„Próba co do jakości żołnierza udała się niechybnie znakomicie” – tak o Legionach Polskich pisał po latach Józef Piłsudski. Formacja, która podczas I wojny światowej walczyła po stronie państw centralnych, miała pomóc w powrocie Polski na mapę Europy. Choć plan nie do końca się powiódł, legionowy czyn w II RP zyskał status legendy.
Uroczystość złożenia przysięgi przez żołnierzy Legionów Polskich. Marsz ułanów Beliny.
Po jednej stronie Rosjanie – prawie 30 tys. piechurów i kawalerzystów, do tego 120 dział. Po drugiej – polscy legioniści walczący w armii Austro-Węgier. W sumie około 7 tys. żołnierzy ze skromnym wsparciem artylerii. Starcie pod Kostiuchnówką na Wołyniu rozpoczyna się 4 lipca 1916 roku. O szóstej rano na głowy Polaków spada grad pocisków i szrapneli. Wilhelm Wilczyński z I Brygady Legionów Polski notuje: „Huragan ognia artyleryjskiego trwa tymczasem bez przerwy. Słupy dymu i kurzu, zmieszane ze sobą, otaczają całą redutę wraz z placówką, po czym spływają ze wzgórza na miejsca niżej położone, by powolnie ginąć w bagnach”. Wieczorem do ataku rusza rosyjska piechota, jednak impet jej uderzenia hamują zasieki z kolczastego drutu. Sołdaci padają gęsto pod ogniem karabinów maszynowych. Większe sukcesy odnoszą jednak na skrzydłach, gdzie przełamują linię obronną 128 Brygady Honwedów. Węgrzy wycofują się w popłochu. Polscy legioniści muszą zrobić to samo, w przeciwnym razie zostaną okrążeni. Dlatego 6 lipca opuszczają dotychczas zajmowane pozycje. Rosjanie rzucają się w pogoń, depczą im po piętach. Chwilami walka toczy się na bagnety i karabinowe kolby. Polacy jednak twardo trzymają szyk, osłaniając oddziały Węgrów, Austriaków, Niemców… Odwrót się udaje, ale bilans bitwy jest dla legionistów dramatyczny. Ginie bądź odnosi rany 2 tys. żołnierzy. Rosjanie triumfują, ale ich zwycięstwo śmiało można określić mianem pyrrusowego. Są tak wyczerpani, że nie dają rady pójść za ciosem. Wielka kontrofensywa Brusiłowa wkrótce wyhamowuje. Państwa centralne znów przejmują inicjatywę, niemiecki zaś generał Erich Ludendorff napisze do Arthura Zimmermana, sekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych: „Polak to dobry żołnierz. Gdy Austria zawodzi, my musimy postarać się o nowe siły […]. Trzeba zrobić Wielkie Księstwo Polskie z Warszawą i Lublinem, a następnie armię polską pod niemieckim dowództwem”.
Tak oto rodzi się legenda Legionów Polskich.
„Okna zabite deskami”
Same legiony powstały ledwie dwa lata wcześniej, a stało się to w niemałych bólach. Pod koniec lipca 1914 roku w Europie wybuchła wojna. Państwa, które ponad sto lat wcześniej podzieliły między siebie Polskę, teraz wystąpiły przeciwko sobie. Józef Piłsudski upatrywał w tym szansy na odrodzenie Rzeczypospolitej. Wiedział jednak, że wcześniej musi się opowiedzieć po jednej ze stron. Postawił na państwa centralne. Za zgodą Austriaków 3 sierpnia z podległych sobie organizacji paramilitarnych uformował Pierwszą Kompanię Kadrową. Trzy dni później wyruszyła ona z Krakowa do Kongresówki. Cel: wywołać antyrosyjskie powstanie. Plan jednak spalił na panewce. Miejscowi traktowali ochotników Piłsudskiego nieufnie, niemalże jak niemieckich agentów. „Wielkie dwory są bezwzględnie wrogie, po wsiach panuje strach zabobonny […]. Okna i drzwi domów zabite deskami” – opisywał po latach Marszałek. Kompania szybko wróciła do Krakowa, gdzie Austriacy rozwiązali oddział. Piłsudski chwilowo znalazł się na aucie. Polacy z Galicji nie porzucili jednak myśli o walce.
W dniu 16 sierpnia w Krakowie zawiązany został Naczelny Komitet Narodowy. Na jego czele stanął prezydent miasta Juliusz Leo. W porozumieniu z Wiedniem NKN ogłosił zamiar utworzenia dwóch legionów: Zachodniego w Krakowie i Wschodniego we Lwowie. Miały one liczyć po 8 tys. żołnierzy i walczyć z Rosją u boku austriackiej armii. Kilka dni później do realizacji projektu włączył się Piłsudski. Już 22 sierpnia 1914 roku jako Komendant Główny Strzelców podpisał stosowny rozkaz skierowany do swoich żołnierzy. Nie wszystko jednak przebiegało po myśli organizatorów. Legion Wschodni został zlikwidowany, zanim jeszcze uzyskał zdolność bojową. Przyczyna była prozaiczna. Na początku września 1914 roku do Lwowa wkroczyli Rosjanie. Za to Legion Zachodni rósł w oczach, przekszałcając się w Legiony Polskie. Ochotnicy napływali szerokim strumieniem. Powstawały kolejne pułki, a z nich tworzyły się brygady. Na czele pierwszej stanął Józef Piłsudski, drugą dowodził Austriak Ferdynand Küttner, zastąpiony później przez Józefa Hallera, trzecią zaś Wiktor Grzesicki, a po nim między innymi Stanisław Szeptycki i Zygmunt Zieliński. Całością zawiadywali polscy generałowie – początkowo Karol Durski-Trzaska, następnie Stanisław Puchalski.
Entuzjazm legionistów był duży, lecz codzienne życie niełatwe.
1 pułk piechoty Legionów przed ćwiczebnym wymarszem. Widoczny Leon Grot, ppor. pułku (2 od lewej na koniu).
Od zapału do kryzysu
Legiony miały stanowić namiastkę polskiej armii. Przypominały o tym choćby orzełki na czapkach czy rozkazy wydawane po polsku. Tyle że była to armia podszyta biedą. „Początkowo w ochotniczym wojsku brakowało niemal wszystkiego tak w zakresie umundurowania, jak i uzbrojenia. Nawet żywność dostarczano z opóźnieniem” – zauważa historyk Jacek Piotrowski. Żołnierze nierzadko byli więc zmuszeni dokonywać rekwizycji na trasie przemarszu, a z powodu braku kuchni polowych zimne posiłki były na porządku dziennym. Z problemami z aprowizacją udało się uporać dopiero pod koniec 1914 roku. Tymczasem wiele do życzenia pozostawiał także stan zdrowia ochotników. Piotrowski przyznaje, że do oddziałów nierzadko trafiali nastolatkowie, którzy ze względu na młody wiek nie byli w stanie podołać trudom służby. Ulegali licznym kontuzjom, a błahe przeziębienia wobec braku należytej opieki medycznej często kończyły się powikłaniami. „Przy słabym i nieregularnym wyżywieniu zdarzały się masowe zachorowania na czerwonkę” – pisze Piotrowski. Aby wyrabiać tężyznę fizyczną żołnierzy, dowódcy zachęcali ich do uprawiania sportu. Największą popularnością cieszyła się piłka nożna. Wyższa kadra w miarę możliwości oddawała się jeździectwu. W rozrastających się oddziałach nie brakowało konfliktów. Jednak, jak zaznacza historyk, w obliczu Niemców czy Austriaków legioniści z reguły zachowywali solidarność. „Ci najbardziej politycznie uświadomieni przewidywali nawet, że może teraźniejsi sojusznicy kiedyś staną się ich wrogami” – przyznaje Piotrowski. Na razie jednak Legiony Polskie z oddaniem walczyły po stronie państw centralnych.
I Brygada pod wodzą Piłsudskiego toczyła boje między innymi w Małopolsce i na ziemi świętokrzyskiej. Przykładowo pod Łowczówkiem czy Konarami. II Brygada biła się w Karpatach Wschodnich, gdzie wsławiła się szarżą ułanów na rosyjskie pozycje w pobliżu wsi Rokitna. Szlak III Brygady wreszcie prowadził przez Królestwo Polskie. Jesienią 1915 roku siły wszystkich tych jednostek zostały połączone i przerzucone na Wołyń. Tam doszło do wspomnianej już batalii pod Kostiuchnówką.
Wkrótce jednak pojawił się pierwszy poważny kryzys. Jak zauważa historyk Przemysław Waingertner, przez cały okres funkcjonowania legionów narastał spór między Piłsudskim a dowództwem i władzami austriackimi. „Wynikał on z autonomicznej, samodzielnej polityki Komendanta – tłumaczy ekspert. – Zadeklarowani zwolennicy Piłsudskiego głosili później, że swe działania w latach Wielkiej Wojny podporządkował on hasłu »zwycięstwo przyjdzie z Zachodu«, przewidując trafnie przebieg wojennych zmagań”. Ostatecznie konflikt zakończył się dymisją dowódcy I Brygady oraz sporej grupy polskich oficerów, a także przekształceniem legionów w Polski Korpus Posiłkowy. Mogli w nim służyć wyłącznie poddani austriackiego cesarza. Nastroje w niewielkim tylko stopniu poprawił akt z 5 listopada 1916 roku, w którym władze niemieckie i austro-węgierskie zgodnie deklarowały, że po wojnie doprowadzą do utworzenia samodzielnego Królestwa Polskiego „w ścisłej łączności ze sprzymierzonymi mocarstwami”. Niebawem jednak atmosfera wokół dawnych legionistów ponownie zrobiła się gęsta. Państwa centralne postanowiły przekształcić korpus w Polską Siłę Zbrojną (z niem. Polnische Wehrmacht). Żołnierze mieli złożyć przysięgę na wierność dwóm cesarzom. Większość powiedziała jednak: „nie”. Skończyło się na rozwiązaniu polskich brygad i internowaniu opornych. Oficerowie trafili do obozu w Beniaminowie, pozostali zaś do Szczypiorna. Okrojony liczebnie Polski Korpus Posiłkowy został odesłany na wschód. W okupowanym przez Niemców Królestwie pozostała Polska Siła Zbrojna. I to ona właśnie jesienią 1918 roku stała się zalążkiem armii odradzającej się Rzeczypospolitej.
Józef Piłsudski przypina odznaczenia żołnierzom I Brygady Legionów Polskich. Widoczni m.in.: Edward Rydz-Śmigły (1. z prawej, w tle za Piłsudskim) oraz major Mieczysław Ryś-Trojanowski (1. z lewej).
Jak to mogło się udać?
W szczytowym okresie legiony liczyły niespełna 20 tys. żołnierzy. Łącznie przez ich szeregi przewinęło się jednak co najmniej drugie tyle. „Legioniści polscy od pierwszych dni walk prezentowali walory właściwe formacjom ochotniczym: męstwo, gorliwość w służbie, żarliwy zapał. Było to widoczne zwłaszcza na tle »bylejakości« wielu oddziałów austriackich” – zauważał w jednej ze swoich publikacji Janusz Odziemkowski. Z kolei Piłsudski po latach oceniał: „Próba co do jakości żołnierza udała się niechybnie znakomicie. Udała się w tak dziwnie szybkim tempie, w tak niesłychanie krótkim czasie, że zaszczyt to przynosi wszystkim dowódcom mniejszym i większym, którzy tego dokonać potrafili”. Choć legiony walczyły po stronie ostatecznie przegranych państw centralnych, to spełniły ważną funkcję. Nie dały światu zapomnieć o sprawie polskiej. Pokazały, że Polacy są zdeterminowani, by o odrodzenie kraju zabiegać nie tylko w politycznych gabinetach, lecz także na polu bitwy. Na tym jednak nie koniec. Jak zauważa prof. Odziemkowski, „służba w Legionach otworzyła drogę do kariery całej grupie postaci, które miały odegrać wybitną rolę w najnowszych dziejach Polski”. Wymienia przy tym choćby Józefa Hallera, Edwarda Rydza-Śmigłego, Felicjana Sławoja-Składkowskiego, Kazimierza Sosnkowskiego czy Władysława Sikorskiego. „Gdyby nie Legiony, wymienieni wyżej, a także inni, których nazwiska tu pominięto, mieliby nikłe szanse na zaistnienie w przestrzeni publicznej” – uważa prof. Odziemkowski. Legionowy czyn niebawem stał się też jednym z mitów założycielskich II RP.
Podczas pisania korzystałem z następujących pozycji: Janusz Odziemkowski „Gdyby Legiony nie powstały”, „Dzieje Najnowsze” (rocznik XLIX, 2017); Jacek Piotrowski „Życie codzienne legionistów podczas Wielkiej Wojny w świetle wspomnień (zarys głównych zagadnień)”, „Dzieje Najnowsze” (rocznik XLIX, 2017); Przemysław Waingartner „Wołyński klucz do niepodległości. Bitwa pod Kostiuchnówką 4–6 lipca 1916 roku i pamięć o niej”, „Dzieje Najnowsze” (rocznik XLIX, 2017); Andrzej Chwalba „Legiony Polskie 1914–1918” (Kraków 2018); Wacława Milewska, Janusz Tadeusz Nowak, Maria Zientara „Legiony Polskie 1914–1918” (Kraków 1998).
autor zdjęć: NAC
komentarze