moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Szarża „Hallerczyka”

Wojna z Czechosłowacją w 1919 r. – choć krótka, bo ośmiodniowa – była krwawa i dla Polski przegrana. Konflikt miał dramatyczny przebieg, a wojska nieprzyjaciela udało się zatrzymać dopiero na linii rzeki Wisły. Ważną rolę odegrał w tym polski pociąg pancerny. Czesi, mimo przewagi liczebnej i karabinów maszynowych, w walce z „Hallerczykiem” byli bezsilni.


Załoga pociągu na tle czołowego wagonu artyleryjskiego.

Mimo wzajemnych przyjaznych czesko-polskich deklaracji w czasie I wojny światowej – z planowanej konfederacji braterskich państw nic nie wyszło. Kiedy upadły imperia Romanowów i Habsburgów, na ich gruzach powstało i odrodziło się wiele państw, w tym Czechosłowacja i Polska. Jeszcze w maju 1918 r. na spotkaniu czeskich i polskich polityków z okazji pięćdziesiątej rocznicy założenia Teatru Narodowego w Pradze panowała pozornie przyjazna atmosfera. Zapewniano się wzajemnie: „[dla] paru wsi nie będziemy się kłócić”1. Jednak kiedy marzenia o niepodległości zaczęły się spełniać i pojawiło się pytanie o wspólną polsko-czechosłowacką granicę, każda ze stron twardo broniła swoich interesów. Stosunkowo łatwo i przy niewielkich incydentach zbrojnych udało się załatwić tymczasowo sprawę granic na odcinku słowackim – na Spiszu i Orawie. Po interwencji alianckiej misji w Budapeszcie, do której odwołały się obie strony, w końcu grudnia 1918 r. polskie wojsko musiało się wycofać spod Kieżmarku i Lubowli.

 

Perła Austro-Węgier

Inaczej niż w przypadku pięknych, ale biednych, górskich wsi w cieniu Tatr wyglądała sytuacja na Śląsku Cieszyńskim. Region ten należał do jednych z najbardziej uprzemysłowionych w całej rozległej monarchii habsburskiej. Wiele kopalń wydobywało doskonałej jakości węgiel koksowy, który miejscowe huty wykorzystywały w produkcji wysokiej jakości stali. Dziesiątki większych i mniejszych fabryk i zakładów przemysłowych powiększały nie tylko gospodarcze, ale i strategiczne znaczenie ziemi dawnego Księstwa Cieszyńskiego. Jego granica od północy pokrywała się z państwową prusko-austriacką. Od wschodu rzeka Biała dzieliła dwa odrębne miasta: śląskie Bielsko od małopolskiej Białej. Na zachodzie rzeka Ostrawica dzieliła Polską Ostrawę (dziś nosi nazwę Śląska Ostrawa i jest dzielnicą Ostrawy) od Morawskiej Ostrawy i śląski Frydek od morawskiego Mistku. Według spisu ludności z 1910 r.: 54,8% ludności mówiło w domu po polsku, 27,1% po czesku, a 18% po niemiecku. Stąd też jesienią 1918 r., kiedy lokalne organy władzy: Rada Narodowa Księstwa Cieszyńskiego i Krajowa Rada Narodowa dla Śląska (Zemský národní výbor pro Slezsko) z Ostrawy podzieliły region tymczasowo, większość przypadła stronie polskiej. Jednak ten podział prowizorycznie dokonany 5 listopada miał obowiązywać tylko do chwili, gdy rządy centralne obu państw uregulują sprawę granicy umową dwustronną.

Rząd w Pradze nie był z tego zadowolony, ponieważ oprócz argumentu historycznego (lennej zależności Księstwa Cieszyńskiego od Królestwa Czeskiego od XIV w.) strategicznie ważna dla niego była przebiegająca tędy najważniejsza linia kolejowa – Bogumińsko-Koszycka – łącząca czeską i słowacką część państwa. Napięcie rosło niebezpiecznie, a ogłoszenie przez Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego wyborów do Sejmu Ustawodawczego na dzień 26 stycznia 1919 r. również na Śląsku Cieszyńskim – zostało w Pradze potraktowane jako polityka faktów dokonanych i złamanie umowy z 5 listopada 1918 r. Kiedy protesty u władz polskich w Krakowie i Warszawie nie odniosły zamierzonego skutku, a Francja odmówiła przysłania swoich wojsk, rząd czeski podjął decyzję o zbrojnym przejęciu spornego regionu. Dysponował już odpowiednią siłą, ponieważ w grudniu 1918 r. i na początku stycznia 1919 r. do Czechosłowacji przybyły oddziały czeskie, tzw. Legie, sformowane u boku armii włoskiej i francuskiej. Na posiedzeniu rządu 17 stycznia wyznaczono datę ataku na 23 stycznia 1919 r., a głównodowodzącym mianowany został doświadczony ppłk Josef Šnejdárek – od 21 lat oficer Legii Cudzoziemskiej i armii francuskiej. Wysłano wprawdzie ultimatum do rządu polskiego, ale mający go dostarczyć konsul Karol Locher został wcześniej internowany w Krakowie pod zarzutem szpiegostwa. Mimo napływających sygnałów o koncentracji wojsk czeskich w Morawskiej Ostrawie strona polska została więc atakiem zaskoczona.

Podstępem i bagnetem

Choć państwa ententy oficjalnie nie poparły czeskich roszczeń wobec Polski, to w Pradze przebywało wielu oficerów francuskich, włoskich, angielskich i amerykańskich, członków misji wojskowych. Kilku z nich zgodziło się wziąć udział w fortelu przygotowywanym przez czeskie Ministerstwo Obrony. Wydrukowano także specjalne plakaty, które informowały mieszkańców Śląska Cieszyńskiego, że to wojska alianckie zajmują sporny region. W dniu rozpoczęcia czeskiego najazdu, przed południem 23 stycznia do Cieszyna, do głównodowodzącego wojskami polskimi płk. Franciszka Latinika przybyła kilkuosobowa delegacja oficerów ententy. Przedstawili się oficjalnie jako „Komisja” i zażądali w imieniu swych państw niezwłocznego wycofania wszystkich polskich oddziałów za rzekę Białą do Galicji. Dzięki przezorności płk. Latinika, który stanowczo odmówił spełnienia tego ultimatum, podstęp się nie powiódł. Pierwszego dnia wojny oddziałom czeskim udało się zająć część Ostrawsko-Karwińskiego Zagłębia Węglowego i strategicznie ważny węzeł kolejowy w Boguminie. W kolejnych dniach siły czeskie liczące początkowo ok. 7 tys. żołnierzy (do 30 stycznia wzmocnione do ok. 15 tys.) stopniowo wypierały polskich obrońców na wschód. Słabsze liczebnie (początkowo ok. 3 tys. żołnierzy i żandarmów) i źle dowodzone oddziały polskie przegrywały kolejne bitwy i potyczki. Nie pomogło ofiarne zaangażowanie ponad tysiąca milicjantów i cywilnych ochotników, górników i hutników w większości nieumundurowanych i słabo uzbrojonych.


Skład pociągu pancernego „Hallerczyk”.

Wyjątkowo nieszczęśliwa była niedziela 26 stycznia, kiedy rozbito polską obronę we wsi Stonawa, gdzie doszło także do kilku przypadków dobijania polskich jeńców i rannych żołnierzy z 11 kompanii Pułku Piechoty Ziemi Wadowickiej. Zniszczony został także półbatalion tego samego pułku, dowodzony przez kpt. Cezarego Hallera, brata gen. Józefa Hallera, broniący Zebrzydowic i Kończyc Małych, a sam dowódca oddziału zginął w walce.

To zwycięstwo otwarło wojskom czeskim linię kolejową z Zebrzydowic do Dziedzic i możliwość przerzucenia wojsk na wschodni brzeg rzeki Wisły oraz okrążenia oddziałów polskich broniących Cieszyna. Zagrożenie to zmusiło płk. Latinika do opuszczenia Cieszyna bez walki i do oderwania się od nieprzyjaciela na nowej linii obrony na rzece Wiśle. Przerwa w walkach, która nastąpiła 27 stycznia, umożliwiła reorganizację wojsk polskich, wzmocnionych posiłkami nadchodzącymi z głębi kraju, w ten sposób, że – mimo dużych strat – w ostatnim dniu wojny siły polskie liczyły prawie 5 tys. żołnierzy.

Trzydniowa bitwa pod Skoczowem

Front biegł od Strumienia do Ustronia, a w okolicy Skoczowa wykorzystano pasmo wzgórz otaczające to miasto od zachodu. Pierwszego dnia bitwy – 28 stycznia – wojska czeskie siłami plutonów i kompanii podjęły próby rozpoznania polskich pozycji na całej ich długości. Pod silnym ostrzałem artyleryjskim znalazły się m.in. wsie Międzyświeć i Kisielów, gdzie zginął ppor. Ferdynand Kotas. Między Pruchną a Drogomyślem nastąpił atak dwóch czeskich kompanii z II batalionu 8 Pułku Piechoty z Brna. Jedna kompania, posuwając się wzdłuż toru kolejowego Pruchna – Chybie, atakowała most kolejowy na Wiśle, broniony przez dwa plutony kompanii szturmowej 8 Pułku Piechoty z Krakowa. Druga uderzyła na drewniany most drogowy pod Drogomyślem broniony przez pluton ppor. Józefa Filara. Polscy obrońcy odparli czeski atak, a za cofającym się nieprzyjacielem dowódca odcinka ppłk Stanisław Springwald ok. godz. 11.30 wysłał na rozpoznanie pociąg pancerny nr 4 „Hallerczyk”. Pociąg, dowodzony przez kpt. Władysława Kozaka, przybył nad ranem do Chybia odwołany z frontu ukraińskiego. Pancerny kolos ruszył w stronę stacji kolejowej w Pruchnej. Czescy żołnierze na jego widok wycofali się w kierunku pobliskiego lasu, porzucając broń, amunicję i trzy plecaki. Po stwierdzeniu obecności innych oddziałów czeskich w Pruchnej i okolicy „Hallerczyk” wrócił z powrotem do Chybia. Przybycie pociągu pancernego – składającego się z 8 wagonów, uzbrojonego w 4 działa kalibru 8 cm i 16 karabinów maszynowych – było olbrzymim wzmocnieniem dla polskich obrońców. Jako najcięższa broń na ówczesnym polu walki miał deprymujący wpływ na żołnierzy wroga, którzy, mimo że mieli przewagę liczebną i karabiny maszynowe, byli bezsilni w walce z „Hallerczykiem”.

Na całej linii frontu 29 stycznia jeszcze trwały mniejsze starcia, ale na linii kolejowej Pruchna – Drogomyśl panował względy spokój. Niestety, na południowym krańcu frontu Czechom udało się w tym dniu zająć słabo obsadzony Ustroń z niezniszczonymi mostami przez rzekę Wisłę, co oznaczało fiasko planu obrony polskiej.

Decydujące starcie

Główne uderzenie na rozpoznane w poprzednich dniach polskie pozycje nastąpiło 30 stycznia. Rano po godz. 7.00 rozpoczął się atak na most kolejowy w Drogomyślu. Batalion 8 Pułku Piechoty z Brna, wsparty artylerią i bronią maszynową, nacierał tak mocno, że odrzucił polskich obrońców z przedmościa. Niezbędna była interwencja polskiego pociągu pancernego „Hallerczyk”, który ok. 10.30 ruszył z Chybia do kontrataku. Przybył w ostatniej chwili, żeby uratować obronę mostu. Czeskie czołowe patrole już wchodziły na most i trzeba było je ogniem artylerii i karabinów maszynowych pociągu odrzucić z powrotem na zachodni brzeg Wisły. Tam już podchodziły kolejne oddziały czeskie. Te siły Polacy również odparli, a „Hallerczyk” nie zatrzymał się, ale ruszył za cofającymi się żołnierzami czeskimi. Aby zapewnić sobie drogę odwrotu i uniemożliwić zerwania torów na tyłach, jeden z wagonów szturmowych, wraz z grupą desantową i dwoma karabinami maszynowymi z cywilną (nieopancerzoną) lokomotywą, poruszał się wahadłowo między mostami w Drogomyślu a głównym składem pociągu.


Pluton szturmowy pociągu pancernego „Hallerczyk”.

Wydawało się, że dojdzie do masakry dobrze widocznych na ośnieżonych polach uciekających piechurów. Jednak dowodzący na tym odcinku, jeden z najlepszych czeskich oficerów tej wojny, mjr Silvestr Bláha przygotował się na odparcie ataku naszego pancerniaka. Do walki od strony Pruchnej rzucił czeski pociąg pancerny o nazwie „Brno II”. Oprócz opancerzonej lokomotywy 478-12 w jego skład wchodziły zaledwie trzy wagony: opancerzony artyleryjski, opancerzony szturmowy i otwarta platforma. Załoga składała się z 21 ludzi dowodzonych przez por. Františka Bergera, który był jednocześnie konstruktorem pociągu. Na jego uzbrojenie składała się tylko jedna armata górska kalibru 7,5 cm w obrotowej pancernej wieży i sześć karabinów maszynowych. Mimo tej zdecydowanie mniejszej siły ognia czeski pancerniak mógł podjąć pojedynek z „Hallerczykiem”. Ponieważ oba pociągi jechały wprost na siebie, mogły prowadzić wzajemny ostrzał tylko z części broni, „Brno II” z działa w obrotowej wieży, a „Hallerczyk” z armaty ustawionej w pierwszym wagonie (w składzie przed lokomotywą). Pojedynek dwóch pociągów pancernych został jednak szybko rozstrzygnięty. Po ok. 20 strzałach „Hallerczyka”, z których co najmniej dwa trafiły bezpośrednio w przeciwnika, jedyne działo czeskiego pociągu zamilkło uszkodzone; maszynista dostał rozkaz „Cała wstecz!” i „Brno II” w szybkim tempie musiał się wycofać. Zniknął z oczu artylerzystów „Hallerczyka” za zakrętem toru kolejowego, za gęstym lasem i odjechał na stację w Zebrzydowicach. Jego akcja uratowała jednak czeską piechotę, która zdążyła wycofać się pod osłonę drzew pobliskiego lasu. Gdyby nie związanie walką, „Hallerczyk” mógłby bez trudu dogonić wrogą piechotę biegnącą kilkaset metrów na odkrytym terenie i zadać jej ciężkie straty.

Nasz pancerny kolos, prowadząc ogień do wrogiego pociągu pancernego w pościgu za nim, wjechał na stację kolejową w Pruchnej, gdzie ogniem zmusił do wycofania się również odwodowe siły czeskie zgromadzone w tym miejscu. Podczas walki o dworzec w Pruchnej wzięto siedmiu czeskich jeńców, w tym dwóch rannych, jeden z nich – sierż. Jan Gregor – zmarł w niewoli i został później pochowany w Chybiu. Powiadomiona o sytuacji przez uciekających czeskich żołnierzy artyleria skoncentrowała ogień kilku baterii na „Hallerczyku” i ubezpieczającym jego tyły pojedynczym wagonie. Wokół Pruchnej zaczęły się także zbierać trzy czeskie bataliony. Działa polskiego pancerniaka podjęły walkę z czeską artylerią, ale kiedy Czesi wstrzelali się i pociski zaczęły padać kilka metrów od pociągu, ok. godz. 16.00 musiał on wrócić na wschodni brzeg Wisły. Szarża „Hallerczyka” na Pruchną odparła co najmniej jeden batalion czeskiej piechoty, którego część sił się rozproszyła. Zwycięski pojedynek polskiego pociągu pancernego z czeskim na pewien czas wyeliminował go z walki, gdyż naprawiano go na dworcu w Zebrzydowicach. W tej sytuacji czeskie dowództwo do końca dnia nie podjęło już większych działań ofensywnych na tym odcinku frontu, jedynie czeska artyleria prowadziła ostrzał Drogomyśla. Po kilku godzinach „Hallerczyk” powrócił na linię frontu, ale nie miał już okazji do walki.

Kolejny odwrót

W tym samym czasie od godzin porannych Czesi atakowali na całej linii frontu. Walczono m.in. w Simoradzu i wzdłuż drogi Cieszyn – Skoczów. Dramatyczny przebieg miały starcia o Kisielów – najbardziej na zachód wysunięty punkt polskiej obrony, który od trzech dni był pod ciągłym ogniem artylerii i krwawo odparł kilka szturmów. Koło południa czeskim żołnierzom udało się wedrzeć w polskie linie obrony na wschód od Kisielowa aż po rzekę Wisłę. Na jej prawym brzegu ruszyły czeskie patrole, aby rozpoznać możliwość okrążenia Skoczowa od wschodu. Do kontrataku ruszyli żołnierze III batalionu 28 Pułku Strzelców Kaniowskich dowodzeni przez kpt. Stanisława Skwarczyńskiego i II batalionu 7 Pułku Piechoty Legionów mjr. Eugeniusza Godziejewskiego, którzy odrzucili nieprzyjaciela na pozycje wyjściowe. Żołnierze Pułku Piechoty Ziemi Cieszyńskiej pod dowództwem mjr. Aleksandra Zörnera, wspierani przez działa strzelające na wprost, wyparli Czechów z terenu wzdłuż lewego brzegu Wisły na odcinku od Nierodzimia do Ustronia. Wschodni brzeg rzeki oczyścili ułani z 5 szwadronu 2 Pułku Ułanów Grochowskich rtm. Aleksandra Rowińskiego, którzy zaledwie kilka godzin wcześniej przyjechali pociągiem z Kalisza. W czasie tych starć nad polskimi pozycjami pojawił się także rozpoznawczy czeski samolot Hansa-Brandenburg C.I (Ph) 26.70.

Zapadający zmrok przerwał całodzienne walki. Mimo że udało się odeprzeć wszystkie ataki sił czeskich, płk Franciszek Latinik wiedział, że kolejnego dnia przy podobnym natężeniu walk na całej linii frontu uderzenie na Skoczów od południa z Ustronia po obu brzegach rzeki Wisły groziło okrążeniem wojsk polskich od wschodu. Patrole donosiły o spływających do Ustronia już wieczorem 30 stycznia silnych oddziałach czeskich. Kolejne bataliony czeskie gromadziły się na osi szosy z Cieszyna, na którego wschodnich przedmieściach pozycje zajęła sześciodziałowa bateria haubic kal. 15 cm, która 31 stycznia miała otrzymać brakującą amunicję. Zdając sobie sprawę z ciężkiego ogólnego położenia, nie dysponując już większymi rezerwami, o godz. 18 płk Latinik wydał rozkaz o wycofaniu wszystkich oddziałów na nową krótszą linię obrony, biegnącą od Bielowicka, przez Grodziec, aż na wschód od Górek Wielkich. Na nowej linii od kilku dni milicjanci i ochotnicy cywilni przygotowywali już okopy. Biegły one między Beskidami a granicą z wciąż pruskim Górnym Śląskiem silnie obsadzoną przez niemieckich żołnierzy. Utworzenie nowej linii odbierało więc przeciwnikowi możliwość obejścia polskiej obrony przez ataki na skrzydłach.

Informacja o planowanym odwrocie wywołała wśród polskich żołnierzy, przede wszystkim tych z Pułku Piechoty Ziemi Cieszyńskiej, wielkie oburzenie. Na powierzonych sobie odcinkach bili się twardo i odparli wszystkie czeskie ataki. Nie mieli jednak obrazu ciężkiej ogólnej sytuacji na całym froncie. Wysłali nawet delegację do sztabu płk. Latinika, domagając się odwołania rozkazu o odwrocie. Pułkownik Franciszek Latinik, były oficer zawodowy cesarsko-królewskiej armii austro-węgierskiej, absolwent Akademii Sztabu Generalnego w Wiedniu, wpadł we wściekłość i potraktował ich prawie jak buntowników, grożąc sądem polowym. Według relacji ewangelickiego kapelana pułku cieszyńskiego ks. Karola Grycza miał podniesionym głosem powiedzieć: „Pierwszym obowiązkiem żołnierza jest posłuszeństwo; jeśli mnie dzisiaj jako żołnierzowi każą oddać Kraków, to ja i Kraków oddam”2.

Czesi przypomnieli sobie o rozkazie…

Na szczęście w tej napiętej chwili, ok. godz. 20.00, zgłoszono przybycie czeskich parlamentariuszów z propozycją przerwania walk i zawarcia rozejmu. Polskie starania i protesty u rządów państw ententy wreszcie odniosły skutek. Dyplomaci, oburzeni rozpoczęciem konfliktu zbrojnego przez Czechów, podczas obrad konferencji pokojowej w Paryżu już 28 stycznia ostro nakazali rządowi w Pradze zakończenie walk. Dzień później minister obrony narodowej Václav Klofáč nieoficjalnie przekazał to żądanie ppłk. Josefowi Šnejdárkowi. Po zakończeniu walk wieczorem 30 stycznia głównodowodzący wojsk czeskich „przypomniał sobie” o tym. Ponieważ osiągnął wszystkie zakładane cele, tzn. zajął Ostrawsko-Karwińskie Zagłębie Węglowe oraz linię kolejową Bogumin-Czadca, wysłał parlamentariuszy do płk. Latinika. Mimo porozumienia zawartego w Paryżu 3 lutego 1919 r. i podpisanego przez ministra Edvarda Beneša i Romana Dmowskiego wojska czeskie nie wycofały się od razu za Olzę i większość Śląska Cieszyńskiego była okupowana do 26 lutego 1919 r. W wojnie zginęło ok. 100 polskich żołnierzy oraz kilkudziesięciu milicjantów i ochotników cywilnych. Po czeskiej stronie straty sięgały ok. 50 zabitych.

O niekorzystnym dla Polski podziale Śląska Cieszyńskiego ostatecznie zdecydował arbitraż mocarstw latem 1920 r., kiedy bolszewicy parli na Warszawę. Granica wtedy wyznaczona obowiązuje do dziś.

DANIEL KORBEL doktorant Wydziału Prawa Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Pod kierunkiem prof. Józefa Ciągwy przygotowuje rozprawę o ustroju Śląska Zaolziańskiego pod polskim prawem. Autor kilkudziesięciu artykułów naukowych i popularnonaukowych dotyczących polsko-czeskiego sporu z pierwszej połowy XX w., publikowanych na łamach czeskich i polskich czasopism.

Przypisy:

1 E. Romer, Pamiętnik paryski 1918-1919, Ossolineum 1989, s. 74.
2 Z pamiętnika wojennego ks. Karola Grycza, ewangel. proboszcza wojskowego w Krakowie, „Poseł Ewangelicki” nr 4, 1930.

Bibliografia (wybrana):

Jurczyk J., Margasiński K., Dziennik pociągu pancernego Hallerczyk, Czechowice- -Dziedzice, 2010. Latinik F., Walka o Śląsk Cieszyński w r. 1919, Cieszyn 1934. Przybylski A., Walka o Śląsk Cieszyński w styczniu 1919 roku, Warszawa 1932. Vondráček K., Boje na Těšínsku v r. 1919, w: Vojensko - historický sborník, 1933.

Daniel Korbel

autor zdjęć: Dziennik pociągu pancernego „Hallerczyk”

dodaj komentarz

komentarze


Na Białej Głuchołaskiej stanął most
 
Hubalczycy nie złożyli broni
Czworonożny żandarm w Paryżu
Adm. Bauer: NATO jest na właściwej ścieżce
25 km na 25 lat Polski w Sojuszu
Pod Kockiem walczyli do końca
Album o żołnierzach-olimpijczykach
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Tydzień Kormorana
NATO silniejsze niż kiedykolwiek
Pamiętamy o bohaterach Batalionów Chłopskich
Projekt wsparcia dla pracodawców żołnierzy
Nie rewolucja, lecz ewolucja
Wojsko połączy Głuchołazy
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Płk dr Sowa: Szkolenie rezerw osobowych jest częścią planu budowy systemu służby powszechnej
Bataliony Chłopskie – bojowe szeregi polskiej wsi
Ukoić ból po stracie
„Kieszonkowy” okręt podwodny
Olimp w Paryżu
Widzenie przyszłości
Żeby drużyna była zgrana
Tłumy biegły po nóż komandosa
Realizm dowodzenia
Przełom w sprawie rzezi wołyńskiej?
Ocean dronów
Cezary Tomczyk o podkomisji smoleńskiej
Operacja „Feniks” – służby działają, wspierają, ale też niosą nadzieję
Cyniczna gra Bacha
WOT z Pomorza ze wsparciem dla Dolnego Śląska
Odznaczenia państwowe za medale paryskich igrzysk
Zwycięzca w klęsce, czyli wojna Czang Kaj-szeka
Drony nad poligonem
Czarne Pantery już w Poznaniu
MON podsumowało 10 miesięcy rządów koalicji
Ostre słowa, mocne ciosy
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Polska i Turcja – od wojen do szacunku i sympatii
NATO odpowiada na falę rosyjskich ataków
Paryż – odliczanie do rozpoczęcia igrzysk!
Wojsko Polskie w oczach zagranicznych mediów
WAT po raz 74 zainaugurował rok akademicki
Najlepsi sportowcy wśród terytorialsów to …
Czy Orka przypłynie z Korei?
Trójstronne porozumienie
Olympus in Paris
Ogniem i dynamitem
Zapomogi dla wojskowych poszkodowanych w powodzi
Wyższe świadczenie mieszkaniowe dla żołnierzy
Podwyżki dla niezawodowych
Ukraińska wizja MRAP-a
Radar na bezzałogowce
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Underwater Academy
Kaszubski Tygrys
Więcej wojska wesprze powodzian

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO