Chińska Republika Ludowa czyni obecnie wiele, by symbolem triumfu sprzymierzonych podczas II wojny światowej stał się chiński żołnierz. Starania te znajdują zresztą pewien odzew w Azji i Afryce. Paradoks polega na tym, że dzisiejsza ChRL nie jest zwycięską w 1945 roku Republiką Chińską…
Czang Kaj-szek ze swoimi oficerami, 1932. Narodowe Archiwum Cyfrowe
Republika Chińska, owszem, istnieje, będąc krajem bogatym i demokratycznym. Zajmuje jednak tylko strzęp dawnego terytorium, ograniczony do wyspy Tajwan. Rządzący zaś – zarówno w Pekinie, jak i w Tajpej – mają kłopot z pamięcią o człowieku, który stał się symbolem chińskiego wojennego oporu… Mowa o Czang Kaj-szeku. Czang – znany na Zachodzie jako Chiang Kai-shek, w przeważającej zaś dziś transkrypcji pinyin jako Jiang Jieshi – pozostaje jedną z najbardziej kontrowersyjnych osobistości XX wieku. Urodzony w 1887 roku, wyższe wykształcenie wojskowe uzyskał w Japonii. Odegrał zauważalną, choć trzeciorzędną rolę w chińskiej rewolucji republikańskiej 1911 roku. W krwawym chaosie, ogarniającym wkrótce potem Państwo Środka, stał niewzruszenie u boku Sun Yat-sena, twórcy Republiki, szefa Chińskiej Partii Narodowej (Kuomintang). Już po śmierci Suna, w latach 1925–1928, w serii kampanii przywrócił Chinom kruchą jedność z czasów cesarstwa. Rządzona przez niego Republika otrzymała od losu dziesięć lat problematycznego pokoju – dwa razy mniej niż II Rzeczpospolita. Podobnie jak w przypadku tej ostatniej, bilans epoki był niejednoznaczny. W obu wypadkach zagraniczni obserwatorzy bez trudu odnaleźć mogli przykłady przerażającej nędzy i brutalnych represji. W obu – trudno też było odrzucić konkluzję, że nigdy wcześniej w tak krótkim czasie nie zrobiono tak wiele.
„Chińcyki trzymają się mocno”
Podobnie jak odrodzona Polska, Republika Chińska zagrożona była stale przez dwa mocarstwa ościenne, z których jedno (Japonia) wydawało się straszniejsze, bo sprawniejsze wojskowo, ale drugie (Związek Sowiecki) groziło w razie sukcesu zniszczeniem całej kultury narodowej. Ponadto posiadało wewnątrz Wielkiego Muru konia trojańskiego w postaci kierowanej przez Mao Zedonga Komunistycznej Partii Chin. Czang, podobnie jak w Polsce Józef Piłsudski, chciał dobrych stosunków z obu wielkimi sąsiadami i – z podobnych powodów jak polski marszałek – nie chciał się wiązać z żadnym z nich. Kulturę japońską znał i cenił. Z komunistami w Moskwie (miasto to odwiedził, dochodząc do negatywnych konkluzji) gotów był współpracować, ale nie z ich wewnątrzchińską agenturą. Nade wszystko zaś pragnął uniknąć wojny, którą awanturnicze poczynania japońskiej soldateski bezustannie prowokowały. Gdy w latach 1931–1933 wyspiarze oderwali od Chin jej trzy prowincje w Mandżurii, ograniczył się do – nieskutecznych – działań kanałami Ligi Narodów. „Choć chcielibyśmy się przeciwstawić Japończykom, brakuje nam sił – notował w diariuszu. – Jest mi wstyd. Jest mi wstyd”. Komuniści gromko piętnowali jego rzekome tchórzostwo, licząc, że Japonia zniszczy wątły gmach Republiki Chińskiej.
Godzina decyzji nadeszła latem 1937 roku. Japończycy rozpoczęli inwazję na wielką skalę, biorąc w lipcu starą stolicę Chin, Pekin, a po pięciu miesiącach także nową, Nankin. Tam dopuścili się makabrycznej rzezi – na skalę niemieckiej czasu Powstania Warszawskiego. Brak oporu oznaczałby katastrofę państwa i reżimu. Czang pogodził się z komunistami i wezwał do walki na śmierć i życie. Podobnie jak marszałek Edward Śmigły-Rydz we wrześniu 1939 roku, stał przed kwadraturą koła. Polityka urągała strategii. W obu wypadkach względy wojskowe zalecały stawienie oporu na dalekich rubieżach, by skrócić front, uniknąć okrążenia i zużyć maszerującego przez bezdroża przeciwnika. W obu ze względów polityczno-ekonomicznych było to niemożliwe. Wszystkie warte obrony centra przemysłowe leżały w pobliżu granicy (w chińskim wypadku – morskiej). W obu przypadkach zwycięstwo było wykluczone bez pomocy aliantów: w polskim wypadku – wojskowej, w chińskim – finansowej i ekonomicznej, ale na dłuższą metę, jak liczono, także militarnej. By jednak zapewnić sobie taką pomoc, najlepsze siły należało wprowadzić do bitwy natychmiast, w przyciągającej uwagę świata, lecz wojskowo beznadziejnej, bitwie granicznej. Oznaczało to ich nieuchronne zniszczenie.
Czang – jeden z niewielu generałów chińskich posiadających nowoczesne wykształcenie wojskowe – dowodził poprawnie, chociaż bez polotu. Oręż, jakim dysponował, był bez porównania gorszy niż plasowana w europejskiej czołówce armia marszałka Śmigłego-Rydza. Z 2 mln żołnierzy chińskich tylko 300 tys. przeszło nowoczesne wyszkolenie na wzór niemiecki; z tych z kolei mniej niż jedna trzecia posiadała uzbrojenie inne niż broń strzelecka. Drugie tyle żołnierzy służyło w wojskach lokalnych, luźno podległych rządowi i nadających się niemal wyłącznie do służby garnizonowej. Na uzbrojenie potencjalnie niezliczonych mas ludzkich nie było broni. Zakłady przemysłowe mogące produkować czołgi i samoloty nie istniały. Kraj Czanga górował jednak nad Polską niezmierzoną głębią operacyjną. Można ją było wykorzystać pod jednym warunkiem – że po pierwszych, nieuniknionych klęskach armia się nie rozpadnie, a kierownictwo polityczne nie załamie.
Zaatakowany w sierpniu Szanghaj bronił się przez trzy miesiące – dłużej niż czas, który Japończycy wyznaczyli sobie na złamanie całego olbrzymiego kraju. Żołnierze Czanga, walczący w charakterystycznych, niemieckich Stahlhelmach, zasłużyli sobie na podziw cudzoziemców – w Szanghaju mieli oni osobną dzielnicę – a także nieprzyjaciół. Jednakże niemal cały korpus oficerski, najlepsze dywizje i gros nowoczesnego sprzętu przepadły w katastrofie. Pobita armia nie miała czym bronić Nankinu, który wzięty został przez Japończyków po symbolicznym oporze – i wymordowany.
Samotny smok
Rząd i naczelne dowództwo wycofały się do Wuhanu w Chinach środkowych. W kwietniu 1938 roku podjęto zwrot zaczepny w rejonie Taierzhuangu. Podobnie jak późniejsze polskie kontruderzenie znad Bzury, zmusił on nieprzyjaciela do zmiany planów – i podobnie tylko doraźnie. Ogromna, krwawa bitwa o Wuhan, szalejąca od lipca do października, zakończyła się kolejną, w gruncie rzeczy nieuniknioną, krwawą klęską. Na polach wokół miasta pozostało ponad ćwierć miliona poległych chińskich żołnierzy. Czang Kaj-szek wycofał się do Chongqingu w odległym Syczuanie, przeznaczonym do takiej roli już w 1931 roku. W interiorze brakowało najeźdźcom odpowiednich kolei i dróg. Japończycy, pewni, że połykają Chiny, przekonać się mieli, iż to ogromne obszary Chin połykają ich armię.
To jednak uświadomiono sobie potem. Na razie, w ponurych latach 1939–1941, Republika odczuła swą samotność. Związek Sowiecki, do tej pory we własnym interesie dostarczający broń i sprzęt Chinom – które wiązały przecież nieobliczalną Armię Cesarską – rozpoczął polityczną kooperację najpierw z III Rzeszą, a potem z Japonią. Wielka Brytania i Francja, zajęte wojną, wycofywały się politycznie z Chin, a Francja wkrótce runęła. Walczący o przeżycie Brytyjczycy jesienią 1940 roku – na czas bitwy o Anglię – zamknęli, szantażowani przez Japończyków, dostawy dla Chin biegnące przez Birmę. Prezydent Stanów Zjednoczonych Franklin Roosevelt nie chciał podejmować żadnych decyzji przed rozstrzygnięciem wyborów, przewidzianych na późną jesień. W tej sytuacji Joachim von Ribbentrop poufnie doradzał Czang Kaj-szekowi kapitulację. Obiecywał pośrednictwo i – po uzyskaniu dla skruszonego Czanga przebaczenia Japończyków – dopuszczenie szczątkowych Chin do zwycięskiego bloku niemiecko-włosko-japońskiego, do którego, jak wyjaśniał minister, wkrótce dołączy i Stalin. Chiński przywódca w reakcji na te umizgi milczał. Pokazał jednak depesze i listy Ribbentropa ambasadorom brytyjskiemu i amerykańskiemu.
Chińska obsługa niemieckiego cekaemu MG-08 na froncie wojny z Japończykami. Zwracają także uwagę niemieckie hełmy żołnierzy, 1937.Narodowe Archiwum Cyfrowe
Szybka, manewrowa wojna skończyła się na przełomie 1938 i 1939 roku. Na olbrzymim froncie walki nigdy jednak nie zamarły. W listopadzie 1939 roku – podczas „dziwnej wojny” w Europie, gdy niektórym wydawało się, że Londyn i Paryż szukają jakiegoś modus vivendi z Berlinem i nowym przyjacielem Niemiec z Kremla – Chińczycy zainicjowali tak zwaną ofensywę zimową. Od głodnej, przemarzniętej i źle uzbrojonej armii żądano jednak zbyt wiele. Atak na okopanego przeciwnika zakończył się klęską i pozostawił na pobojowiskach 50 tys. zabitych. W dodatku medialnie został całkowicie „przykryty” przez sowiecko-fińską, mniejszymi siłami zresztą toczoną, „wojnę zimową”. Amerykanie, pytani przez znanego dyplomatę Yan Huiqinga o przyczyny tego zjawiska, wyjaśnili grzecznie, że dla ich opinii publicznej „jeden Fin wart jest dziesięciu Chińczyków”.
Żelazny wódz
W tych czarnych miesiącach siłą Czanga okazały się nie tyle jego talenty strategiczne (nawet ze znacznie większymi niewiele by dokonał bez ciężkiego sprzętu i przeciw olbrzymiej przewadze), co niesłychana odporność psychiczna, dzięki której stał się symbolem nieugiętości chińskiego oporu. Po opanowaniu przez Japończyków nowoczesnych miast portowych utracił ponad 80% dotychczasowych podatkowych wpływów. W Syczuanie nie było nawet metra linii kolejowej, a ewakuowane w interior fabryki w żaden sposób nie mogły zaspokoić potrzeb. Jeden z ważniejszych prominentów reżimu, Wang Jingwei, przeszedł na stronę wroga, montując u jego boku „niezależny” rząd. Komuniści, których siły zbrojne były dotąd nie tyle częścią armii Czanga, co – pod naciskiem Stalina – jej sprzymierzeńcem, po zwrocie w polityce Moskwy przestali grać rolę sojuszników. Na początku 1941 roku wypowiedzieli posłuszeństwo rządowi, budując – przy milczącej tolerancji Japończyków – własne państwo wokół miasteczka Yan’an.
Wyjście z potrzasku przyniósł japoński atak na Anglosasów. Wycieńczone Chiny miały wreszcie aliantów – i to najsilniejszych z możliwych. Czang Kaj-szek – od dekady żarliwy chrześcijanin – poprosił żonę, by nastawiła płytę z melodią „Ave Maria”. Uznany został za jednego z czterech przywódców alianckiej wielkiej koalicji – obok Churchilla, Roosevelta i Stalina. Owszem, rozumiał doskonale, że jest to awans na kredyt, iż Amerykanie – którym go zawdzięczał – usiłują przy pomocy jego kraju umocnić swą pozycję w Azji Wschodniej, wypychając z niej Brytyjczyków i trzymając Sowietów na dystans. Ale postawa taka zawierała też potężny ładunek wiary w Chiny, w ich wielką przyszłość. Była nagrodą za bohaterską walkę.
W 1942 roku żona przywódcy, piękna i mówiąca płynnie po angielsku Song Meiling, odbyła triumfalne tournée po Stanach Zjednoczonych. Witano ją jako „prawdziwy mózg i szefa chińskiego rządu”, wręcz „niewiarygodną legendę nieustraszoności, urody i inteligencji”. „Nic nie może być bardziej sympatyczne niż jej ogólna postawa, będąca uroczym połączeniem czaru kobiecego, inteligencji i widocznej dobrej woli” – raportował zazwyczaj oschły brytyjski ambasador, lord Halifax. W listopadzie 1943 roku, już w towarzystwie swego męża Czanga, wzięła udział w międzyalianckim szczycie w Kairze (Stalin, który nie był w stanie wojny z Japonią, dołączyć miał w drugiej fazie konferencji, odbytej w Teheranie). Dla Czang Kaj-szeka był to szczyt wojennych powodzeń. Przewodząc krajowi, którego suwerenność była przed wojną pod wieloma względami ograniczona (w szeregu miast istniały wyjęte spod chińskiej władzy enklawy cudzoziemskie), uzyskiwał nie tylko całkowitą swobodę, ale i rangę współkreatora powojennego świata. Wysłuchiwał mdłych pochlebstw Roosevelta: „spotkałem w generalissimusie człowieka wielkiej wizji i wielkiej odwagi, znakomicie rozumiejącego problemy współczesne i przyszłe”, „wielkiego demokratę i apostoła Nowej Azji”. Nie prostował, że w przeciwieństwie do Stalina generalissimusem nigdy nie był. W ten błędny sposób przekładano jego czysto polityczny tytuł przewodniczącego Rady Wojskowej.
Aliant drugiej kategorii
Tymczasem japońska blokada gospodarcza, niemal szczelna po obsadzeniu przez Armię Cesarską Indochin i Birmy, stopniowo dławiła walczące Chiny. W Wielkiej Brytanii i Związku Sowieckim – krajach ileż bogatszych – luki w produkcji łatały dostawy z Lend-Lease. Udział Republiki w tym ostatnim programie stanowił jednak tylko 3,2% jego ogólnych nakładów (Kreml otrzymał siedem razy więcej), a w dodatku ponad 80% pomocy nadeszło w ostatnim roku wojny i nie zdołano już tego wykorzystać. To, co mimo wszystko otrzymano, niemal w całości obsługiwało potrzeby walczących w Chinach amerykańskich lotników oraz walczącego o odbicie Birmy chińskiego korpusu ekspedycyjnego, dowodzonego przez generała Josepha Stilwella. Ten ostatni, mając maniery prokonsula i niebotyczne ambicje połączone ze skrajną polityczną naiwnością, wyrządził stosunkom chińsko-amerykańskim ogromne szkody, zanim został wreszcie w październiku 1944 roku zdymisjonowany na żądanie Czanga. Walczące Chiny doznały wcześniej ciężkiej klęski. Pod koniec kwietnia Japończycy rozpoczęli operację „Ichi-Go”, do listopada przebijając korytarz z Chin środkowych do Indochin i druzgocząc armie liczące milion żołnierzy. Aliancka prasa, przekonana o szczodrym wsparciu Roosevelta dla jego azjatyckiego przyjaciela, była zdumiona i przerażona. Zaczęto nasłuchiwać, co mówią komuniści chińscy: że wsparcie to zostało przez Kuomintang rozkradzione, a armie Czanga – podobnie jak polska Armia Krajowa i jugosłowiańscy czetnicy Dragoljuba Mihailovicia – zamiast bić się, stoją „z bronią u nogi”, w międzyczasie prześladując „postępowych działaczy rewolucyjnych”. Pisano to w momencie, kiedy przeciw wojskom Czang Kaj-szeka walczyła ponad połowa (53%) lądowych sił japońskich, gdy przeciw Amerykanom 33%, a Brytyjczykom 14%...
Chiński przywódca – od sierpnia 1943 roku prezydent kraju – liczył, że rok 1945 zapamiętany zostanie dzięki wielkiej kontrofensywie, której dopomóc miał wreszcie szerzej płynący strumień amerykańskich dostaw. Rok ten wyznaczyła jednak dla Chin konferencja w Jałcie. Schorowany, dogasający już Roosevelt, kupując sobie relatywnie szybki udział Związku Sowieckiego w wojnie przeciw Japonii, zapłacił zań Kremlowi zgodą na restytucję dawnej pozycji Rosji carskiej w Mandżurii. Chińskie miasta Dalian i Port Artur stać się miały eksterytorialnymi bazami Sowietów, do których miały też powrócić kluczowe militarne linie kolejowe. Szokujące te postanowienia były szkodliwe nie tylko dla Chin, ale także i Stanów Zjednoczonych – przekonanie to podzielało od początku wielu Amerykanów.
W przeciwieństwie do Europy Środkowej, która podczas konferencji znajdowała się w ręku Stalina, Sowietom otwierano wrota Azji za udział w wojnie, który okazał się szybko co najmniej zbyteczny. „Wobec kairskich obietnic Roosevelta, że Mandżuria zostanie zwrócona Chinom, to tajne porozumienie było całkowicie sprzeczne z honorem [Stanów Zjednoczonych – J.P.] – oskarżał wypadły z łask prezydenta były ambasador w Związku Sowieckim William Ch. Bullitt. – Było także potencjalnie niebezpieczne nie tylko dla Chin, lecz także dla Stanów Zjednoczonych, ponieważ dawało Stalinowi śmiertelnie groźne narzędzie dla zdominowania Chin i ostatecznie zmobilizowania ich zasobów ludzkich i surowców w wojnie przeciwko nam”. Projektowana wielka chińska ofensywa, mająca ruszyć wraz z lądowaniem Amerykanów w Japonii, wobec powalenia tej ostatniej bronią atomową – nie ruszyła nigdy.
Formalnie Czang Kaj-szek wychodził ze zmagań, które dla niego trwały 97 miesięcy, jako jeden z głównych zwycięzców. Łącząc bohaterstwo na froncie ze zręczną dyplomacją, otrzymał nominalne papiery szefa supermocarstwa. W wyniku rychłej wojny domowej, która zniszczyła jego wyczerpane państwo, aktywa te przejęli jednak chińscy komuniści. Ich partia próbowała i próbuje przypisać sobie zasługę zwycięstwa nad Japończykami. Bolesny paradoks polega na tym, że przez lata zohydzając wygnanego z kontynentu Czanga, komuniści uznali w końcu za swój cel skopiowanie jego cudu gospodarczego na Tajwanie. Ten ostatni, jak podsumowano potem, „zwyciężył w klęsce”. Jest oczywiste, że „wizja, która wprowadza Chiny w XXI wiek, należy do Czang Kaj-szeka, a nie Mao Zedonga”.
Jakub Polit – profesor doktor habilitowany, adiunkt w zakładzie historii powszechnej najnowszej Wydziału Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Bada między innymi wpływ Imperium Brytyjskiego na stosunki międzynarodowe XX wieku oraz ekspansję mocarstw w Azji Wschodniej w XIX i XX wieku. Opublikował „Odwrót znad Pacyfiku? Wielka Brytania wobec Dalekiego Wschodu, 1914–1922”; „Lew i smok. Wielka Brytania a kryzys chiński 1925–1928” oraz „Chiny”, w serii „Historia Państw Świata w XX Wieku”; „Gorzki triumf. Wojna chińsko-japońska 1937–1945” i inne.
Źródła cytatów
W.Ch. Bullitt, How We Won the War and Lost the Peace, part II (6 IX 1948), „Life”, 6 IX 1948.
Halifax do Edena, 24 II 1924, The National Archives, London, WO 208/270A.
G. Huang, Chiang Kai-shek’s Politics of Shame: Leadership, Legacy, and National Identity in China, Cambridge Mass. 2021.
H. Pakula, The Last Empress: Madame Chiang Kai-shek and the Birth of Modern China, London 2010.
A. Pantsov, Victorious in Defeat. The Life and Times of Chiang Kai-shek, New Haven 2023.
J. Taylor, Generalissimo: Chiang Kai-shek and the Struggle for Modern China, Cambridge Mass. 2009.
W.W. Yen, East-West Kaleidoscope, 1877–1946, New York 1984.
autor zdjęć: Narodowe Archiwum Cyfrowe
komentarze