moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

To jest powstanie!

Adolf Hitler był w swej zbrodniczej polityce konsekwentny. Już w „Mein Kampf” obiecywał Niemcom wielką „przestrzeń życiową” na wschodzie. W 1941 roku NSDAP doprecyzowała tzw. Generalplan Ost. Jego poligonem doświadczalnym stała się Zamojszczyzna. 24 grudnia 1942 roku w tamtejszych czterech powiatach polskie podziemie ogłosiło stan wojenny, partyzanci ruszyli do walki.


Polscy rolnicy wysiedlani z Zamojszczyzny. Zima 1942/1943 r.

Listopad 1942 roku był wyjątkowo zimny – Zamojszczyznę, podobnie jak cały kraj, szybko zasypały śniegi i skuły mrozy. To jeszcze bardziej uprzykrzało życie ludziom poddanym brutalnej okupacji niemieckiej. Wojennej biedy i represji nie łagodziły wiadomości z frontu o triumfalnym pochodzie Wehrmachtu. Wprawdzie Niemcy wycofali się spod Moskwy tamtejszej zimy, ale przez cały 1942 rok znowu gromili Sowietów i doszli do gór Kaukazu oraz rozpoczęli wielką bitwę nad Wołgą o Stalingrad. Pewni byli zwycięstwa, więc na zapleczu tego gigantycznego frontu rozpętali niebywały terror.

W Berlinie postanowiono jednocześnie przystąpić do realizacji Generalplan Ost (Generalny Plan Wschodni). Przewidywał on zniemczenie wielkich obszarów wschodniej części Europy. Miało to polegać na bezpardonowym usunięciu zamieszkującej tam ludności. Niemieccy planiści wyliczyli, że akcja obejmie około 20–24 mln Polaków. Pierwszym obszarem wysiedleńczym uczyniono Zamojszczyznę, szykując tym samym jej mieszkańcom horror przed świętami Bożego Narodzenia.

Dni i noce mogą spłynąć krwią

Dramat rozpoczął się 28 listopada 1942 roku. O godzinie trzeciej nad ranem żandarmi niemieccy otoczyli wieś Skierbieszów. W 20-stopniowym mrozie dali przerażonym ludziom 15 minut na zabranie najpotrzebniejszych rzeczy. Ociągających się lub opornych zabijali na miejscu. Resztę pognali do ciężarówek i zawieźli do Zamościa – gdzie czekał ich obóz przejściowy i dalsza poniewierka – albo na roboty przymusowe do Reichu, albo do obozu koncentracyjnego. Opustoszone w ten sposób gospodarstwa wraz z inwentarzem przejmowali koloniści niemieccy. Ten scenariusz odtąd powtarzać się miał każdego dnia, każdej nocy – aż do całkowitego oczyszczenia terenu. Niemcy planowali wysiedlić 140 tys. ludzi ze 117 wsi. Równocześnie miały być prowadzone pacyfikacje, by profilaktycznie zapobiec tworzeniu się partyzantki i samoobrony. Gen. Stefan Rowecki raportował do sztabu naczelnego wodza 23 grudnia 1942 roku: „Od 28 listopada do dnia dzisiejszego wysiedlono z Zamojszczyzny ok. 30 wsi całkowicie, inne częściowo, w sumie ok. 10 000 gospodarstw. Akcję prowadzi SS, za próby sprzeciwu – rozstrzeliwania. Osiedlają przeważnie Niemców rumuńskich. Chłopów spędzają do obozów wojennych, skąd część idzie na roboty, część zostaje przesiedlona, inni wprost przepędzeni. Rodziny rozbijają. Dzieci, zwłaszcza małe do lat 6, zabierają do Rzeszy. Zabijają matki nie chcące oddać dzieci. Starców chorych wywożą w niewiadomym kierunku. Jeden transport do Oświęcimia pewnie dla ich zniszczenia. Ludność masowo ucieka do lasów. Liczne wypadki podpalania zagród przez wysiedlonych i wybijanie inwentarza”.

Rabunek polskich dzieci podczas operacji wysiedleńczej na Zamojszczyźnie. 1943 r.

„Grot” w tym samym meldunku informuje gen. Władysława Sikorskiego, że zarządził tamtejszym oddziałom AK szeroką akcję dywersyjną i czynny opór. Kierownictwo Walki Cywilnej w depeszy z tego samego dnia alarmowało wicepremiera i ministra spraw wewnętrznych Stanisława Mikołajczyka: „Wszystko wskazuje, że okupant idzie na planowe niszczenie chłopów […]. Ludność prze do zorganizowanej akcji obronnej, czego nie da się uniknąć. Były pierwsze krwawe utarczki. Najbliższe dni i noce mogą obficie spłynąć krwią i łunami pożarów. Alarmujcie świat, zagroźcie odwetowym bombardowaniem bezbronnych miast niemieckich. Mało mamy broni i amunicji”. W raporcie nie było cienia przesady, po pierwszym szoku miejscowa konspiracja – niezależnie od przynależności politycznej – samorzutnie zaczęła organizować obronę. Dochodziło do utarczek, ale przewaga Niemców, wykorzystujących do akcji wysiedleńczej i pacyfikacji Ukraińców, była przytłaczająca.

Cichociemny z batalionów

Komendant główny Batalionów Chłopskich Franciszek Kamiński przybył do Zamościa 8 grudnia. Na odprawie z komendantami czterech obwodów, na których trwały wysiedlenia, ustalono plan działania. Sprowadzał się on przede wszystkim do zorganizowania masowej samoobrony, przeciwdziałania ekspedycjom wysiedlającym i karnym oraz atakowania wsi zasiedlonych przez niemieckich kolonistów. Powróciwszy do Warszawy, Kamiński 18 grudnia przedłożył przed Centralnym Kierownictwem Ruchu Ludowego sprawozdanie i plan przeciwdziałania niemieckiej akcji. Wszystko zostało zaakceptowane, a na wniosek działacza ruchu ludowego Józefa Niećki postanowiono wspomóc tamtejszych konspiratorów, wysyłając do kierowania działaniami specjalnymi szefa Oddziałów Specjalnych w Komendzie Głównej Batalionów Chłopskich – ppor. Jerzego Marę-Meÿera „Visa”. Ten oficer, którego przodkowie przybyli do Polski z Holandii, a ojciec odznaczył się w Legionach Piłsudskiego, był jednym z trzech cichociemnych, którzy zostali przez władze wojskowe oddelegowani do służby w batalionach. Początkowo ze względu na doskonałą znajomość języka niemieckiego Mara-Meÿer skierowany był do akcji dywersyjnych na terenie Rzeszy. Jednak po interwencji Mikołajczyka zmieniono mu przydział na oficera szkoleniowego w BCh. Był to doskonały wybór, a porucznik pozostał wierny ludowemu wojsku do końca – do bohaterskiej śmierci 27 maja 1943 roku podczas akcji na niemiecką restaurację przy ulicy Miodowej 23 w Warszawie.

Ppor. Meÿer wyjechał na Zamojszczyznę razem z trzema innymi oficerami z pewną ilością broni z amunicją. Zanim jednak dotarli na miejsce, w nocy z 10 na 11 grudnia Oddział Specjalny BCh dowodzony przez Henryka Derweckiego „Sępa” napadł wieś Nawóz i spalił ponad 50 gospodarstw zasiedlonych przez kolonistów. Dwa dni później Oddział Specjalny por. Roberta Aborowicza „Azji” rozbił urząd gminy i areszt w Krynicach, dzięki czemu wolność odzyskało 20 więźniów. Odtąd koloniści nie mogli czuć się już bezpiecznie. Między innymi 23 i 24 grudnia „Azja” spalił zasiedlone przez Niemców wsie Huta Komorowska i Janówka. To był dopiero początek.

Samoobrona przez atak

Kiedy 22 grudnia „Vis” ze swymi ludźmi dotarł do Tomaszowa Lubelskiego, komendant tego obwodu BCh, mjr Franciszek Bartłomowicz „Grzmot”, rozkazem nr II z 24 grudnia 1942 roku ogłosił stan wojenny dla gmin: Komarów, Kotlice, Krynice, Rachanie i Tarnawatka. W pozostałych gminach miał obowiązywać stan pogotowia wojennego. Jednocześnie „Grzmot” wezwał „bechowców” do sformowania oddziału interwencyjnego. Każdy z dowódców otrzymał taki rozkaz: „Dnia 26 grudnia 1942 r. stawić się z całym plutonem w lesie Grabina pod wsią Dzierążnia. Zabrać ze sobą posiadaną broń i amunicję. Żołnierze winni zaopatrzyć się w zapasową bieliznę i żywność na okres 3 dni”. Tak tę koncentrację wspominał jeden z jej uczestników – Józef Danielewicz „Kłoda”, dowódca oddziału z Wojdy: „W oznaczonym dniu przybyliśmy z plutonem do lasu Grabina i zastaliśmy tam zgrupowanych paręset osób zarówno z bronią, jak i bez broni. Na polanie powiewał sztandar narodowy z godłem państwowym, co zrobiło na nas duże wrażenie. W ogóle atmosfera panująca wśród zgromadzonych żołnierzy była bardzo poważna i podniosła. […] Do zebranych przemówił komendant »Grzmot«, który nakreślił całokształt sytuacji, jaka wytworzyła się w ostatnich tygodniach, poświęcając szczególnie dużo uwagi śmiertelnemu niebezpieczeństwu zagrażającemu nam od Niemców”.

Przemówienie „Grzmota” zakończone zostało odśpiewaniem „Roty” i „Mazurka Dąbrowskiego”. Od żołnierzy odebrana została jeszcze raz „bechowska” przysięga, gdyż byli wśród nich młodzi ludzie z wysiedlonych wsi, którzy nie zostali wcześniej zaprzysiężeni. Tak powstała I Kadrowa Kompania BCh w sile trzech plutonów. Z Grabina oddział przemaszerował pod Wojdę, leśną osadę w lasach kosobudzkich. Dwa dni później „Azja” zrobił stąd wypad, likwidując straż niemiecką i paląc wieś Lipsko. 29 grudnia zaś w lasach koło Bliżowa „Vis” natknął się na sowiecki oddział imienia Mykoły Szczorsa. Liczył ponad 30 czerwonoarmistów – uciekinierów z niemieckich obozów jenieckich, którymi dowodził kpt. Wasyl Wołodin „Wołodia”. Sowieci w porównaniu z ludźmi „Visa” byli bardzo dobrze uzbrojeni – w broń maszynową. Ppor. Mara-Meÿer postanowił porozumieć się z „Wołodią”, by ten dołączył do kompanii pod wsią Wojda i podporządkował się czasowo polskiemu dowództwu. Kapitan zgodził się, bo cichociemny zaimponował mu swymi umiejętnościami strzeleckimi. Widząc, że Polak ma przy sobie aż kilka pistoletów, poprosił go, by pokazał mu, czy ma celne oko. „Vis” za każdym razem trafiał w rzucane przez partyzantów czapki lub gałęzie. Zrobiło to na Sowietach takie wrażenie, że podporządkowali się polskiemu dowódcy bezwarunkowo.

Powstanie

Następnego dnia, 30 grudnia, około 6:30 obozujące koło Wojdy plutony i oddział sowieckich partyzantów zaatakowały liczący 350 osób batalion żandarmerii kpt. Erharda Biskady’ego. W pięciogodzinnym boju Niemcom nie tylko nie udało się zniszczyć zgrupowania partyzanckiego, lecz także ponieśli ciężkie straty: 20 zabitych i 30 rannych. Partyzanci zdołali oderwać się od nieprzyjaciela, unosząc z pola walki ośmiu zabitych – sześciu Polaków i dwóch Rosjan.

Starcie pod Wojdą uważa się za pierwszą partyzancką bitwę od czasu walk mjr. Henryka Dobrzańskiego „Hubala” i początek tzw. powstania zamojskiego. Po bitwie „Grzmot” rozpuścił I Kompanię Kadrową, ale niedługo powstały pod jego dowództwem następne, gdyż Niemcy nie zamierzali dawać za wygraną po jednej potyczce. Do kolejnej bitwy doszło 1 lutego 1943 roku pod Zaborecznem. Tym razem około godziny ósmej rano na 250 partyzantów „Grzmota” uderzył 1 Zmotoryzowany Batalion Żandarmerii mjr. Ernsta Schwiegera wraz z oddziałami pomocniczymi – razem 600 ludzi. „Grzmot” jednak dobrze się przygotował do obrony, zajmując pozycje w pobliskim lesie. Partyzancki ogień dosłownie skosił niemiecką tyralierę przedzierającą się przez zmarznięty śnieg. Bój trwał osiem godzin, a Polacy odparli wszystkie następujące po sobie ataki.

Kiedy zapadł zmrok, partyzanci oderwali się od nieprzyjaciela i ruszyli w lasy. Po bitwie żandarmi zamówili w tartaku w Tarnawatce 103 trumny dla poległych pod Zaborecznem. Partyzanci mieli stracić jednego zabitego i dwóch rannych. Schwieger był zszokowany stratami i sprawnością dowodzenia partyzanckiego komendanta. To on w swym raporcie stwierdził, że na Zamojszczyźnie trwa powstanie.

Niemcy przystąpili więc do Sonderaktion – akcji specjalnej. Kiedy jeszcze dymiło pobojowisko pod Zaborecznem, śladem partyzantów ruszyły świeże siły. Niestety, konfident naprowadził ich na partyzancki szpital i sztab V kompanii BCh w gajówce Róża. Niemcy zmasakrowali tam punkt sanitarny, w którym zginęli jeden oficer i dwóch rannych pod Zaborecznem żołnierzy. Kiedy wygasał bój pod Różą, pluton szturmowy AK z kompanii ppor. Jana Turowskiego „Norberta” (szefa Obwodu AK Zamość) urządził pod Dominikanówką zasadzkę na niemiecką grupę pościgową, idącą śladem IV kompanii BCh. Wywiązała się zażarta walka, w którą włączyły się kolejne oddziały AK i BCh. Jeśli Niemcy myśleli, że jedną akcją specjalną stłumią opór na Zamojszczyźnie, to się srodze zawiedli. Komendant obwodu biłgorajskiego Chłostry (konspiracyjna Chłopska Straż), Jan Grygiel „Orzeł”, 3 lutego wysłał na teren powiatu tomaszowskiego oddział w sile 200 ludzi, którzy dostali zadanie wsparcia walczących towarzyszy. To samo uczyniło dowództwo AK. Już 4 lutego akowcy starli się z Niemcami pod Długim Kątem, a następnego dnia pod Lasowcami. Gen. Rowecki zarządził akcję „Wieniec II” – wysadzanie niemieckich transportów kolejowych i pociągów, które miały być odwetem za Zamojszczyznę. Większe walki partyzanckie trwały na tym terenie do 12 lutego.

Krwawy wilkołak

Niemiecki terror zelżał, ale od połowy czerwca 1943 roku znowu Zamojszczyzna zaczęła przeżywać horror, tym razem pod kryptonimem „Werwolf”. Niemcy do zabezpieczenia tej akcji ściągnęli z frontu około 30 tys. żołnierzy, w tym esesmanów z Waffen SS. Aby raz na zawsze uwolnić się od partyzantów na Zamojszczyźnie, planowali, że oprócz kolonistów niemieckich osadzą tam Ukraińców, którzy będą tworzyć „antypartyzancki pas”. Od 15 czerwca do 15 lipca wysiedlono 171 wsi, łącznie 75 tys. ludzi, w trakcie pacyfikacji zamordowano 938 osób, w tym wiele dzieci. „Werwolf” był jeszcze brutalniejszą akcją od tej z przełomu roku, ale Niemcy znowu musieli przełamywać opór polskiego podziemia, a wieści z frontu wschodniego ostatecznie zmusiły ich do zarzucenia zbrodniczych planów.

Bibliografia

„Armia Krajowa w dokumentach”, praca zbiorowa, tom II: Czerwiec 1941–kwiecień 1943, Wrocław 1990.
J. Gmitruk, „Bataliony Chłopskie 1940–1945”, Warszawa 2000.
„Polskie Siły Zbrojne w II wojnie światowej”, praca zbiorowa, tom III: Armia Krajowa, Londyn 1950.

Piotr Korczyński

autor zdjęć: Wikimedia Commonds

dodaj komentarz

komentarze


Rozpoznać, strzelić, zniknąć
 
Mundury w linii... produkcyjnej
Barwy walki
Wieczna pamięć ofiarom zbrodni katyńskiej!
Aleksandra Mirosław – znów była najszybsza!
Marcin Gortat z wizytą u sojuszników
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Święto stołecznego garnizonu
Odstraszanie i obrona
NATO na północnym szlaku
Cyberprzestrzeń na pierwszej linii
Strategiczna rywalizacja. Związek Sowiecki/ Rosja a NATO
W Brukseli o wsparciu dla Ukrainy
Tusk i Szmyhal: Mamy wspólne wartości
Zbrodnia made in ZSRS
Optyka dla żołnierzy
Głos z katyńskich mogił
Na straży wschodniej flanki NATO
Koreańska firma planuje inwestycje w Polsce
V Korpus z nowym dowódcą
Kosiniak-Kamysz o zakupach koreańskiego uzbrojenia
25 lat w NATO – serwis specjalny
Wojna w świętym mieście, część trzecia
Front przy biurku
Gen. Kukuła: Trwa przegląd procedur bezpieczeństwa dotyczących szkolenia
Morska Jednostka Rakietowa w Rumunii
Zachować właściwą kolejność działań
Prawda o zbrodni katyńskiej
Puchar księżniczki Zofii dla żeglarza CWZS-u
Przełajowcy z Czarnej Dywizji najlepsi w crossie
Polscy żołnierze stacjonujący w Libanie są bezpieczni
Więcej pieniędzy dla żołnierzy TSW
Bezpieczeństwo ważniejsze dla młodych niż rozrywka
Wojna w świętym mieście, epilog
Rakiety dla Jastrzębi
Szpej na miarę potrzeb
WIM: nowoczesna klinika ginekologii otwarta
Kolejne FlyEle dla wojska
NATO on Northern Track
Charge of Dragon
Przygotowania czas zacząć
Potężny atak rakietowy na Ukrainę
Szarża „Dragona”
Ocalały z transportu do Katynia
Wojna w świętym mieście, część druga
Kolejni Ukraińcy gotowi do walki
Ramię w ramię z aliantami
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Wojna w Ukrainie oczami medyków
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Sprawa katyńska à la española
NATO zwiększy pomoc dla Ukrainy
Zmiany w dodatkach stażowych
Polak kandydatem na stanowisko szefa Komitetu Wojskowego UE
Strażacy ruszają do akcji
Jakie wyzwania czekają wojskową służbę zdrowia?
W Rumunii powstanie największa europejska baza NATO
Żołnierze ewakuują Polaków rannych w Gruzji
Żołnierze-sportowcy CWZS-u z medalami w trzech broniach

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO