moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Mój ojciec, szwoleżer

O polskie granice bił się z Ukraińcami i bolszewikami, walczył w legendarnym pułku Władysława Beliny-Prażmowskiego, i choć kilkukrotnie odnosił ranny, za każdym razem uparcie wracał na pole bitwy. O rotmistrzu Kazimierzu Kwiecińskim, czterokrotnie odznaczonym Krzyżem Walecznych i orderem Virtuti Militari, z jego synem, Januszem Kwiecińskim, rozmawia Piotr Korczyński.


Kiedy miał pan zaledwie siedem lat, wojna brutalnie i niespodziewanie odebrała panu ojca. Jaki jego obraz pozostał w pańskiej pamięci?

Janusz Kwieciński: Pamiętam go nie w mundurze, ale w gabardynowym płaszczu, kapeluszu, w bryczesach i oficerskich butach – tak wychodzącego i przychodzącego do domu. I jeszcze pamiętam biurko, ja siedzę po jednej stronie, ojciec po drugiej i gramy w szachy… Nie pamiętam, jak graliśmy, ale ojciec musiał mnie dobrze w szachach podciągnąć, bo już po wojnie, w 1947 roku w Łodzi, na świetlicy zorganizowanej dla dzieci ulicy ogrywałem tam wszystkich. Do 1940 lub 1941 – daty dobrze nie pomnę – mieszkaliśmy w Warszawie, w oficerskim bloku na Nowowiejskiej. Paradoks wojny chciał, że ten blok przetrwał w nienaruszonym stanie całą wojenną zawieruchę, łącznie z powstaniem. Ojciec po przystąpieniu do konspiracji zdecydował jednak, że dla bezpieczeństwa my – to znaczy matka, ja i młodszy brat – wyjedziemy do jego rodzinnego domu. Tak znaleźliśmy się w Bieczu. Tutaj w grudniu 1942 roku dotarła do nas tragiczna wiadomość o aresztowaniu ojca przez gestapo i uwięzieniu na Pawiaku.

 

Czy wiadomo, w jakich okolicznościach do tego doszło?

Gestapo zabrało go z mieszkania. O jego aresztowaniu powiadomiono nas telegramem. Wówczas matka postanowiła wrócić do Warszawy. Młodszego brata oddała pod opiekę bratu ojca, który mieszkał w Krakowie, a ze mną wróciła do stolicy, by walczyć o uwolnienie męża. Niestety, mimo starań nie udało się i ojciec trafił do obozu na Majdanku. Zmarł tam 18 lipca 1943 roku.

Niemcy z pewnością nachodzili wówczas wasze mieszkanie.

Właściwie co drugi dzień mieliśmy nieproszonych gości z SS. Pamiętam ich mundury – zielone ze srebrnymi patkami SS na kołnierzach. Jedynie ich dowódca, młody człowiek, który nie mógł mieć więcej niż 30 lat, był w czarnym mundurze. Pamiętam dobrze, jak po kolejnej rewizji, rozkazał matce: „Ubierać się!”. Matka dobrze mówiła po niemiecku, więc od razu zrozumiała i zaczęła pakować najpotrzebniejsze rzeczy, ja stałem wówczas w łóżeczku. Nie byłem już małym chłopcem, a jednak stałem w łóżeczku – dobrze to pamiętam. I nagle do tego esesmana w czarnym mundurze podszedł jego podwładny – o wiele starszy Niemiec, w drucianych okularach na nosie i zaczął mu coś szeptem tłumaczyć, zerkając w naszą stronę. To trwało dłuższą chwilę. Matka już stała ubrana, w jesionce i kapeluszu. Kiedy esesmani wyszli z mieszkania, ona ruszyła za nimi na klatkę schodową i wówczas ten w czarnym mundurze odwrócił się i rozkazał: „Zostać!”.

Pamiętam też nasze wyjazdy do Lublina. Kiedy w styczniu 1943 roku ojca wywieziono na Majdanek, matka nadal się nie poddawała. Pewnego dnia wynajęła bryczkę i podjechaliśmy nią pod samą bramę obozu. Wyszedł do nas oficer, który czystą polszczyzną oświadczył matce, że zaraz wróci komendant obozu i jeśli nadal tu będzie stać, to wszystkich, łącznie ze mną i wozakiem, zamknie za druty. Woźnica słysząc to, tylko trzasnął batem na konie i galopem odjechał z powrotem. Matka musiała też być cały czas w kontakcie z kolegami ojca z Armii Krajowej, bo tuż przed powstaniem poradzili jej, by wyjechała z Warszawy, i tak znowu znaleźliśmy się w Bieczu u stryja.

W mieście, w którym pana ojciec, rotmistrz, rozpoczął swą drogę szwoleżera.

Urodził się w Bieczu 18 lutego 1893 roku i tu uczęszczał do szkoły, ale mundur legionowy przywdział w Krakowie. Ojciec potwierdzał w pełni celność określenia, którym opisywano pokolenie, do którego należał – „niepokorne”. W 1912 roku rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim. Lecz dwa lata później od razu zgłosił się do Legionów. Nie wywołało to początkowo entuzjazmu u jego ojca, Jana Kwiecińskiego, wiceburmistrza Biecza, który pokładał wielkie nadzieje w zdolnościach naukowych najmłodszego syna. Jednak upór młodzieńca był silniejszy od wszelkich argumentów. Dziadek zyskał jedynie tyle, że ojciec nie wyruszył do boju od razu z Kadrówką, lecz miesiąc później, we wrześniu 1914 roku. Znalazł się w szeregach 6 Batalionu 1 Pułku Piechoty.

Jak mu się udało z piechoty przejść do kawalerii?

Paradoksalnie, dzięki ranom, które odniósł. Pierwszy raz został ranny w bitwie pod Krzywopłotami 18 listopada 1914 roku. Po kilku miesiącach spędzonych w lazarecie pisał do brata Henryka, powołując się na decyzję lekarza: „będę przydzielony do kawalerii, gdyż w czasie chodzenia dłuższego czuję ból w kostce i marszów nie mógłbym odbywać”. I tak się stało, pod koniec czerwca 1915 roku ojciec znalazł się w 1 szwadronie 1 Pułku Ułanów słynnego Władysława Beliny-Prażmowskiego. Już jako ułan walczył na Wołyniu i w boju pod Kołkami nad Styrem 10 października znowuż został ranny. To właściwie będzie regułą służby frontowej ojca: walka kończąca się ranieniem i zaraz po wyleczeniu – natychmiastowy powrót na front.

To trochę tak jak sienkiewiczowski Kmicic, który był nie do zdarcia…

Trafne porównanie. I jeszcze eksponowanie własnego zdania, co zaowocowało między innymi tym, że po kryzysie przysięgowym i rozwiązaniu Legionów ojciec nie zagrzał długo miejsca w szeregach ck armii. Jako politycznie niepewny został skreślony z listy Rezerwowej Szkoły Oficerskiej w Hermannstadt.

Po odzyskaniu niepodległości wówczas plutonowy Kwieciński od razu wrócił w szeregi Wojska Polskiego.

Dokładnie. 25 listopada 1918 roku otrzymał przydział do 3 szwadronu 1 Pułku Ułanów, który już podczas walk z Ukraińcami na początku następnego roku przybrał chwalebną nazwę 1 Pułku Szwoleżerów Józefa Piłsudskiego. Tradycje gwardii Napoleona i 1 Pułku Ułanów Beliny-Prażmowskiego zobowiązywały, więc ojciec ze swymi towarzyszami broni znowu był w ogniu najcięższych walk – najpierw z Ukraińcami, później z bolszewikami.

I ponownie zostaje ranny.

Istotnie. Dzieje się to 8 stycznia 1919 roku podczas zdobycia Sulimowa przez 3 szwadron. Trzeci szwadron, w którym służył ojciec, szedł wówczas w awangardzie i poniósł ciężkie straty. Do Biecza nadeszła nawet wiadomość o śmierci ojca w tej bitwie – na szczęście fałszywa. Ojciec dołączył do pułku w kwietniu 1919 roku, a we wrześniu awansował na pierwszy stopień oficerski – podporucznika. Po ofensywie kijowskiej wiosną 1920 roku ojciec ze swego macierzystego pułku został oddelegowany do 16 Pułku Ułanów Wielkopolskich. Jako dowódca 2 szwadronu walczył w największej bitwie kawaleryjskiej nad Berezyną i pod Beresteczkiem. Pod koniec lipca po raz czwarty został ranny, ze szpitala wyszedł akurat 15 sierpnia 1920 roku. Wrócił na front do swego 1 Pułku Szwoleżerów i wziął udział we wszystkich jego słynnych szarżach w Bitwie Warszawskiej – m.in. pod Ćwiklinem i Ciechanowem. Za tę wojnę ojciec otrzymał czterokrotnie Krzyż Walecznych i Virtuti Militari V klasy. We wniosku o Krzyż Walecznych, dowódca szwadronu, mjr Głowacki podkreślił: „Zawsze we wszystkich walkach i potyczkach bardzo odważny, narażał swe życie z poświęceniem dla ojczyzny. W czasie walk pułku przy zdobyciu Markowszczyzny w sierpniu 1919 r. jako wachmistrz szwadronu jeden z pierwszych wpadł do tego miasteczka i walczył z przeważającą liczbą nieprzyjaciela na ulicach zdobywając karabin maszynowy i licznych jeńców. Był zawsze w bitwie pierwszym prowadząc żołnierzy”. Na koniec pozwolę sobie jeszcze zacytować opinię o ojcu samego gen. Wieniawy-Długoszowskiego: „Wszystkie usterki wynagradza niezwykłą prawością charakteru, lojalnością, pracowitością, sumiennością i umiejętnością milczenia w sprawach służby”.

Jednak rotmistrz Kwieciński zapłacił zdrowiem za swą bojową kartę.

Tak, rany i frontowe przeżycia nie dały o sobie zapomnieć. Ze względu na stan zdrowia został w 1935 roku przeniesiony w stan spoczynku jako trwale niezdolny do służby wojskowej. Mimo to kiedy ojczyzna w 1939 roku znowu była w potrzebie, ojciec nie wahał się przyłączyć do konspiracji i walczyć. Jego schorowany organizm nie przetrzymał już Majdanka…

Jak potoczyły się państwa losy po wojnie?

Gdy moja matka dowiedziała się, że nasz dom cudem ocalał w powstaniu, wróciliśmy do Warszawy, gdy tylko to było możliwe. Drzwi mieszkania otworzył nam jakiś nieznajomy oficer, który z wyraźnie rosyjskim akcentem odpowiedział matce, że jej mąż jako przedwojenny oficer „musiał ujść z Niemcami”, a teraz on jest właścicielem tego lokalu. Nie oddano nam nic – przepadły najcenniejsze pamiątki po ojcu i… moje pudełko z szyszką. Kiedyś po jednej z ulicznych egzekucji, podniosłem szyszkę, umoczyłem ją we krwi pomordowanych i schowałem do pudełka. To była relikwia małego chłopca pod okupacją…

Wyjechaliśmy z Warszawy i zamieszkaliśmy w rodzinnym mieście mamy – Łodzi, a dokładnie w dzielnicy Bałuty. Pan wie, o czym mówię?

Domyślam się, że musiał pan tam przejść niezłą szkołę życia.

O tak! Ja, kilkunastoletni chłopak z tzw. dobrego domu miałem nagle trzydziesto- i czterdziestoletnich „kolegów”. To była bandytka, ale o swoistym kodeksie moralnym. Na szczęście po pewnym czasie stałem się „swój”, no i czuwał nade mną mój ojciec – szwoleżer!

Rozmawiał: Piotr Korczyński

autor zdjęć: Piotr Korczyński, arch. rodziny Kwiecińskich

dodaj komentarz

komentarze

~Andrzej Kwiecinski
1604521080
Serdeczne podziękowanie dla p. Autora za zainteresowanie postacią naszego Ojca - ś.p. rotmistrza Kazimierza Kwiecińskiego
D3-5A-5B-79

NATO zwiększy pomoc dla Ukrainy
 
Morska Jednostka Rakietowa w Rumunii
Puchar księżniczki Zofii dla żeglarza CWZS-u
Aleksandra Mirosław – znów była najszybsza!
Zmiany w dodatkach stażowych
Przełajowcy z Czarnej Dywizji najlepsi w crossie
Kolejne FlyEye dla wojska
Polscy żołnierze stacjonujący w Libanie są bezpieczni
Wojna w Ukrainie oczami medyków
W Italii, za wolność waszą i naszą
Żołnierze ewakuują Polaków rannych w Gruzji
Wypadek na szkoleniu wojsk specjalnych
Kosiniak-Kamysz o zakupach koreańskiego uzbrojenia
Metoda małych kroków
Front przy biurku
NATO na północnym szlaku
Donald Tusk: Więcej akcji a mniej słów w sprawie bezpieczeństwa Europy
Trotyl z Bydgoszczy w amerykańskich bombach
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Operacja „Synteza”, czyli bomby nad Policami
Rozpoznać, strzelić, zniknąć
Tragiczne zdarzenie na służbie
Sandhurst: końcowe odliczanie
Wytropić zagrożenie
Wojna w świętym mieście, epilog
NATO on Northern Track
Na straży wschodniej flanki NATO
Polak kandydatem na stanowisko szefa Komitetu Wojskowego UE
Posłowie dyskutowali o WOT
Strategiczna rywalizacja. Związek Sowiecki/ Rosja a NATO
Ramię w ramię z aliantami
Wojna w świętym mieście, część druga
Priorytety polityki zagranicznej Polski w 2024 roku
W Rumunii powstanie największa europejska baza NATO
SOR w Legionowie
Więcej koreańskich wyrzutni dla wojska
Active shooter, czyli warsztaty w WCKMed
Sprawa katyńska à la española
Więcej pieniędzy dla żołnierzy TSW
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Znamy zwycięzców „EkstraKLASY Wojskowej”
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Ameryka daje wsparcie
Systemy obrony powietrznej dla Ukrainy
Wojskowy bój o medale w czterech dyscyplinach
Wojna na detale
Pod skrzydłami Kormoranów
Lekkoatleci udanie zainaugurowali sezon
Gunner, nie runner
Jakie wyzwania czekają wojskową służbę zdrowia?
Zachować właściwą kolejność działań
Szybki marsz, trudny odwrót
Rekordziści z WAT
Gen. Kukuła: Trwa przegląd procedur bezpieczeństwa dotyczących szkolenia
Szpej na miarę potrzeb
Czerwone maki: Monte Cassino na dużym ekranie
Morze Czarne pod rakietowym parasolem
W Brukseli o wsparciu dla Ukrainy
Wiceszef MON-u: w resorcie dochodziło do nieprawidłowości
Ukraińscy żołnierze w ferworze nauki
25 lat w NATO – serwis specjalny
Święto stołecznego garnizonu
Wojna w świętym mieście, część trzecia
Od maja znów można trenować z wojskiem!
Kadisz za bohaterów

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO