Natowska kolektywna obrona przestrzeni powietrznej to kwintesencja idei przyświecającej utworzeniu Sojuszu Północnoatlantyckiego – razem jesteśmy silniejsi. Nowy polski system obrony powietrznej ma stanowić jej kluczowe ogniwo. Tym bardziej, że będzie jednym z najnowocześniejszych na świecie.
Włoscy piloci stacjonujący w 22 Bazie Lotnictwa Taktycznego w Malborku w ramach natowskiej misji Air Policing odpowiadali 29 września, 30 września i 5 października 2022 roku w trybie alarmowym na sygnał „scramble”, oznaczający, że może być naruszona przestrzeń powietrzna Polski. W tych dniach za każdym razem cztery rosyjskie myśliwce, lecąc w przestrzeni międzynarodowej z wyłączonymi transponderami oraz nie odpowiadając na próby komunikacji radiowej ze strony NATO, dopiero w bezpośredniej styczności z włoskimi samolotami zmieniały tor lotu i zawracały do Kaliningradu.
Choć takich incydentów odnotowano więcej, na przełomie września i października można było zaobserwować szczególną aktywność rosyjskiego lotnictwa. Piloci Aeronautica Militare (włoskich sił powietrznych), zasiadający za sterami samolotów Eurofighter F-2000A, przez cztery miesiące pobytu w Polsce (dyżur trwał do końca listopada 2022 roku) ruszali na bojowo na spotkanie rosyjskim samolotom aż 23 razy, a na patrolowaniu przestrzeni powietrznej Polski oraz krajów bałtyckich spędzili w powietrzu ponad 500 godzin.
Ktoś może zapytać, dlaczego włoscy żołnierze strzegli przestrzeni powietrznej Polski, Litwy, Łotwy i Estonii. Odpowiedź jest prosta. Ich obecność w naszym kraju w ramach misji Air Policing to najlepsza wizytówka idei natowskiej kolektywnej obrony powietrznej, która była jednym z kamieni węgielnych tworzącego się Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Aby lepiej zrozumieć tę ideę, trzeba mieć świadomość, czym właściwie jest obrona powietrzna. To część systemu bezpieczeństwa każdego państwa na świecie, odnosząca się do wszystkich procesów polityczno-wojskowych związanych z ochroną i obroną przestrzeni powietrznej danego kraju. I nie chodzi tutaj tylko o zabezpieczenie przed środkami napadu powietrznego, czyli np. przed nieprzyjacielskimi, wojskowymi statkami powietrznymi (obrona przeciwlotnicza) czy rakietami manewrującymi lub pociskami balistycznymi (obrona przeciwrakietowa). Zagrożenie powietrzne wymagające interwencji państwa – nie tylko jego wojska, ale i np. służb zarządzania kryzysowego czy ratowniczych – stanowi również cywilny samolot lub choćby balon, który może spaść na zabudowania, zagrażając życiu i zdrowiu obywateli.
Aby system obrony powietrznej był skuteczny, musi dysponować odpowiednimi narzędziami. Choć ich struktura i organizacja mogą być różne w poszczególnych państwach, zasadniczo tworzą go: wojska radiotechniczne, których zadaniem jest wykrywanie wszystkich obiektów latających naruszających daną przestrzeń powietrzną; siły powietrzne, przeznaczone do działań defensywnych i ofensywnych; oraz wojska obrony przeciwlotniczej ze wszystkich rodzajów wojsk.
Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego
Z dzisiejszej perspektywy łatwo jest odpowiedzieć na pytanie, dlaczego państwa NATO wspólnie bronią przestrzeni powietrznej swoich członków i sojuszników. Wydają miliardy euro czy dolarów nie tylko na niezbędną do tego infrastrukturę dowodzenia i rozpoznania – w tym różnego typu radary, samoloty rozpoznawczo-obserwacyjne AWACS, okręty systemu AEGIS oraz zwiadowcze satelity. Rozwijają także komponenty bojowo-obronne, nie tylko wszelkiego typu statki powietrzne, lecz także artyleryjsko-rakietowe uzbrojenie przeciwlotnicze i przeciwrakietowe. Robią tak, ponieważ łącząc potencjał poszczególnych członków Sojuszu, osiągany jest efekt synergii – tak działa najpotężniejszy pakt obronny na świecie. Jednak NATO nie zawsze było tak jednomyślne w ocenie zagrożeń powietrznych.
Kiedy rozpoczął się proces budowy Sojuszu, jednym krajom zależało na kolektywnej obronie powietrznej bardziej – wyróżniała się tutaj Europa Zachodnia (Niemcy, Holandia), a innym zdecydowanie mniej – tu trzeba wskazać Europę Południową (Włochy, Hiszpania). Stany Zjednoczone pełniły w tym wypadku rolę zdroworozsądkowego rozjemcy. W 1955 roku Sojusz zdecydował o utworzeniu natowskiego systemu zintegrowanej obrony przeciwlotniczej, którego filarami były cztery podległe naczelnemu sojuszniczemu dowódcy w Europie (Supreme Allied Commander Europe – SACEUR) obszary obrony powietrznej. Nie przeszkodziło to jednak w tym, aby w 1958 roku trzy kraje działające w ramach odrębnej grupy, czyli Belgia, Niemcy i Holandia, zdecydowały o utworzeniu trójnarodowego systemu obrony powietrznej (Air Defence Ground Environment – ADGE).
Na szczęście prace nad ogólnonatowskim systemem cały czas trwały i w 1962 roku rozwiązanie o nazwie NADGE (NATO Air Defence Ground Environment) osiągnęło wstępną gotowość operacyjną. Ponieważ wraz z rozwojem technologii ten system był rozbudowywany o nowe możliwości w zakresie dowodzenia i kierowania walką, w obszarze rozpoznania oraz rażenia, aby je oddać, zmieniono jego nazwę na NATO Integrated Air Defense System (NATIADS).
Przesunięcie środka ciężkości
System NATIADS nastawiony był przede wszystkim na obronę przed statkami powietrznymi. Czynnikiem wymuszającym na NATO zmianę filozofii obrony powietrznej była transformacja ustrojowa, do której doszło w państwach Europy na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. ZSRR przestał stanowić dla wielu krajów zagrożenie militarne, a na liście potencjalnych przeciwników mocno awansowały kraje autorytarne, dysponujące bronią chemiczną i atomową lub aspirujące do jej posiadania, jak Iran, Irak, Syria czy Korea Północna. Ponieważ stanowiły one dla NATO zagrożenie przede wszystkim z powodu wykorzystania Tactical Ballistic Missile (TBM), czyli pocisków balistycznych o zasięgu do 3500 km, Sojusz postanowił zdecydowanie wzmocnić swoje zdolności do obrony przed tego typu zagrożeniami. I chciał to zrobić kolektywnie.
Decyzje o nadaniu priorytetu budowie sojuszniczych zdolności antyrakietowych zapadły na szczycie NATO w Pradze w 2002 roku, a sześć lat później, w 2008 roku w Bukareszcie, przywódcy Sojuszu zgodzili się, aby budowane w Europie amerykańskie instalacje antyrakietowe (USA wskazały ostatecznie ich lokalizację w Turcji, Rumunii i Polsce) były częścią natowskiego systemu obrony powietrznej. Dwa lata później, w 2010 roku w Lizbonie, zdecydowano o formalnym przekształceniu NATIADS w NATINAMDS (NATO Integrated Air and Missile Defence System). I ten system jest do dziś podstawą kolektywnej obrony powietrznej Sojuszu.
Element systemu
Ten natowski parasol zapewnia zatem ochronę także Polsce, a jego elementem jest nasz krajowy system obrony powietrznej. Oczywiście w czasie pokoju za ochronę granicy państwowej przed wszelkimi środkami napadu powietrznego odpowiada minister obrony narodowej i wykonujący w jego imieniu zadania w tym zakresie dowódca operacyjny rodzajów sił zbrojnych. I to oni decydują, jakie komponenty naszych sił zbrojnych są oddelegowane (w czasie wojny i pokoju) pod komendę natowskiego NATINAMDS.
Jaka jest rola Polski w tymże powietrznym parasolu? Bardzo ważna. I to od samego początku naszego członkostwa w NATO. Kiedy w 1999 roku nasz kraj przystępował do Sojuszu, z jednej strony pod względem obrony powietrznej nie mieliśmy się czego wstydzić, z miejsca stając się jednym z liderów NATO, z drugiej jednak pod pewnymi względami pozycjonowaliśmy się na szarym końcu, deklarując zdecydowaną poprawę.
Zaczynając od końca, słabością Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej w zakresie obrony powietrznej były zdecydowanie nasze siły lotnicze. Sojusznicy wysoko oceniali samoloty MiG-29, które tworzyły trzon naszego lotnictwa myśliwskiego. Jednak mieliśmy ich – patrząc na polskie, a co za tym idzie i natowskie potrzeby – zdecydowanie za mało. Właśnie dlatego jedną z pierwszych decyzji modernizacyjnych po wejściu do Sojuszu było uruchomienie procedury zakupu nowoczesnych maszyn wielozadaniowych, którymi ostatecznie zostały amerykańskie F-16.
Obszarem obrony powietrznej, z którego mogliśmy być dumni, były natomiast wojska przeciwlotnicze. W 1999 roku pułki przeciwlotnicze wojsk lądowych miały w swoim uzbrojeniu zestawy rakietowe 9K33M2/M3 Osa i 2K12 Kub, którymi można razić cele oddalone o 10 km i 24 km, a nasza jedna brygada rakietowa obrony powietrznej wchodząca w skład sił powietrznych – zestawy rakietowe S-125 Newa (25 km zasięgu) oraz zestawy rakietowe S-200WE Wega (o zasięgu około 240 km). Najsilniej, co zdecydowanie wyróżniało nas na tle całego NATO, polskie wojsko było nasycone w tzw. warstwie bardzo krótkiego zasięgu. Mieliśmy w linii nie tylko setki wysłużonych wyrzutni Strzała-2M, ale też w 1995 roku do służby trafiły przenośne przeciwlotnicze zestawy rakietowe Grom, w ocenie ekspertów najnowocześniejsze wówczas systemy uzbrojenia tej klasy.
Rzeki różnych prędkości
Niestety sprzęt wojskowy bardzo szybko się starzeje. Postęp, jaki dokonał się na przełomie wieków w dziedzinie radiolokacji, komputeryzacji oraz techniki rakietowej, był tak duży, że dekadę po wejściu do NATO nasze zdolności w zakresie obrony powietrznej okazały się niewystarczające. Szczególnie jeśli chodzi o obronę przeciwlotniczą krótkiego i średniego zasięgu. W 2008 roku podjęto więc decyzję o zbudowaniu nowego, trójwarstwowego systemu obrony przeciwlotniczej.
Miał się on składać z trzech podsystemów – bardzo krótkiego zasięgu (5–6 km), tzw. VSHORAD (Very Short Range Air Defense), krótkiego zasięgu (do 25 km), tzw. SHORAD (Short Range Air Defense) oraz średniego zasięgu (do 100 km), MRAD (Medium Range Air Defense). Orężem VSHORAD miały być zestawy rakietowo-artyleryjskie Pilica, samobieżne zestawy rakietowe Poprad oraz ręczne wyrzutnie pocisków Grom/Piorun. System SHORAD miał bazować na zestawach rakietowych o kryptonimie „Narew”, a MRAD na zestawach rakietowych o kryptonimie „Wisła”.
Niestety programy modernizacji obrony przeciwlotniczej noszące nazwy największych polskich rzek nie miały tak szybkiego „nurtu”, jak by oczekiwało tego wojsko. Najszybciej zajęto się najniższą warstwą – VSHORAD. W 2015 roku podpisano kontrakt na dostawę około 80 popradów, w listopadzie 2016 roku na sześć baterii systemu rakietowo-artyleryjskiego Pilica, zaś w grudniu 2016 roku na 1300 rakiet Piorun oraz 420 wyrzutni.
Potem przyszedł czas na kolejne piętra systemu, czyli MRAD oraz SHORAD. Kontrakt na dwie baterie systemu Wisła podpisano w marcu 2018 roku, a we wrześniu 2021 roku umowę ramową na dostawę 23 zestawów rakietowych Narew. W kwietniu 2022 roku MON zdecydowało, że niezbędne jest przyspieszenie dostaw tego systemu, i podpisano umowę na dostarczenie jeszcze w 2022 roku dwóch baterii małej Narwi (nazwanej tak dlatego, że składa się z docelowych zestawów rakietowych uzbrojonych w pociski CAMM o zasięgu 25 km), ale z przejściowymi radarami, które później mają być wymienione na nowsze rozwiązania, oraz polskim systemem dowodzenia. To nie był jednak koniec przyspieszeń. W maju 2022 roku polski rząd skierował do rządu Stanów Zjednoczonych zapytanie ofertowe w sprawie pozyskania sześciu kolejnych baterii systemu Patriot, należących do warstwy średniego zasięgu.
Przełomowe zdolności
Płk Michał Marciniak, pełnomocnik ministra obrony narodowej do spraw budowy systemu zintegrowanej obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej, twierdzi, że po latach czekania, planowania i kontraktowania nowy, zintegrowany system obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej kraju nabiera wymiernego kształtu. Na przełomie września i października 2022 roku do Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej, a konkretniej do 18 Pułku Przeciwlotniczego z Sitańca trafiła już bowiem pierwsza bateria małej Narwi. Z kolei kilka tygodni później do Polski dotarły elementy pierwszej baterii Wisły, które na poligonie pod Toruniem, zgodnie z amerykańskimi procedurami, przechodzą proces integracji, poprzedzający ich formalne wdrożenie do służby w polskiej armii.
Zamówione przez Polskę dwie baterie systemu Patriot docelowo zasilą 37 Dywizjon Rakietowy Obrony Powietrznej w Sochaczewie, będący częścią 3 Warszawskiej Brygady Rakietowej Obrony Powietrznej. – Dzięki przyjęciu nowoczesnego sprzętu nasza jednostka zwiększy swoje możliwości związane z osłoną wojsk i obiektów przed rozpoznaniem i uderzeniami z powietrza oraz zdolności do wykrywania, rozpoznania i rażenia celów – wylicza por. Paweł Kłosowski, oficer prasowy brygady. Jednak aby nowy sprzęt mógł być wykorzystywany jak najefektywniej, wojsko musiało się do jego wdrożenia przygotować. W samej jednostce zrealizowano serię inwestycji zapewniających odpowiednią przestrzeń do obsługi sprzętu, a także szkolenia dla żołnierzy, którzy będą za ten proces odpowiadać. Jak wyjaśnia por. Kłosowski, to właśnie pozyskanie kadry okazało się dla 3 Brygady największym wyzwaniem. – Zespół obsługujący nowoczesny sprzęt musi posiadać szeroką wiedzę m.in. z zakresu informatyki, mechaniki i elektroniki. Dodatkowo każdy żołnierz, bez względu na to, czy służy w korpusie szeregowych, podoficerów, czy oficerów, musi posługiwać się językiem angielskim w stopniu bardzo dobrym – wyjaśnia. Dlatego żołnierze z 3 Brygady od 2020 roku uczestniczą w szkoleniach z obsługi i budowy systemu Patriot w Stanach Zjednoczonych.
Zdaniem pełnomocnika ministra płk. Michała Marciniaka nowy polski system obrony powietrznej będzie jednym z najnowocześniejszych na świecie. Z taką opinią zgadzają się eksperci. Marcin Niedbała, analityk do spraw broni przeciwlotniczej, wskazuje, że system ów ma dysponować unikatowymi zdolnościami radiolokacyjnymi. – My jako pierwsi na świecie zdecydowaliśmy się wprowadzić na taką skalę pasywną radiolokację, która ma służyć nie tylko do wykrywania środków napadu powietrznego, ale również kierowania walką. To unikatowe podejście, bardzo innowacyjne – mówi.
Holistyczna idea nowego systemu obrony powietrznej w zakresie radiolokacji zakłada, że do wykrywania celów i kierowania walką będą używane wszystkie dostępne w danym rejonie radary, bez względu na to, z jakiej warstwy obrony powietrznej pochodzą. W praktyce oznacza to, że stacje radiolokacyjne przeznaczone do systemów Wisła i Narew, samoloty F-35 czy nawet fregaty rakietowe Miecznik będą przekazywać dane na każdy poziom obrony przeciwlotniczej, nawet ten najniższy – VSHORAD. Jak podkreśla płk Marciniak, holistyczne podejście ma dotyczyć także tzw. efektorów. Przyjęta zasada „każdy radar, najlepszy pocisk” oznacza bowiem, że do zniszczenia danego środka napadu powietrznego – samolotu, drona, śmigłowca, rakiety balistycznej czy manewrującej – użyty zostanie najlepszy pod względem kosztów i efektów środek ogniowy.
Dowody jedności
Eksperci analizujący nowy polski system obrony powietrznej podkreślają, że uruchamiając nad nim prace, nasz kraj wykazał się dalekowzrocznością, w przeciwieństwie do wielu innych członków NATO, którzy latami zadowalali się tym, co mają, oraz parasolem powietrznym i antyrakietowym zapewnianym Europie przez Stany Zjednoczone.
– W przestrzeni transatlantyckiej zbyt długo dochodziło do znacznego rozdźwięku między możliwościami USA i europejskich członków Sojuszu w zakresie zdolności do obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej – wskazuje dr Jacek Raubo z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, dodając, że państwa Europy Zachodniej zmieniły swoje podejście w tej kwestii pod wpływem doświadczeń z wojny w Ukrainie i zaczęły się zbroić. Stąd m.in. decyzja 12 krajów NATO oraz chcącej wstąpić do Sojuszu Finlandii, że chcą wspólnie kupować systemy przeciwlotnicze i przeciwrakietowe krótkiego i średniego zasięgu. Polska pozytywnie oceniła tę inicjatywę, jednak wszystko wskazuje na to, że nie jesteśmy nią zainteresowani, gdyż – jak oceniają eksperci – nasz program nowego zintegrowanego systemu przeciwlotniczego i przeciwrakietowego jest bardziej zaawansowany, o co najmniej sześć, siedem lat.
Reakcja NATO na wybuch wojny w Ukrainie pokazuje, że ta organizacja dobrze rozumie, po co została powołana do życia. Kraje Sojuszu znacząco wzmocniły swoją obecność na wschodniej flance, wysyłając do państw Europy Środkowo-Wschodniej wojska lądowe – żołnierzy, czołgi, artylerię. Razem działają też na morzu, strzegą wspólnie cyberprzestrzeni, ale też prowadzą kolektywną obronę powietrzną, rozmieszczając w tej części kontynentu swoje samoloty oraz zestawy przeciwlotnicze i przeciwrakietowe. W takim działaniu tkwi siła Sojuszu Północnoatlantyckiego.
autor zdjęć: Bartosz Bera, st. chor. sztab. mar. Arkadiusz Dwulatek/CC DORSZ, Sławomir Kozioł/18 DZ
komentarze