Nowa niemiecka koalicja rządzi od dobrych kilku tygodni i wydaje się już jasne: w polityce Berlina nie należy spodziewać się rewolucji, zmiany będą następować powoli. Mimo że nowy rząd musi pogodzić tak odmienne programy, jak postulaty pacyfistów z Zielonych i liberałów z FDP, pewne jest, że Niemcy pozostaną lojalnym partnerem NATO. Co więcej, pierwsze decyzje pokazują, że Bundeswehra może liczyć na nowe uzbrojenie, na które wcześniej nie było politycznego przyzwolenia.
W Berlinie po raz pierwszy ster rządów objęła koalicja złożona z trzech partii, których programy są skrajnie różne. Wybory parlamentarne pod koniec września nieznacznie wygrali socjaldemokraci i po dwóch miesiącach negocjacji (szybko jak na Niemcy) powstała czerwono-zielono-żółta koalicja, którą zawiązali: centrolewicowa socjaldemokracja (SPD), ekologiczni Zieloni i liberalni Wolni Demokraci (FDP). Kanclerzem został Olaf Scholz z SPD (od 2018 roku był federalnym ministrem finansów i wicekanclerzem w rządzie Angeli Merkel).
Start nowej koalicji można uznać za udany, bo trzy partie szybko wypracowały wspólny program. Odłożono na bok kwestie sporne. 178-stronicowa umowa koalicyjna „Odważyć się na więcej postępu” jest politycznym rozkładem jazdy na najbliższe cztery lata. W Niemczech jest to dokument, do którego przywiązuje się dużą wagę, a partie, które go podpisały, rozliczane są z realizacji zawartych w nim założeń.
Priorytetem nowego rządu jest modernizacja gospodarki i państwa, ale koalicjanci zapewnili, że mają „świadomość globalnej odpowiedzialności, jaką ponoszą Niemcy, czwarta największa gospodarka na świecie”. Na kilkunastu stronach opisali zamierzenia w dziedzinie bezpieczeństwa i obrony. Ich lektura dowodzi, że w tej kwestii nowy rząd generalnie stawia na kontynuację, choć pojawią się też zaskakujące zmiany.
Drony dla Bundeswehry
Jedną z nich jest zgoda na wyposażenie Bundeswehry w uzbrojone drony. Poprzednie rządy kanclerz Angeli Merkel (u władzy 16 lat) nie zdecydowały się ani na uzbrojenie posiadanych bezzałogowców, ani na zakup dronów bojowych, mimo że tego domagała się armia. Takie stanowisko tłumaczono względami politycznymi i humanitarnymi, krytykując przy tym amerykańską strategię wojskową, w której to dziś jeden z podstawowych środków eliminacji przeciwnika. Teraz uznano, że „uzbrojone drony mogą przyczynić się do ochrony żołnierek i żołnierzy podczas misji zagranicznych”. To istotna zmiana w niemieckiej polityce, zważywszy na silne frakcje sprzeciwiające się dotychczas zakupowi uzbrojonych systemów bezzałogowych, zarówno w SPD, jak i w partii Zielonych.
Traktat do obserwacji
Natomiast ukłonem wobec pacyfistów z SPD i Zielonych jest zapowiedź, że nowy niemiecki rząd chce zostać w 2022 roku obserwatorem konferencji państw sygnatariuszy traktatu o zakazie broni jądrowej (zakaz produkowania, rozwijania i gromadzenia). Posiedzenie poświęcone porozumieniu, które uchwalono w 2017 roku przez konferencję Organizacji Narodów Zjednoczonych, odbędzie się w marcu. Ten zapis umowy koalicyjnej niemieckiego rządu idzie w poprzek rekomendacjom NATO, które uważa, że traktat podważa znaczenie odstraszania jądrowego. Rada Północnoatlantycka wręcz odrzuciła go w 2020 roku, argumentując, że nie nadąża on za zmianami geopolitycznymi XXI wieku.
Już widać, że przed nowym rządem trudne zadanie. Niemiecka koalicja stara się bowiem pogodzić deklaracje inicjatyw rozbrojeniowych ze zobowiązaniami Berlina w NATO. Priorytety się jednak nie zmienią. Gabinet Scholza szybko zadeklarował, że Niemcy będą wypełniały zobowiązania wobec Sojuszu, który pozostaje gwarantem europejskiego bezpieczeństwa. W pierwszych dniach urzędowania nowy kanclerz z SPD i szefowa dyplomacji Annalena Baerbock z Zielonych złożyli wizyty w Kwaterze Głównej NATO, gdzie potwierdzili sojusznicze zobowiązania. Niemcy będą wspierały wysiłki NATO w zakresie nuklearnego i konwencjonalnego odstraszania, a także finansowały odpowiednio Bundeswehrę – 3 procent PKB ma być przeznaczane nie tylko na wojsko (w 2021 wydatki stricte obronne to ok. 65 mld dol, czyli 1,5% PKB), ale także na dyplomację, pomoc rozwojową i wypełnianie zobowiązań w Sojuszu. W kolejnych latach okaże się, czy budżet obronny się zwiększy, czy też jego wzrost będą hamować Zieloni, a także czy przyspieszone zostaną inwestycje modernizacyjne Bundeswehry.
Bomby zostają
Mimo więc drobnych gestów w stronę pacyfistów, kanclerz Scholz zadeklarował również, że Niemcy pozostaną w programie „Nuclear Sharing”, w ramach którego w bazie lotniczej w Büchel w Nadrenii-Palatynacie składowanych jest około 20 amerykańskich bomb B61. Do ich przenoszenia od lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku służą samoloty Panavi Tornado, które już dawno powinny zostać zastąpione nowszymi maszynami. W umowie koalicyjnej znalazła się więc także obietnica zakupu samolotów przystosowanych do przenoszenia broni jądrowej. Niebawem okaże się, czy będą to maszyny Boeing F/A-18 E/F Super Hornet, które planował kupić poprzedni rząd.
Zarówno w SPD, jak i w partii Zielonych, są politycy realistycznie oceniający sytuację, którzy zdają sobie sprawę z negatywnych konsekwencji ewentualnego wycofania się Niemiec z „Nuclear Sharing” czy podważania sensu stacjonowania amerykańskiej broni jądrowej w Europie. W grupie realistów u socjaldemokratów są m.in. kanclerz Olaf Scholz i Heiko Maas (minister spraw zagranicznych w ostatnim rządzie Angeli Merkel), w Zielonych tę opcję reprezentują przewodnicząca: Annalena Baerbock (szefowa dyplomacji) i Robert Habeck (wicekanclerz oraz minister gospodarki i ochrony klimatu). Pytanie – czy zdołają oni przekonać pacyfistyczne skrzydła w swoich ugrupowaniach – pozostaje na razie bez odpowiedzi.
Wspólna Europa
Nowy niemiecki rząd zapewnił, że chce nadal rozwijać wspólną politykę zagraniczną, bezpieczeństwa i obrony w UE, a także, że wypełni zobowiązania dotyczące rozwijania zdolności wojskowych i wzmacniania europejskiego filaru w Sojuszu. W umowie koalicyjnej nie ma zapisów o powstaniu europejskiej armii (choć takie zapisy znalazły się w programach SPD i Zielonych). Berlin zadeklarował natomiast poparcie dla utworzenia unijnej struktury dowodzenia dla operacji wojskowych, w tym dowództwa cywilno-wojskowego, zapowiadając całkowitą interoperacyjność ze strukturami dowodzenia NATO. Jednocześnie – i to również drobny gest w stronę Zielonych – koalicjanci uzgodnili, że każdy udział Bundeswehry w operacjach zagranicznych będzie uzależniony m.in. od opracowania „strategii wyjścia”, czyli planu ich zakończenia.
W niemieckiej umowie koalicyjnej Polska wymieniana jest dwukrotnie. Po raz pierwszy przy zapowiedzi ożywienia współpracy Trójkąta Weimarskiego. Poza tym rząd federalny podtrzymał obietnicę poprzedników, dotyczącą budowy w Berlinie miejsca pamięci poświęconego polskim ofiarom nazistowskich Niemiec.
Wbrew wcześniejszym zapowiedziom polityków koalicji, po nowym niemieckim rządzie nie należy więc się spodziewać „nowego początku”, lecz kontynuacji dotychczasowej polityki. Niemcy jako naród pragmatyków, doskonale rozumieją, że niestabilna dziś w Europie sytuacja bezpieczeństwa, nadchodzący kryzys gospodarczy na świecie oraz trwająca od dwóch lat pandemia to nie jest czas na radykalne zwroty. W polityce zagranicznej, a także bezpieczeństwa i obrony programy trzech koalicyjnych partii będą więc raczej rozkładać inaczej akcenty, niż wprowadzać zasadnicze zmiany.
autor zdjęć: Jesco Denzel / Bundesregierung
komentarze