Nad ranem 1 września 1939 roku samoloty Luftwaffe nadleciały nad Wieluń. Swą niszczycielską akcję rozpoczęły od zbombardowania szpitala Wszystkich Świętych, wyraźnie oznaczonego symbolami Czerwonego Krzyża. Niemieccy piloci mieli jasne rozkazy atakowania nie tylko obiektów wojskowych, ale i cywilnych, by sterroryzować polskie społeczeństwo i zadać mu bolesne straty. Wypełniali to zadanie bardzo skrupulatnie, masakrując nie tylko osiedla czy kolumny uchodźców, ale nawet pojedynczych rolników pracujących w polu. Zachodni sojusznicy nie chcieli w to wierzyć…
Na wieść o niemieckiej agresji na Polskę, prezydent Stanów Zjednoczonych Franklin Delano Roosevelt zwrócił się do obu walczących stron z apelem o „publiczne potwierdzenie swej determinacji, że ich siły zbrojne w żadnym wypadku nie będą bombardowały z powietrza ludności cywilnej”. Adolf Hitler od razu to zadeklarował w swym przemówieniu w Reichstagu. Podobnie uczyniły rządy Francji i Wielkiej Brytanii, choć jeszcze nie były w stanie wojny z Niemcami. W praktyce oznaczało to, że Brytyjczycy i Francuzi uparcie ignorowali wszelkie doniesienia z Polski o bombardowaniu przez niemieckie lotnictwo ludności i obiektów cywilnych. Ta wiara w zapewnienia kanclerza III Rzeszy wynikała z prostej kalkulacji, by nie być zmuszonym do żadnej akcji odwetowej oraz z obawy przed odwetem.
Bombardowanie linii kolejowej przez niemieckie samoloty. Widoczne spadające bomby. Fotografia lotnicza. Fot. NAC
Premier Wielkiej Brytanii, Neville Chamberlain przed południem 3 września 1939 roku w orędziu radiowym ogłosił Brytyjczykom, że są w stanie wojny z Niemcami. Zaledwie w kilka minut po przemówieniu, jak zły omen nad Londynem zabrzmiały syreny alarmowe, ostrzegające przed nalotem. W eskadrze, która wzbiła się w powietrze, dwa samoloty zderzyły się ze sobą i jeden z pilotów zginął na miejscu, stając się pierwszą brytyjską ofiarą II wojny światowej. „Nieprzyjacielem” okazał się samolot zastępcy francuskiego attaché wojskowego w Londynie. Już to nie najlepiej świadczyło o przygotowaniu RAF-u do działań bojowych, co następne dni miały tylko boleśnie potwierdzić.
Najskuteczniejsza broń RAF-u... ulotki
Na pierwszym wojennym posiedzeniu brytyjskiego rządu zdecydowano o zbombardowaniu niemieckiej bazy morskiej w Wilhelmshaven, gdzie według wywiadu kotwiczyło kilka wielkich okrętów Kriegsmarine i zrzuceniu nad terytorium Rzeszy ulotek propagandowych, które miały uświadomić Niemców, że naziści prowadzą ich do katastrofy. Nalot na Wilhelmshaven okazał się zupełnym niewypałem. Sześć dywizjonów bombowych nie potrafiło odnaleźć celu i powróciło do bazy z niczym. Za to akcja zrzutu ulotek, według raportów dowództwa RAF-u „udała się znakomicie”. Bardzo to ucieszyło Chamberlaina, który wierzył, że dzięki ich lekturze niemieckie społeczeństwo cofnie swe poparcie dla agresywnych planów Führera… Brytyjski premier kilka razy dał wyraz przekonaniu, że tą tanią „bronią” (druk ulotek kosztował w sumie 300 funtów) odwróci losy wojny. Kolegom z rządu, którzy wątpili w jej skuteczność, odpowiedział dobitnie: „Ta forma propagandy jest dobra, pożyteczna i powinna być kontynuowana. Fakt, że rząd niemiecki jest nią zirytowany, wykazuje, iż ta propaganda odnosi skutek”.
Nalot samolotów niemieckich na Warszawę. Fotografia wykonana z wnętrza samolotu. Fot. NAC
Tę niczym nieudowodnioną tezę poparł argumentem, że Niemcy są przekonani, iż samoloty brytyjskie latają nad ich terytorium i to powinno w tym momencie wystarczyć. Zaniepokoił go więc postulat francuskiego szefa sztabu głównego, generała Maurice’a Gamelina, aby Brytyjczycy bezzwłocznie zbombardowali cele w Niemczech i wsparli plany działania lotnictwa francuskiego. Chamberlain w instrukcji do szefa sztabu RAF-u, generała Cyrila Newalla zaznaczył, że „nie powinniśmy zaczynać pierwsi takich bombardowań, jakie mogłyby zagrozić ludności cywilnej. Byłoby to sprzeczne ze zobowiązaniem danym prezydentowi Rooseveltowi”. Brytyjskie bombowce miały jedynie powtórzyć nalot na Wilhelmshaven, co też nastąpiło 4 września. Tym razem do bazy Kriegsmarine doleciało 29 bombowców, ale bombardowanie nie okazało się zbyt efektywne. Za to Niemcy zdołali zestrzelić siedem maszyn. I na tym skończyła się brytyjska pomoc lotnicza dla Polski. Na kolejnym posiedzeniu wojennym gabinetu brytyjskiego stwierdzono, że takie operacje są zbyt kosztowne i do niczego nie prowadzą. Brytyjskich ministrów utwierdziła w tym również odpowiedź generała Gamelina, który przeprosił za swój telegram i wyjaśnił, że jego żądania bombardowań lotniczych wywołane były presją polityków, aby „zrobić gest dla Polaków i niczym więcej”.
Własność prywatna jest święta!
To wszystko działo się w czasie, gdy bombowce Luftwaffe obracały w ruinę dzielnice Warszawy i innych polskich miast, a myśliwce dosłownie rozstrzeliwały z góry uchodźców uciekających byle dalej od frontu. Zarówno polski rząd, jak i jego przedstawicielstwa dyplomatyczne słały do sojuszników raporty na ten temat i apelowały o pomoc lotniczą, lecz bezskutecznie. Niewiele też mogli zdziałać nieliczni politycy czy wojskowi brytyjscy i francuscy, którym sumienie nie pozwalało być wobec tego obojętnymi. Do nich należał lord Leopold Amery (przyszły minister do spraw kolonii w rządzie Winstona Churchilla), który zaproponował, by dopomóc Polsce bombardując magazyny wojskowe w Schwarzwaldzie. Argumentował, że dobrze zna ich rozmieszczenie i łatwo mogłyby one pójść z dymem tego wyjątkowo suchego lata. Minister lotnictwa, Kingsley Wood odpowiedział mu z irytacją, że to absolutnie niemożliwe, gdyż te magazyny są własnością prywatną i dodał: „Z kolei zażąda pan ode mnie, bym bombardował Zagłębie Ruhry! Nie ma mowy o żadnym bombardowaniu fabryk broni w Essen czy niemieckich linii komunikacyjnych, gdyż to wszystko jest przecież własnością prywatną i takie kroki zraziłby okropnie opinię amerykańską”.
Zbombardowany zakład przemysłowy w Warszawie. Fotografia lotnicza. Fot. NAC
Natomiast 6 września wiceminister spraw zagranicznych Rab Butler oświadczył w Izbie Gmin, że zgodnie z posiadanymi informacjami, Niemcy bombardują w Polsce jedynie obiekty wojskowe i nie atakują ludności cywilnej. Oświadczenie to stało w zupełnej sprzeczności z raportem, którym rząd brytyjski dysponował już od 3 września. Brytyjski ambasador w Warszawie, Howard Kennard, donosił w nim, że 27 otwartych miast polskich zostało zbombardowanych i ponad tysiąc cywilów zabitych. Kennard podkreślał też, że Niemcy od pierwszego dnia wojny pogwałcili powietrzną konwencję haską z 1923 roku. Tegoż samego 6 września do rządu brytyjskiego wpłynął raport o fatalnym stanie bojowym RAF-u. Przez fałszywe doniesienia o masowym niemieckim nalocie na Londyn doszło w powietrzu do bratobójczej walki. Raportowano między innymi: „Myśliwce Hurricane’y dostały się w ogień własnych dział przeciwlotniczych. Wtedy Spitfire’y zaatakowały Hurricane’y. Dwa Hurricane’y zostały zestrzelone przez Spitfire’y i jeden Spitfire zwalił się na ziemię”.
Prawda bez znaczenia
8 września dotarł do Londynu Thomas Davies, jeden z oficerów brytyjskiej misji wojskowej w Polsce i w swym sztabie złożył pięć raportów o zbrodniach Luftwaffe w Polsce. Nie wpłynęły one w żaden sposób na zmianę stanowiska brytyjskiego rządu. Tego samego dnia do Londynu przybyła też polska misja wojskowa z generałem Mieczysławem Norwidem-Neugebauerem na czele. Na jego żądania natychmiastowej pomocy dla Polski, szef sztabu imperialnego, generał Edmund Ironside, poradził mu, żeby Polacy kupowali broń w krajach neutralnych – na Bałkanach lub w Szwecji. Obiecał jednak omówić sprawę pomocy z rządem. Dzień później odpowiedział Neugebauerowi, że przekazał ministrom „konieczność specjalnej akcji brytyjskich sił powietrznych przeciw Rzeszy”. Jednocześnie powiadomił, że do rumuńskiej Konstancy nad Morzem Czarnym wypłynął SS „Lassell”, mieszczący w ładowniach 15 Hurricane’ów, jednego Spitfire’a, siedem bombowców oraz amunicję, bomby i wyposażenie dla tych maszyn. Kolejne statki z podobnym ładunkiem pomocy dla polskiej armii miały wypłynąć 17 i 20 września (sprzęt ten nie zdążył dotrzeć do Polski).
Mogło się wydawać, że Brytyjczycy jednak będą skłonni zmienić swe stanowisko wobec akcji lotniczych nad Rzeszą, ale raport szefów sztabów z 11 września przekreślił te nadzieje. Mimo raportów Daviesa i innych potwierdzonych dowodów zbrodni Luftwaffe w Polsce, które dotarły do Londynu, szefowie sztabów stwierdzili, że „Niemcy (w Polsce – przyp. red.) starają się uczciwie ograniczyć swoje bombardowania do obiektów wojskowych. Fakt, że popełnili błędy, związany jest z naturalnym ryzykiem wojny w powietrzu”. To ostatnie zdanie było kluczowym stwierdzeniem, gdyż wszystkie podane przez Daviesa przypadki bombardowań obiektów cywilnych w Polsce uznano jako „wypadki spowodowane niedokładnym bombardowaniem”.
12 września na konferencji brytyjsko-francuskiej w Abbeville definitywnie zdecydowano, że żadnej ofensywy na pomoc Polsce nie będzie. Dwa dni później brytyjscy szefowie sztabów raz jeszcze odrzucili dowody bombardowań przez Luftwaffe ludności i obiektów cywilnych w Polsce, choć w tym wypadku chodziło o świadectwa misji dyplomatycznych, ostrzelanych i zbombardowanych przez niemieckie samoloty w Krzemieńcu. Zdaniem szefów sztabów, „wszystkie materiały dowodowe, jakie dotychczas otrzymaliśmy, pochodzą od stron zainteresowanych w Polsce, tak że nie może być absolutnej pewności”. Na końcu postawili konkluzję, że byłoby najlepiej, aby prezydent Roosevelt sam się przekonał, czy Niemcy pogwałcili konwencję haską, czy nie. Prezydent Stanów Zjednoczonych istotnie tak uczynił. Dowody jednoznacznie wskazywały na zbrodnie armii Hitlera, lecz w obawie przed zrażeniem sobie Niemców – Roosevelt milczał. Wysłał jedynie telegram do prezydenta Ignacego Mościckiego, w którym wyraził pobożne życzenie, że „światu zostaną zaoszczędzone bombardowania z powietrza”. Jak miało się okazać, ta modlitwa nie została wysłuchana i już niedługo mieszkańcy Londynu i innych europejskich miast mieli doświadczyć podobnego horroru jak Warszawa i tysiące polskich miejscowości.
Bibliografia:
Czesław Brzoza, Polska w latach niepodległości i II wojny światowej (1918–1945), Kraków 2001
Wiesław Dobrzycki, Historia stosunków międzynarodowych w czasach nowożytnych 1815–1945, Warszawa 1996
Jerzy Z. Kędzierski, Dzieje Anglii, tom II: 1830–1939, Wrocław 1986
Olgierd Terlecki, Najkrótsza historia II wojny światowej, Kraków 1984
autor zdjęć: NAC
komentarze