcie cmentarza w Bykowni?
Dla wielu osób odnalezienie grobów ich bliskich to koniec oczekiwania, przekazywanego z pokolenia na pokolenie. Każda tabliczka na cmentarzu oznacza człowieka, który zginął, oraz rodzinę, która przechowuje w sercu ranę. Będziemy tu wracać. Większość wdów po zamordowanych już nie żyje, ale w ceremonii uczestniczą dzieci i wnuki. To najlepszy dowód, że następne pokolenie przejęło od poprzedniego pamięć o zbrodni katyńskiej. Przed laty ich bliscy zniknęli w lesie koło Bykowni, tam urywał się po nich ślad. Zostali objęci rozkazem Biura Politycznego Komitetu Centralnego Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii z 5 marca 1940 r., czyli stali się ofiarami zbrodni katyńskiej. Dotychczas wiele rodzin, których grobów bliskich nie odnaleziono, jeździło na cmentarze do Katynia. Teraz po raz pierwszy wzięli udział w pielgrzymce do miejsca, gdzie zginęli ich przodkowie.
Pojechali na pogrzeb swoich bliskich?
Tak, ale to pogrzeb spóźniony o 72 lata. Podczas prac ekshumacyjnych dwukrotnie dokonano cząstkowych symbolicznych pochówków ofiar wydobytych z dołów śmierci. Ale prawdziwy pogrzeb odbywa się dopiero teraz. Przygotowywaliśmy się do tego wydarzenia od ponad roku. Gdy w czerwcu padła pierwsza data otwarcia cmentarza, poprosiłam prezesów poszczególnych stowarzyszeń, aby przesłali listy osób, które chcą pojechać do Bykowni. Dostałam je na drugi dzień. Był to dla mnie sygnał, jak bardzo rodziny czekają na to wydarzenie.
Cmentarz w Bykowni nie jest zapewne ostatnią taką nekropolią. Pozostała jeszcze lista białoruska. Ile rodzin czeka jeszcze na odnalezienie grobów swoich bliskich?
Nadal nie są znane miejsca, gdzie pogrzebano ofiary mordów, dokonanych na terenie dzisiejszej zachodniej Białorusi. Wiemy, że na liście białoruskiej jest prawie 4 tys. nazwisk, czyli cztery tysiące rodzin nie wie, gdzie spoczywają ich bliscy. Wśród ofiar było wielu młodych, którzy nie zdążyli jeszcze założyć rodzin, nie pozostawili żon i dzieci. To wzruszające, że pamięć o nich pielęgnują potomkowie ich rodzeństwa. Nie wszyscy mieli tyle „szczęścia” ile rodzina mojego dziadka, która już w czerwcu 1943 r. wiedziała, jaki los go spotkał.
Rozmawiała Małgorzata Schwarzgruber
autor zdjęć: Archiwum Izabelli Sariusz-Skąpskiej, Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa
komentarze