Estonia rozpoczęła budowę mobilnego nabrzeżnego systemu rakietowego. Na początku października tamtejsze ministerstwo obrony poinformowało o podpisaniu kontraktu na zakup pocisków Blue Spear 5G, produkowanych przez izraelsko-singapurskie konsorcjum Proteus Advanced Systems. Oznacza to, że rząd w Tallinie poszedł drogą, na którą już dawno zdecydowała się Polska.
Przez dłuższy czas Estonia bacznie przyglądała się systemom, z których korzysta polska marynarka. Morska Jednostka Rakietowa została zaproszona do udziału w dwóch edycjach międzynarodowych ćwiczeń „Spring Storm”. To najważniejszy w roku sprawdzian estońskiej armii. Wyrzutnie i wozy dowodzenia popłynęły na północ na pokładach okrętów transportowo-minowych. Potem krążyły pomiędzy stałym lądem a estońskimi wyspami, wykonując symulowane uderzenia na cele w obrębie Zatoki Fińskiej. Eksperci komentowali wówczas, że MJR jest w stanie skutecznie zamknąć rosyjskim okrętom drogę z bazy w Kronsztadzie na otwarte morze. A Estończycy utwierdzili się w przekonaniu, że zakup mobilnych wyrzutni rakiet przeciwokrętowych to dla ich wojska priorytet. Nie zmieniły tego nawet zapowiedzi budżetowych cięć, o których w ubiegłym roku rozpisywały się tamtejsze media. Ostatecznie dopięli swego. Resort obrony nie podał, jak wiele rakiet kupił ani ile za nie zapłacił. Wiadomo za to, że zasięg pocisków zbliża się do 290 km, tak więc zważywszy na rozmiary Zatoki Fińskiej, wyrzutnie spokojnie mogą operować z głębi lądu.
Tymczasem Estonia to nie jedyny kraj basenu Morza Bałtyckiego, który postawił na tego typu systemy. W listopadzie 2016 roku, czyli krótko po sformowaniu MJR (która dla ścisłości wywodzi się z Nadbrzeżnego Dywizjonu Rakietowego powołanego dekadę temu), na przywrócenie do służby nadbrzeżnych wyrzutni rakiet zdecydowali się Szwedzi. Z uzbrojenia takiego korzystali do 2000 roku, ale później odesłali je do lamusa. Obecne wyrzutnie zostały umieszczone na podwoziu Scanii i są uzbrojone w rakiety RBS-15 – tak jak korwety Visby, czy myśliwce Grippen. W maju 2020 roku dowództwo szwedzkiej armii poinformowało o pierwszych w historii ćwiczeniach, podczas których cele na morzu były rażone przez rakiety odpalane ze wszystkich trzech platform. Nadbrzeżne wyrzutnie z pociskami przeciwokrętowymi posiada też Finlandia. Tamtejsza marynarka korzysta z pocisków MTO 85, czyli faktycznie RBS-15, które zostaną zastąpione przez system Gabriel 5 ANAM. Taki sam jak ten przewidziany dla nowoczesnych korwet Pohjanmaa, które zamówiłą fińska marynarka. Ale zbroi się też i Rosja. Nad Bałtykiem rozmieściła rakietowe systemy przeciwokrętowe Bał i Bastion.
Naszemu MJR bacznie przyglądali się również Rumuni. W marcu tego roku moduł bojowy polskiej jednostki został drogą lotniczą przerzucony nad Morze Czarne, gdzie wziął udział w ćwiczeniach „Sea Shild ‘21”. Polacy współdziałali tam z obsadami wyrzutni Rubież. System został skonstruowany jeszcze w ZSRS, ale Rumuni już wówczas mieli pewność, że ten system musi zostać zastąpiony czymś nowym. W maju rząd Rumunii podpisał z Amerykanami umowę na dostawę norweskiego systemu Naval Strike Missile, czyli broni, którą dysponuje także MJR. Bo unowocześnianie, a często zgoła budowa nadbrzeżnych systemów rakietowych, to pomysł, który wcale nie ogranicza się do państw nadbałtyckich. Podobną tendencję dostrzec można choćby na południu Europy, ale do listy trzeba dopisać też Ukrainę, która w czerwcu ubiegłego roku poinformowała, że właśnie zamówiła pojazdy i wyrzutnie tworzące rakietowy system obrony wybrzeża Neptun. Wcześniej Ukraińcy, podobnie jak Rumuni, korzystali ze starego systemu Rubież, który jednak został przejęty przez Rosję podczas aneksji Krymu.
Państwa stawiają na nadbrzeżne systemy rakietowe, bo mają one sporo atutów. Przede wszystkim są mobilne – potrafią w stosunkowo krótkim czasie przemieścić się we wskazane miejsce wybrzeża i niemal z marszu otworzyć ogień do okrętów przeciwnika, tworząc barierę dla nieprzyjacielskiego desantu czy osłaniając kluczowe szlaki żeglugowe. Znaczenie tego rodzaju systemów jest duże, zwłaszcza na akwenach tak niewielkich jak Bałtyk, choć jak się okazuje – nie tylko. Tym ważniejsze, że polscy rakietowcy w obsłudze nowoczesnych systemów przeciwokrętowych mają już spore doświadczenie. Ale oczywiście po raz kolejny trzeba sobie jasno powiedzieć: nawet na Bałtyku rakiety nie wystarczą. Do pilnowania szlaków żeglugowych czy kluczowej dla funkcjonowania regionu infrastruktury niezbędne są okręty. I właśnie dlatego poszczególne państwa nie poprzestają na inwestowaniu w nadbrzeżne wyrzutnie. Tutaj raz jeszcze można przywołać Finlandię z korwetami Pohjanmaa. Ale to już temat na zupełnie inny tekst.
autor zdjęć: IAI
komentarze