Był rok 1968. W czerwcu ukazało się Zarządzenie MON powołujące do życia twór mający stać się zalążkiem przyszłej Wyższej Szkoły Oficerskiej Służb Kwatermistrzowskich. Była nim Kompania Akademicka przy Centrum Szkolenia Służb Kwatermistrzowskich w Poznaniu i tamtejszej Wyższej Szkole Ekonomicznej, które miały kształcić nową i młodą generację przyszłych kwatermistrzów i szefów zaopatrzenia jednostek wojskowych.
Jeszcze we wrześniu ruszyła do Poznania rzesza młodych chłopców, zwabionych możliwością rozpoczęcia studiów. Oferowały im one nie tylko nobilitujące szlify oficerskie, ale także dyplom ukończenia cywilnych, ekonomicznych studiów wyższych. Zjechali więc do CSSK świeżo upieczeni maturzyści, którym nie powiodło się podczas wcześniejszych egzaminów na studia cywilne, jak i dawni absolwenci szkół średnich, których wcielono do służby wojskowej, więc teraz gremialnie zjawili się w przeróżnych mundurach. Jedni po to, by uniknąć trudów zasadniczej służby wojskowej i przeczekać pozostały im czas w cieplarnianych warunkach szkoły wojskowej. Inni, by zostać oficerami i móc studiować na „państwowym” wikcie. Spośród ponad 600 kandydatów, w drodze srogiej selekcji egzaminacyjnej, wybrano 122-osobową, doborową grupę i z niej utworzono 1 Kompanię Akademicką, jedyną taką w całym Wojsku Polskim.
I choć po czterech latach studiów mury uczelni opuściło już tylko 60 absolwentów, to te pamiętne lata zadzierzgnęły między dawnymi podchorążymi nie tylko nici sympatii, ale jakże często prawdziwie męskie przyjaźnie.
To sprawia, że od lat, zawsze w roku olimpijskim (bo w takim roku zaczynali i kończyli uczelnię), spotykają się na kolejnych zjazdach koleżeńskich. Zapraszani na nie są zarówno absolwenci, jak i wszyscy ci, którzy z różnych powodów nie skończyli szkoły. Ostatnie takie spotkanie miało miejsce w 2008 r. w Poznaniu. Kolejne, organizowane pod szyldem 40-lecia ukończenia szkoły oficerskiej, planowane jest w tym miesiącu. Spotkanie odbędzie się 8 i 9 września w wojskowym ośrodku wypoczynkowym w Ryni k. Warszawy. Z tej okazji jeden z kolegów ukuł aforyzm:
„Dobrze, że zjawił się ten i ów,
wytworny, w to czterdziestolecie,
zanim nam przyjdzie spotkać się znów
razem, tu lub na tamtym świecie…”
Spotkanie będzie także znakomitą okazją do podzielenia się spostrzeżeniami po lekturze dopiero co wydanej książki „Pierwsza Akademicka, wspomnienia z lat 1968–1972”. To spisane przez trójkę autorów wspomnienia „podchorążówki”. Praca nad nimi trwała trzy lata, a do współpracy zaproszono wszystkich kolegów. Niestety, niewielu odpowiedziało na apel autorów. Ci, którzy zaangażowali się w proces twórczy, dzielili się swoimi wspomnieniami. Wielce przydatne okazały się także notatki z dziennika prowadzonego w owych latach przez jednego z autorów.
Książka liczy 155 stron i zawiera bogaty materiał zdjęciowy i faktograficzny. Zamieszczono w niej między innymi teksty poświęcone batalii o indeksy, jak również te traktujące o studiach zarówno wojskowych, jak i tych cywilnych, choć jak wynika to ze wspomnień, bywało, że ze sobą skonfliktowanych. Z dużą dawką humoru potraktowane zostało zetknięcie się świata sprzed wojska z tym nowym, zastanym i zaskakującym porządkiem, opatrzonym nieznaną dotąd dyscypliną. Rozdział zatytułowany „Na bakier z dyscypliną i inne przypadki” pełny jest barwnych opisów absurdów wyjętych niczym z prozy Haszka. Dwa ostatnie rozdziały ukazują dalszą, jakże często wyboistą drogę przez „wojskowe życie”, drogę kariery bohaterów, pełną wzlotów i upadków, a także spotkań po latach, nawet w odległej Kanadzie.
W załącznikach, oprócz czarno-białych jeszcze fotografii przypominających młode twarze studentów, jest również kilka dokumentów źródłowych oraz spis prawie wszystkich osób, z którymi przeżyli oni niezapomniane lata na uczelni: ich samych, nauczycieli akademickich, dowódców… Znalazło się tu także miejsce na kontrowersyjny, mogłoby się wydawać, ale jakże frapujący „Gabinet figur wo(j)skowych […]”, w którym niektóre z osobowości tego panoptikum zostały w dużym skrócie scharakteryzowane, a nawet nieco „odbrązowione”. A przecież wiele z opisanych i przypomnianych na kartkach tej książki postaci zdobyło wysokie stanowiska, stopnie i tytuły, w tym naukowe, by nie zapomnieć o jedynym wśród tego grona prawdziwym „rodzynku” – generale brygady.
Kiedy się spotykają, zapominają o różnicach, stopniach, zasługach oraz o swoim wieku. Znów są tymi dawnymi, rozbrykanymi młodymi chłopakami, wspominającymi swą młodość „durną i chmurną”, choć nieco zasmuconymi, bo w ich szeregach brakuje już kilku kolegów.
Mają świadomość, że choć później było wiele „pierwszych kompanii” w Wyższej Szkole Oficerskiej Służb Kwatermistrzowskich, to ta ich „Akademicka” była pionierską, jedyną, niepowtarzalną i prawdziwie „Pierwszą”. Niczym osławiona Pierwsza Kadrowa Legionów, o której jak zwykle, wśród licznych toastów znów zaśpiewają.
A kolegom autorom być może przedłożą wspomnianą książkę i poproszą ich o dedykację na wieczną pamiątkę. Książkę, na okładce której „Kwitnące jabłonie” z obrazu Stanisława Witkiewicza pod tym samym tytułem, symbolizują ich nieustającą młodość. Warto, by po tę książkę sięgnęli wszyscy, którzy choćby otarli się o podchorążackie życie w koszarach którejkolwiek z ówczesnych szkół oficerskich. Polecamy ją także uwadze historyków wojskowości i wszystkich sympatyków wojska.
komentarze