moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Najlepszy żołnierz w najgorszej wojnie

W swej słynnej piosence Jestem bogiem Paktofonika rapuje: „Trafiam cię w punkt centralny, wiedz, że niepewność spłoszę/ Nastroszę się, gniew boski jest nieobliczalny/ Unoszę cię, bo z góry widok kapitalny/ I idealny obraz jak krajobraz tropikalny/ Monstrualny krach/ […]/ Jestem bogiem/ Uświadom to sobie”. Tak mógłby przemawiać pułkownik Walter Kurtz do kapitana Benjamina Willarda w Czasie Apokalipsy – zbuntowany oficer do swego zabójcy…

Kurtz w Jądrze ciemności – słynnej noweli Josepha Conrada – był agentem handlowym, który w kongijskiej dżungli z idealisty pragnącego zanieść „dzikim” kaganek cywilizacji zmienił się w zbrodniarza. Stanął na czele jednego z plemion i organizując krwawe wyprawy, zdobył ogromne ilości kości słoniowej. To uczyniło go najlepszym agentem kompanii, a jednocześnie zbrodniarzem, który swe idealistyczne wywody zmienił w jedno dobitne zdanie: „Wytępić wszystkie te bestie!”. W końcu, w ostatnich przebłyskach świadomości, ten nieszczęsny szaleniec zapragnął już tylko jednego – śmierci, choć przez swych poddanych uważany był za boga…


Pułkownik Walter Kurtz (Marlon Brando), obok pułkownika Mike’a Kriby’ego (John Wayne), sierżanta Michaela „Mikke’go” Vronsky’ego (Robert De Niro), Johna Rambo (Sylwester Stallone) i pułkownika Sammuela Trautmana (Richard Crenna), przeszedł do historii popkultury jako najbardziej rozpoznawalny filmowy zielony beret. Wszyscy kolejno wymienieni bohaterowie Czasu Apokalipsy, Zielonych Beretów, Łowcy jeleni i Rambo mieli swoje odpowiedniki w rzeczywistości. Rys. Piotr Korczyński

Francis Ford Coppola przeniósł kongijską nowelę Conrada w realia wojny wietnamskiej i tak powstał Czas Apokalipsy – najgłośniejszy film o tym konflikcie, okrzyknięty arcydziełem. Handlarz kości słoniowej zmienił się w pułkownika Waltera Kurtza (Marlon Brando), oficera Sił Specjalnych (Special Forces) US Army, formacji bardziej znanej jako zielone berety. Kurtz został wysłany z tajną misją do Kambodży, gdzie niespodziewanie wypowiedział posłuszeństwo swojemu dowództwu. Żołnierze, którzy zaprotestowali, zostali zamordowani przez tych wiernych renegatowi. Potem pułkownik zaczął prowadzić prywatną wojnę ze wszystkimi stronami konfliktu wietnamskiego, nie wyłączając armii amerykańskiej. Kiedy kapitan rangersów Benjamin Willard (Martin Sheen), któremu zlecono wytropienie i zlikwidowanie Kurtza, dotarł do jego bazy, okazało się, że oficer stoi na czele wojowniczego plemienia. Jego wojownicy spełniali wszystkie coraz bardziej zbrodnicze i szalone rozkazy „boga”.

Ludzie gór

W filmie Coppoli to plemię odgrywali członkowie filipińskiego ludu Ifugao. Jednak angażowanie mniejszości etnicznych i religijnych przez amerykańskie (a wcześniej francuskie) służby specjalne do swych operacji w Wietnamie i państwach z nim graniczących jest faktem.

Po klęsce francuskiej Legii Cudzoziemskiej pod Dien Bien Phu w maju 1959 roku generał armii Wietnamu Północnego, Vo Bam, otrzymał z Hanoi rozkaz rozbudowy drogi, którą dotychczas dostarczano zaopatrzenie dla walczących z Francuzami wojsk. Tym razem miała ona posłużyć do przerzutu sił do Wietnamu Południowego. Generał wykorzystał do tego szlaki górskie biegnące z północy na południe przez terytorium Laosu i Kambodży na wschodzie. Blisko trzydzieści tysięcy ludzi poszerzało i wyrównywało bezdroża oraz ścieżki biegnące przez dżunglę i tak powstała sieć dróg, która przeszła do historii jako szlak Ho Chi Minha. Bardzo szybko popłynął nim strumień posiłków i zaopatrzenia dla partyzantów Wietkongu.

Od razu też strategiczne znaczenie szlaku dostrzegli Amerykanie, którzy w tym czasie weszli we francuskie buty w Wietnamie. Początkowo zainstalowali tam swoje służby specjalne – CIA i świeżo powołane w ramach armii Siły Specjalne. Już w 1957 roku do Wietnamu Południowego przybyli pierwsi żołnierze zielonych beretów – dwóch oficerów i dwóch sierżantów – by szkolić kadrę jego wojska. W listopadzie 1961 roku dwudziestu ośmiu żołnierzy 1 Special Forces Group Airborne oprócz szkolenia oddziałów specjalnych zaczęło brać udział w ich wypadach na tereny Wietnamu Północnego, Kambodży i Laosu.

Dowódcy zielonych beretów od początku wnioskowali o zintensyfikowanie tych akcji, by przez to zablokować szlak Ho Chi Minha, lub przynajmniej o wyznaczenie korytarzy powietrznych, dzięki którym szlak mogłyby zniszczyć bombowce strategiczne. Szkopuł w tym, że Waszyngton nie chciał eskalacji konfliktu na Kambodżę i Laos i zabraniał oficjalnych operacji lądowych na terytorium obu państw. Oczywiście w Hanoi zupełnie się tym nie przejmowano. Oto jeden z paradoksów tej wojny – Amerykanie sami zastawiali na siebie pułapkę, której nie mogły zniwelować ograniczone i nieoficjalne operacje komandosów w laotańskiej czy kambodżańskiej dżungli. Skazywali tym samym pomagających im sojuszników na straszny los, którego byli zupełnie nieświadomi.

A tymi sojusznikami w tajnych operacjach CIA czy zielonych beretów byli tak zwani Montagnardowie. Ta zaczerpnięta z języka francuskiego nazwa oznaczała „ludzi gór” – wojowników rekrutujących się z licznych plemion zamieszkujących trudno dostępne obszary zachodniej wyżyny. Kolejni to Nungowie. Pod tą nazwą kryli się imigranci z południowych Chin i Kambodży oraz przedstawiciele sekt religijnych. Szczególnie chętnie CIA werbowała wojowników Hoa Hao – sekty buddyjskiej zamieszkującą deltę Mekongu i słynącej z fanatycznej wrogości do prawdziwych czy domniemanych komunistów. W Laosie przyjmowano na żołd Hmongów, którzy byli mniejszością wywodzącą się z Chin. By dopełnić obrazu skomplikowanej mozaiki wietnamskiego pogranicza, należy wspomnieć jeszcze członków tak zwanego KKK, czyli Khmer, Kampuchea, Krom. Celem oddziałów KKK było oderwanie od Wietnamu obszarów, które kiedyś należały do Kambodży. Byli oni często wykorzystywani przez Amerykanów do walki z Wietkongiem.

Wojny obok wojny

Wszystkich tych ludzi łączyło jedno. Zarówno przez Wietnamczyków z Północy, jak i z Południa byli uważani za obywateli drugiej kategorii – prymitywnych dzikusów. W połowie lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku władze Wietnamu Południowego całkowicie zraziły do siebie górskie plemiona przez celowe osiedlanie na ich najbardziej urodzajnych ziemiach uchodźców z Północy (prawie osiemdziesiąt tysięcy ludzi). W 1958 roku rząd sajgoński wydał zakaz używania przez górali ich tradycyjnych broni – kusz i włóczni. Plemię Rhade z prowincji Darlac zorganizowało w Sajgonie pokojowy protest, który skończył się masakrą urządzoną przez policję. W 1964 roku na centralnym płaskowyżu wybuchło powstanie Montagnardów przeciwko Wietnamowi Południowemu. Na szczęście dla władz w Sajgonie górali do przerwania walk zdołali namówić Amerykanie.

Agenci CIA i zielone berety mieli już wówczas wielki posłuch wśród górskich plemion. To dzięki nim między innymi Sajgon cofnął zakaz posiadania kusz i białej broni. Zresztą górale coraz częściej byli uzbrojeni w broń palną – dostarczali ją im amerykańscy sojusznicy, a także zdobywali ją na partyzantach Wietkongu oraz żołnierzach północnowietnamskich. Od lipca 1963 roku trwała tajna operacja „Schwitchback”, kierowana przez Military Assistance Command, Vietnam (Dowództwo Wsparcia Militarnego w Wietnamie). W jej ramach zielone berety wraz ze swymi sojusznikami mieli prowadzić patrole bojowe na granicach (a często i poza nimi) Wietnamu Południowego.


Lauri Törni (w środku) wśród swych żołnierzy w czasie wojny zimowej. Dla Finów Törni stał się legendą dzięki swym akcjom specjalnym na tyłach Armii Czerwonej. Fot. Wikipedia

Na początku 1964 roku w ramach MACV powstała komórka Studies and Observations Group (Grupa Studyjno-Obserwacyjna). SOG przeznaczono do prowadzenia strategicznego zwiadu na terenie Republiki Wietnamu (Południe), Demokratycznej Republiki Wietnamu (Północ) oraz Laosu i Kambodży. Ponadto żołnierze SOG mieli prowadzić akcje ratunkowe zestrzelonych nad wrogim terytorium lotników, szerzyć dywersję na tyłach nieprzyjacielskich wojsk oraz naprowadzać lotnictwo na szlak Ho Chi Minha. Właśnie tutaj nieocenione okazały się plemiona oraz sekty zwerbowane przez CIA i współpracujące z Siłami Specjalnymi US Army. Montagnardowie, Nungowie, Hmongowie i KKK niejako w imieniu Amerykanów i pod dowództwem zielonych beretów prowadzili zwiad, a także atakowali obozy komunistycznych sił na terenach „neutralnych” państw.

Narodziny Kurtza

To były śmiertelnie niebezpieczne misje, często wręcz samobójcze. Listy nazwisk żołnierzy zaginionych w akcji z każdym kolejnym rokiem lat sześćdziesiątych były coraz dłuższe. Jeden z oficerów Special Forces wspominał: „Kiedy zostałem doradcą plemion górskich w 1968 roku, mieszkańcy ich wsi zaczęli już płacić wysoką cenę za ich decyzję o przystąpieniu do wojny po naszej stronie. Starsi i zbyt młodzi, by walczyć jako najemnicy Sił Specjalnych, zostali pozostawieni do obrony swych odległych wiosek najczęściej z kilkoma wiatrówkami oraz jednym lub dwoma przestarzałymi Thompsonami [pistolet maszynowy – PK], do których musieli kupować amunicję od skorumpowanych wietnamskich sojuszników, a także przekupywać ich, by móc naprawić swój sprzęt łączności. Mimo tych trudności zachowali wiarę w Amerykę, a wielu z nich oddało swe życie, aby uratować tysiące młodych Amerykanów z zasadzek Wietkongu”.

Oddziały ludzi gór były także infiltrowane przez Wietkong. Groziło to pewną śmiercią lub czymś jeszcze gorszym – niewolą i torturami.

Smak niebezpieczeństwa odczuł na własnej skórze między innymi jeden z najlepszych dowódców zielonych beretów w Wietnamie, major Larry Thorne, oficer legenda. Naprawdę nazywał się Lauri Törni i był jednym z najsłynniejszych fińskich żołnierzy II wojny światowej. Za wojnę zimową z Sowietami otrzymał najwyższe fińskie odznaczenie – Krzyż Mannerheima. Natomiast Sowieci za jego głowę wyznaczyli wysoką nagrodę. Po agresji Niemiec na Związek Sowiecki Törni znalazł się w Waffen-SS, gdzie odznaczono go Krzyżem Żelaznym. Po zwycięstwie Armii Czerwonej stało się jasne, że oficer z taką przeszłością nie ma czego szukać w ojczyźnie, która znalazła się pod kontrolą wielkiego sąsiada. Udało mu się uciec do Szwecji, a następnie do Stanów Zjednoczonych. Pod nowym nazwiskiem wstąpił do US Army w momencie, kiedy tworzono oddziały zielonych beretów. Oficer z tak bogatym doświadczeniem walk partyzanckich i na tyłach nieprzyjaciela od razu stał się jednym z filarów nowej formacji. Szybko też znalazł się w jednej z pierwszych grup zielonych beretów, które wysłano do akcji specjalnych w Wietnamie.

Na tej fotografii Lauri Törni jest już Larrym Thorne’em i kapitanem zielonych beretów. Fot. Wikipedia

W 1963 roku Thorne został dowódcą obozu w Tinh Bien – jednego z fortów zielonych beretów w delcie Mekongu. Shelby L. Stanton w Green Berets at war opisał „od środka” taką placówkę. Gromadziła ona „żołnierzy, najemników, tłumaczy, oficerów, Montagnardów, Nungów, sutenerów i szulerów. Niektórzy byli patriotami, inni kryminalistami, a wszyscy egoistami i twardzielami, bo tylko tacy mogli tu przeżyć. Mówiono tam w co najmniej pięciu językach, a niekiedy nawet w ośmiu. Tam nie obowiązywało żadne prawo – z wyjątkiem regulaminu obozowego na tyle skutecznie egzekwowanego, na ile skuteczni byli dowódcy”. Wypisz, wymaluj – obóz pułkownika Kurtza zagubiony w dżungli, w którym stał się bogiem, panem życia i śmierci podwładnych. Thorne, tak jak Kurtz, musiał podejmować zdecydowane i brutalne działania…

Horror! Horror!

Na kilka miesięcy przed objęciem przez Thorne’a (wówczas w stopniu kapitana) dowództwa w Tinh Bien Wietkong zdobył i kompletnie zniszczył dwa obozy zielonych beretów: Plei Mrong i Hiep Hoa na Równinie Trzcin, między Sajgonem a granicą z Kambodżą. W obu wypadkach okazało się, że podczas ataku partyzantów, część wietnamskiej załogi zwróciła broń przeciwko Amerykanom i wiernym im góralom. Szczególnie bolesne straty zielone berety odniosły w Hiep Hoa, gdzie agenci Wietkongu obsługiwali cekaemy i nagle zaczęli z nich razić swych niedoszłych towarzyszy broni.

Pomny tego kapitan Thorne na wieść o ataku Wietkongu planowanym na jego obóz rozkazał zaminować własne stanowiska karabinów maszynowych, nie powiadamiając o tym ich obsług. Gdy nad ranem partyzanci zaatakowali obóz, wydarzyło się dokładnie to, czego spodziewał się Thorne. Ciężki karabin maszynowy w jednym z bunkrów nagle się obrócił i zaczął ostrzeliwać własnych ludzi wewnątrz fortu. Zaraz przyłączył się do niego cekaem z kolejnego bunkra. W tym momencie kapitan przycisnął przełączniki zapalnika i obydwa bunkry wyleciały w powietrze. Atak Wietkongu został odparty. Warto w tym miejscu przypomnieć sobie scenę z Czasu Apokalipsy, w której kapitan Willard analizuje teczkę z przebiegiem służby pułkownika Kurtza. Jego uwagę zwraca raport o akcji, w której Kurtz rozprawił się z agenturą Wietkongu w podległych mu oddziałach wietnamskich. Po prostu rozkazał rozstrzelać kilku oficerów podejrzanych o działanie na dwie strony. Na pewien czas zahamowało to działalność partyzantów na kontrolowanym przez niego terenie.

Nie na długo jednak, a Kurtz zaczął być coraz brutalniejszy w swych działaniach, do czego skłaniały go też metody jego ludzi. Wojownicy z gór wojowali nie jak żołnierze armii dwudziestowiecznych, lecz jak prehistoryczne plemiona. Dokładnie tak, jak opisał to Conrad w Jądrze ciemności. Jako trofea z wypraw na wrogie terytorium górale przynosili obcięte głowy, dłonie lub uszy zabitych wrogów… Jeden z agentów CIA działających w Laosie, Anthony Poshepny, zwany Tony Poe (bardzo adekwatny pseudonim), zasłynął z tego, że zbierał od podległych mu Hmongów uszy zabitych partyzantów Wietkongu oraz żołnierzy Północy i za każdą parę wypłacał pieniądze. Robił to do dnia, kiedy w jednej z laotańskich wiosek natknął się na dwunastolatka bez uszu. Okazało się, że na wieść, iż Amerykanin płaci za takie trofea, Hmnogowie zaczęli obcinać uszy swym dzieciom, kiedy nie stało tych zdobytych w walce…

|
Jedna ze specjalnych kompanii Hmongów, sformowana przez doradców Sił Specjalnych US Army do walki z Wietkongiem i armią północnowietnamską w Laosie, 1965 rok. Fot. Wikipedia

Także kapitan Thorne zauważył, że w czasie działań specjalnych w Kambodży czy Laosie coraz bardziej zacierają się granice między dobrem a złem. To nie była wojna, w jakiej brał udział w obronie swej fińskiej ojczyzny przed Armią Czerwoną. Tam też walka była prowadzona bez pardonu w ekstremalnych warunkach pogodowych, ale to, co działo się w dżungli, niejednokrotnie go przerażało. Pewnego dnia w czasie patrolu wzgórz okalających obóz Chau Lang Thorne odkrył leżące na szlaku ciała siedmiu buddyjskich mnichów. Wszyscy mieli obcięte głowy, które wetknięto im pod pachy. To był znak rozpoznawczy KKK, czyli ludzi podległych Thorne’owi…

Kapitan był wściekły, że jego żołnierze zachowują się jak pospolici bandyci, ale to był dopiero początek służby w dżungli na granicy wietnamsko-kambodżańskiej. Z każdą kolejną akcją był coraz bardziej nieczuły na przejawy okrucieństwa obu stron konfliktu. Z pewnością sądził, jak większość zielonych beretów, że utrzymywanie pozorów niezaangażowania w Kambodży i Laosie, a co za tym idzie – stosowanie półśrodków, nie może realnie zagrozić siłom północnowietnamskim tam operującym ani zablokować szlaku Ho Chi Minha. To ta niemożność doprowadziła Kurtza do dramatycznej decyzji wypowiedzenia posłuszeństwa swemu dowództwu, rozpoczęcia prywatnej wojny, a w końcu do szaleństwa i pragnienia śmierci.

Pułkownik Kurtz. Rys. Piotr Korczyński

 

 

Nigdy nie dowiemy się, do jakich konkluzji doszedłby kapitan Thorne. Jego akcja specjalna 18 października 1965 roku okazała się ostatnią. Śmigłowiec, którym oficer leciał nad granicę z Laosem, nie wrócił do bazy. Tego dnia panowały bardzo złe warunki atmosferyczne – na niebie przetaczały się burza za burzą, a deszcz siekł dżunglę. Następnego dnia kapitana Thorne’a uznano za zaginionego w akcji. Pośmiertnie awansowano go na majora, a wrak jego śmigłowca odnaleziono dopiero w 1999 roku. Szczątki majora Larry’ego Thorne’a zostały uroczyście złożone na cmentarzu w Arlington 26 czerwca 2003 roku. 

 

  

Bibliografia:

Cleverley J.M., Urodzony żołnierz. Czasy i życie Larry’ego Thorne’a, przeł. J.S. Zaus, Poznań 2014.
Conrad J., Jądro ciemności, przeł. A. Zagórska, Kraków 2016.
Echo z Afryki. Pamiętnik z wyprawy przez Saharę do jeziora Czad, praca zbiorowa, Kraków 2015.
Kelly C.F.J., US Army Special Forces 1961–1971, Washington 1989.
Stanton S.L., Green Berets at War, New York 1985.

Piotr Korczyński , historyk, redaktor kwartalnika „Polska Zbrojna. Historia”

autor zdjęć: Piotr Korczyński, Wikipedia

dodaj komentarz

komentarze

~Ratusz
1624848900
Super ciekawy tekst!
78-1C-2D-0B

Czerwone maki: Monte Cassino na dużym ekranie
 
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Przełajowcy z Czarnej Dywizji najlepsi w crossie
25 lat w NATO – serwis specjalny
Żołnierze ewakuują Polaków rannych w Gruzji
Operacja „Synteza”, czyli bomby nad Policami
Wytropić zagrożenie
NATO na północnym szlaku
Front przy biurku
SOR w Legionowie
W Italii, za wolność waszą i naszą
Active shooter, czyli warsztaty w WCKMed
Systemy obrony powietrznej dla Ukrainy
Wojskowy bój o medale w czterech dyscyplinach
Puchar księżniczki Zofii dla żeglarza CWZS-u
Sprawa katyńska à la española
Sandhurst: końcowe odliczanie
Strażacy ruszają do akcji
Święto stołecznego garnizonu
Rozpoznać, strzelić, zniknąć
Polak kandydatem na stanowisko szefa Komitetu Wojskowego UE
Zmiany w dodatkach stażowych
Więcej pieniędzy dla żołnierzy TSW
Polscy żołnierze stacjonujący w Libanie są bezpieczni
Zachować właściwą kolejność działań
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Morze Czarne pod rakietowym parasolem
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Gen. Kukuła: Trwa przegląd procedur bezpieczeństwa dotyczących szkolenia
Jakie wyzwania czekają wojskową służbę zdrowia?
Pod skrzydłami Kormoranów
Ramię w ramię z aliantami
Charge of Dragon
Donald Tusk: Więcej akcji a mniej słów w sprawie bezpieczeństwa Europy
W Rumunii powstanie największa europejska baza NATO
Wojna w świętym mieście, część druga
NATO zwiększy pomoc dla Ukrainy
NATO on Northern Track
Przygotowania czas zacząć
Strategiczna rywalizacja. Związek Sowiecki/ Rosja a NATO
Szpej na miarę potrzeb
Gunner, nie runner
Znamy zwycięzców „EkstraKLASY Wojskowej”
W Brukseli o wsparciu dla Ukrainy
Tusk i Szmyhal: Mamy wspólne wartości
Lekkoatleci udanie zainaugurowali sezon
Wojna na detale
Wojna w świętym mieście, część trzecia
Wojna w świętym mieście, epilog
Kadisz za bohaterów
Na straży wschodniej flanki NATO
Koreańska firma planuje inwestycje w Polsce
Aleksandra Mirosław – znów była najszybsza!
Kosiniak-Kamysz o zakupach koreańskiego uzbrojenia
Morska Jednostka Rakietowa w Rumunii
Wojna w Ukrainie oczami medyków
Kolejne FlyEye dla wojska
Żołnierze-sportowcy CWZS-u z medalami w trzech broniach

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO