moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Market Garden, Sosabowski wkracza do gry

Przez dwa dni żołnierze 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej krążyli pomiędzy samolotem grzejącym silniki na płycie lotniska a barakami, w których oczekiwali na wylot. Plany krzyżowała pogoda. Dopiero trzeciego dnia udało się ich desantować pod Arnhem. Ale wówczas już klęska operacji „Market Garden” była przesądzona.

„Monty, jesteś szalony!” – miał wykrzyknąć gen. Dwight Eisenhower, dowódca alianckich wojsk ekspedycyjnych, kiedy jego brytyjski kolega marszałek Bernard Law Montgomery przedstawił mu koncepcję operacji „Market-Garden”. Plan zakładał, że alianci przeprowadzą ogromny desant powietrzny na terytorium Holandii, wydrą Niemcom pięć kluczowych mostów na Renie i utrzymają je przez 48 godzin, aż do nadejścia brytyjskiego korpusu pancernego gen. Briana Horrocksa, a później innych jednostek brytyjskiej 2 Armii. Operacja miała otworzyć sprzymierzonym drogę do Zagłębia Ruhry i dalej w głąb Niemiec, a co za tym idzie doprowadzić do błyskawicznej klęski Hitlera. „Nasi chłopcy na święta wrócą do domów” – przekonywał Montgomery. Amerykanie mieli jednak poważne wątpliwości.

 

Montgomery chce kończyć wojnę

– Aliantów różniła wizja prowadzenia wojny. Eisenhower był zwolennikiem szerokich operacji, obejmujących cały front. Brytyjczycy opowiadali się raczej za punktowymi uderzeniami – wyjaśnia dr hab. Karol Polejowski z Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Operacja była rzeczywiście ryzykowna. Alianci nie mieli zbyt wiele czasu, by ją przygotować, a przecież musieli dobrze zaplanować i zgrać działania różnych rodzajów wojsk. Szybko okazało się też, że z powodu zbyt małej liczby samolotów desant trzeba będzie rozłożyć na trzy dni. Efekt zaskoczenia nie był już taki pewny. Tymczasem należało założyć, że jeśli tylko Niemcy zdołają się w porę zorganizować, będą się bronić wyjątkowo zaciekle. Na tym etapie wojny nie walczyli już tylko o utrzymanie okupowanych terytoriów. Chcieli zablokować bezpośredni dostęp do własnego kraju. Bili się więc o swoje „być albo nie być”. Ale Brytyjczykom na przeprowadzeniu operacji bardzo zależało.

Głównym argumentem przeprowadzenia operacji była oczywiście perspektywa wygrania wojny przed końcem 1944 roku, a co się z tym wiąże – ograniczenia ofiar i strat materialnych. Ale chodziło też o powojenny ład na kontynencie. – Brytyjczycy chcieli wkroczyć do Berlina przed Sowietami, którzy w tym czasie stali jeszcze pod Warszawą. Mieli poczucie, że uprzedzenie Armii Czerwonej może mieć znaczenie dla przyszłych politycznych ustaleń. Dla nich była to również kwestia prestiżowa. Amerykanie do zajęcia niemieckiej stolicy nie przywiązywali aż tak dużej wagi – tłumaczy dr hab. Polejowski. Swoista rywalizacja toczyła się też w szeregach samych zachodnich aliantów. – Brytyjczycy przegrali z Amerykanami tzw. wyścig do Sekwany. W konsekwencji to amerykańskie wojska jako pierwsze wkroczyły do Paryża. Brytyjska duma mocno na tym ucierpiała. Teraz to oni chcieli grać pierwsze skrzypce – podkreśla historyk.

Ostatecznie Montgomery wspierany przez Winstona Churchilla postawił na swoim. 10 września 1944 roku zatwierdzono plan operacji. Tydzień później pierwsze samoloty ze spadochroniarzami na pokładzie ruszyły w kierunku Holandii.

Alianci kontra strażak Hitlera

Według wytycznych, elitarna 1 Dywizja Powietrznodesantowa z Wielkiej Brytanii wspierana przez 1 Samodzielną Brygadę Spadochronową miała opanować blisko 100-kilometrowy odcinek nad Renem, zajmując drogowy most w Arnhem, kolejowy w Oosterbeek, a także lotnisko w Deelen. Z kolei Amerykanie z 82 i 101 Dywizji Powietrznodesantowej otrzymali zadanie zdobycia mostów w Nijmegen, Grave i okolicach Eindhoven.

Aliantom jednak od samego początku szło jak po grudzie. – Pierwszą przeszkodą okazała się pogoda – zaznacza dr hab. Polejowski. Wkrótce po starcie pierwszych samolotów nad Wyspami Brytyjskimi rozpostarła się gęsta mgła. Starty kolejnych maszyn trzeba było wstrzymywać i przekładać. Polscy żołnierze mieli dołączyć do walk 19 września. Tego dnia trzykrotnie wsiadali do samolotów i z nich wysiadali. Podobnie było nazajutrz. Wystartować udało się dopiero 21 września.

Na miejsce desantu w ostatniej chwili zostały wyznaczone okolice miasteczka Driel. Lądowanie odbyło się pod ogniem nieprzyjaciela. Jeden z uczestników desantu, kpt. Zbigniew Bossowski, wspominał po latach na antenie radia BBC: „Przy skakaniu z ziemi strzelał do nas niemiecki karabin maszynowy. Przy mnie leciał jeden z moich żołnierzy, który swego czasu służył u Rommla, przymusowo wcielony. Zaczął krzyczeć do Niemców, żeby przestali strzelać i oni przestali […]. Samo moje lądowanie to było właściwie wodowanie, bo wylądowałem w jednym z tych słynnych rowów holenderskich pełnych wody. Tymi spadochronami nie można było wówczas specjalnie kierować. Trzeba było lądować tam, gdzie on pozwolił”.

Problemy mieli też spadochroniarze lądujący w innych miejsca. Brytyjski historyk Antony Beevor w swojej książce „Arnhem. Operacja Market Garden” zauważa: „W opinii większości spadochroniarzy amerykańskich operacja była niepodobna do rozsypki, którą przeżyli w Normandii. Tutaj skakali tak gęsto, że schodzili na ziemię niemal jeden nad drugim. Kilku zaczepiło nawet o olinowanie sąsiada albo dostało czyimś pojemnikiem na broń”. Już na ziemi zaczęła szwankować łączność. Działanie radiostacji zakłócała gęsta zabudowa miasteczek i używana przez Niemców stacja zagłuszająca. Efekt? Wiele oddziałów działało bez koordynacji z dowództwem. Jakby tego było mało, alianci natrafili na przeciwnika daleko silniejszego niż pierwotnie zakładali. – W okolicach Arnhem stacjonowały dwie pancerne dywizje SS. Zostały tam odesłane po walkach we Francji, by ich żołnierze nabrali sił przed dalszą batalią – wyjaśnia dr hab. Polejowski. Był tam także feldmarszałek Walther Model, niezwykle doświadczony dowódca, zwany czasem strażakiem Hitlera. Wcześniej wielokrotnie dowiódł on, że dzięki swoim umiejętnościom jest w stanie wyjść z największych nawet opresji.

Nijmegen po bitwie. 28 września 1944. Fot. Wikimedia.

Mimo splotu niekorzystnych okoliczności alianci zdołali osiągnąć pewne sukcesy. Zdobyli na przykład most w Nijmegen. Lista niepowodzeń okazała się jednak o wiele dłuższa. Fiaskiem zakończyła się przede wszystkim próba opanowania przeprawy w Arnhem. Atak Brytyjczyków rozbił się o niemiecką obronę, a kiedy na miejsce dotarli żołnierze Sosabowskiego, na realne wsparcie było już za późno. Kpt. Bossowski: „Resztka dywizji dostała rozkaz wycofania się. Mój oddział miał bardzo duże straty […]. Została nas nie więcej niż jedna czwarta”.

W czasie trwających osiem dni walk zginęło 17 tys. alianckich żołnierzy. Niemcy doszczętnie rozbili chlubę brytyjskiej armii – 1 Dywizję Powietrznodesantową. W brygadzie gen. Sosabowskiego było prawie stu poległych. Niemal 250 Polaków trafiło do niewoli. O klęskę Brytyjczycy obwinili... polskiego dowódcę. Według nich kwestionował rozkazy i wyraźnie oszczędzał w boju swoich podwładnych. – Były to zarzuty całkowicie nieprawdziwe. Owszem, Sosabowski miał ogromne zastrzeżenia do planów operacji, co zresztą wyrażał w sposób bezpardonowy, ale lojalnie z aliantami współpracował. Brytyjczycy uczynili go kozłem ofiarnym – uważa dr hab. Polejowski. W ten sposób chcieli uchronić przed krytyką marszałka Montgomery'ego, który po udanych walkach na północy Afryki miał na Wyspach status legendy. Ostatecznie Sosabowski został zdymisjonowany.

Po latach Brytyjczycy przyznali jednak, że padł on ofiarą pomówień. W 2006 roku, podczas obchodów kolejnej rocznicy „Market Garden”, gen. Tony Hibbert, emerytowany szef sztabu Brytyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego, mówił: „Generał Browning bezpodstawnie zdymisjonował gen. Sosabowskiego. Przez lata chcieliśmy to naprawić, bo nasz rząd się na to nie zdobył. Dlatego sami postawiliśmy mu pomnik”. Monument stanął w holenderskim Driel.

Polska we krwi

Celów operacji nie udało się więc osiągnąć. Wojna w Europie miała potrwać jeszcze ponad pół roku i pochłonąć mnóstwo ofiar. – W tym czasie Niemcy zdołali przeprowadzić nawet kontruderzenie w Ardenach – zauważa dr hab. Polejowski. – Po klęsce „Market Garden” inicjatywa dowódcza przeszła w ręce Amerykanów. Alianckie uderzenie przestało się kierować bezpośrednio na Berlin, lecz skręciło ku południu Niemiec – dodaje.

Tymczasem historia operacji „Market Garden” stała się szeroko znana choćby dzięki hollywoodzkiemu filmowi „O jeden most za daleko”. W rolę Sosabowskiego wcielił się tam Gene Hackman. W Polsce imię generała nosi dziś 6 Brygada Powietrznodesantowa z Krakowa. Pamięć o polskich spadochroniarzach od lat jest kultywowana też w Driel. – Od 1946 roku obchodzimy kolejne rocznice operacji – mówi Ellis Beke, sekretarz Fundacji Driel-Polska, która w miasteczku prowadzi również poświęcone polskim żołnierzom muzeum. – Właściwie wolimy je nazywać centrum informacyjnym, bo działa we wciąż funkcjonującym kościele. Oprócz tego prowadzimy poświęconą Polakom stronę w trzech językach: polskim, angielskim i niderlandzkim – dodaje. Beke przyznaje, że historia żołnierzy gen. Sosabowskiego od lata wpisana jest także w dzieje jej rodziny. – Członkiem fundacji był mój ojciec. W naszym domu przez wiele lat gościliśmy polskiego weterana, który wraz z żoną przyjeżdżał do Driel na rocznicowe uroczystości, odwiedzaliśmy go także w Anglii podczas wakacji. W obchodach brałam udział już jako dziecko: śpiewałam w chórze, wręczałam kwiaty, wciągałam na maszt flagę, przekazywałam wieńce. Choć od 25 lat mieszkam już w Arnhem, ciągle jestem zaangażowana w organizację rocznicowych imprez. Można powiedzieć, że Polska jest w naszej krwi i to dosłownie: podczas spotkań naszego chóru z chórem z Krakowa mój brat poznał swoją żonę – podsumowuje.

Łukasz Zalesiński

autor zdjęć: Wikipedia

dodaj komentarz

komentarze


Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
 
Podziękowania dla żołnierzy reprezentujących w sporcie lubuską dywizję
Grupa WB idzie na rekord
Wszystkie oczy na Bałtyk
Sejm pracuje nad ustawą o produkcji amunicji
Homar, czyli przełom
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Bój o cyberbezpieczeństwo
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Ostre słowa, mocne ciosy
Srebro na krótkim torze reprezentanta braniewskiej brygady
Terytorialsi zobaczą więcej
Co słychać pod wodą?
Czarna Dywizja z tytułem mistrzów
Determinacja i wola walki to podstawa
Szkoleniowa pomoc dla walczącej Ukrainy
„Szczury Tobruku” atakują
Użyteczno-bojowy sprawdzian lubelskich i szwedzkich terytorialsów
Wybiła godzina zemsty
„Nie strzela się w plecy!”. Krwawa bałkańska epopeja polskiego czetnika
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Olympus in Paris
„Feniks” wciąż jest potrzebny
SkyGuardian dla wojska
Kluczowa rola Polaków
Kluczowy partner
Pożegnanie z Żaganiem
Olimp w Paryżu
Polsko-ukraińskie porozumienie ws. ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej
Wielkie inwestycje w krakowskim szpitalu wojskowym
Karta dla rodzin wojskowych
Trzy medale żołnierzy w pucharach świata
Mniej obcy w obcym kraju
Trudne otwarcie, czyli marynarka bez morza
Ogień Czarnej Pantery
Cele polskiej armii i wnioski z wojny na Ukrainie
W obronie Tobruku, Grobowca Szejka i na pustynnych patrolach
Polskie „JAG” już działa
Zyskać przewagę w powietrzu
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Druga Gala Sportu Dowództwa Generalnego
Fundusze na obronność będą dalej rosły
Wojsko otrzymało sprzęt do budowy Tarczy Wschód
Ustawa amunicyjna podpisana przez prezydenta
Medycyna „pancerna”
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Donald Tusk po szczycie NB8: Bezpieczeństwo, odporność i Ukraina pozostaną naszymi priorytetami
Jak Polacy szkolą Ukraińców
„Siły specjalne” dały mi siłę!
Czworonożny żandarm w Paryżu
Polskie Casy będą nowocześniejsze
W Toruniu szkolą na międzynarodowym poziomie
Zmiana warty w PKW Liban
Ustawa o zwiększeniu produkcji amunicji przyjęta
Transformacja wymogiem XXI wieku
Więcej pieniędzy za służbę podczas kryzysu
Aplikuj na kurs oficerski
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO