Wnioski z frontu w Ukrainie pokazują, że doświadczony ratownik medyczny może bez problemu wykonać pewne procedury ratujące życie, które w normalnych warunkach są zarezerwowane tylko dla lekarzy – mówi dr Beata Zysiak-Christ, współorganizatorka międzynarodowej konferencji medycznej w Akademii Wojsk Lądowych.
We wrocławskiej uczelni odbyła się IX konferencja „Systemy ratownicze a bezpieczeństwo cywilne i wojskowe”. Wzięło w niej udział ponad 360 uczestników z Polski i zagranicy, głównie przedstawicieli środowisk medycznych różnych służb mundurowych, organizacji rządowych i pozarządowych. Nie zabrakło także lekarzy i ratowników ze środowiska cywilnego. W roli wykładowców wystąpili specjaliści, którzy ratowali poszkodowanych w czasie konfliktów zbrojnych, dwóch lekarzy ze Stanów Zjednoczonych oraz dziesięciu lekarzy i ratowników medycznych z Ukrainy. Choć ci ostatni nie noszą mundurów, pomagają rannym żołnierzom od początku wojny, często na pierwszej linii frontu.
Być krok przed zagrożeniem
Jednym z głównych tematów konferencji była medycyna pola walki. – Doświadczenia ukraińskich żołnierzy, medyków i cywilów zaangażowanych w działania na wojnie pokazują, jak wiele nowych rozwiązań będzie musiało zostać wprowadzonych do programów szkoleń w innych krajach, również i u nas. Musimy być przygotowani na nowy rodzaj konfliktu – wyjaśnia dr Beata Zysiak-Christ, główna organizatorka konferencji, która jest ratownikiem medycznym i wykładowcą adiunktem na Wydziale Nauk o Bezpieczeństwie AWL-u. A jako instruktor kursu Combat Lifesaver także szkoli ukraińskich żołnierzy z zakresu medycyny pola walki.
Dr Zysiak-Christ przypomina, że wiele rozwiązań medycyny pola walki po ostatnich konfliktach zbrojnych zostało przeniesionych ze środowiska taktycznego do cywilnego, np. opaski uciskowe, hemostatyki. – Wnioski z frontu w Ukrainie pokazują, że doświadczony ratownik medyczny może bez problemu wykonać na przykład pewne procedury ratujące życie, które w normalnych warunkach zarezerwowane są tylko dla lekarzy. To ratownik udzielający pierwszej pomocy ma wpływ na to, czy ranny żołnierz przeżyje – mówi. W tym przypadku najczęściej chodzi o takie zabiegi, jak np. drenaż opłucnej, który zazwyczaj wykonuje lekarz, czy przetoczenie krwi bezpośrednio od dawcy.
Film: Dominika Celińska, Bogusław Politowski / ZbrojnaTV
Medycy podkreślają, że doświadczenia z linii frontu w Ukrainie zostaną przeanalizowane, a potem uwzględnione w wytycznych i programach szkoleń zarówno do środowiska wojskowego, jak i cywilnego. Pozwoli to lepiej wyszkolić ratowników. – Nasza służba zdrowia, opierając się właśnie o doświadczenia medyków z Ukrainy powinna dobrze przygotować się na sytuacje nadzwyczajne. Jeżeli nie zrobimy tego szybko, a doszłoby do konfliktu zbrojnego na naszym terytorium, na naukę w tej dziedzinie może być już zbyt późno – przestrzega dr Beata Zysiak-Christ.
Ratowanie życia pod ostrzałem…
Wykłady i debaty trwały dwa dni. Potem uczestnicy spotkania wzięli udział w warsztatach. Medycy musieli wykazać się umiejętnościami tamowania masywnych krwotoków, odbarczania odmy prężnej, drenażu opłucnej oraz wykonania e-Fast, czyli badania, które ma wykazać, czy u rannego nie doszło do odmy opłucnowej.
Scenariusz zakładał także ratowanie żołnierza na polu walki pod gradem pocisków, transport rannego wozem ewakuacji medycznej Rosomak i przeprowadzanie zabiegów medycznych w czasie transportu.
Polscy instruktorzy-ratownicy, którzy pomagali ratować rannych w Ukrainie, we Wrocławiu uczyli uczestników warsztatów udzielania pomocy medycznej w nieprzygotowanym do tego miejscu, np. w piwnicy budynku, gdy wciąż istnieje zagrożenie ze strony przeciwnika. Ćwiczono także sytuacje, w których brakowało profesjonalnego transportu i rannych do punktu dowoziły furgonetki. Jak opowiadali ukraińscy żołnierze, na linii frontu zdarza się to niemal codziennie. Aby zajęcia przypominały jak najbardziej pole walki, działania medyków co pewien czas przerywał symulowany ostrzał artyleryjski lub pojawienie się wrogiego drona.
To jednak nie wszystko. Zaaranżowano też miejsce, w którym udzielano pomocy ciężko rannym, ale w warunkach ograniczonej widoczności. Ratownicy musieli więc przeprowadzać czynności ratujące życie, używając noktowizji.
Nie mniej emocji wzbudziły zajęcia uczące odbierania porodu poza szpitalem, a także w drodze do niego, w ambulansie. To częste sytuacje w strefie działań wojennych, czego dowodzą przykłady z Ukrainy, gdzie w strefie walk przebywa także wielu cywilów. Medycy ćwiczyli również reanimację w czasie transportowania pacjenta np. ze strychu ostrzeliwanego budynku do ambulansu.
Specjaliści ze Stanów Zjednoczonych prowadzili z kolei warsztaty dotyczące pomocy rannym, którzy ucierpieli w wyniku ataków terrorystycznych.
Cywile bliżej armii
Podczas warsztatów cywilni ratownicy mieli okazję ćwiczyć, używając sprzętu wojskowego, m.in. wozu ewakuacji medycznej Rosomak z 17 Brygady Zmechanizowanej. Na miejscu szkolenia wylądował także śmigłowiec Mi-17 z Powietrznej Jednostki Ewakuacji Medycznej z 25 Brygady Kawalerii Powietrznej. Na co dzień jednostka stacjonuje w Nowym Glinniku. Mł. chor. Ewa Adamczyk, pielęgniarka pokładowa wyjaśniła, że medyczny śmigłowiec może zabrać jednocześnie siedmiu pacjentów. – Jest sześć miejsc dla rannych w stanie średnim i dla jednego pacjenta w stanie ciężkim, który wymaga ciągłego monitorowania – dodała pielęgniarka. W składzie powietrznego zespołu medycznego są lekarz, ratownik medyczny oraz pielęgniarka pokładowa.
autor zdjęć: Bogusław Politowski
komentarze