Gdy w ogarniętym wojną Jemenie zdiagnozowano pierwszy przypadek zarażenia SARS-CoV-2, siły rządowe i wspierająca je Arabia Saudyjska ogłosiły jednostronne zawieszenie broni ze względów humanitarnych. Przesadziłby jednak z optymizmem ktoś, kto sądziłby, że oznacza to przynajmniej chwilową ulgę dla zrujnowanego wojną kraju. W tle wciąż toczy się wielka polityka i pandemia jest tylko wygodnym pretekstem.
Mija pięć lat od rozpoczęcia interwencji Arabii Saudyjskiej i jej sojuszników w celu przywrócenia do władzy prezydenta Abd Rabbuha Mansura Hadiego, obalonego przez rebelię Houthich. Jednak wojna daleka jest od rozstrzygnięcia. Rebelianci, początkowo pokonani w bitwie o Aden i odrzuceni na północ, zdołali jednak utrzymać nie tylko swój matecznik w prowincji Saada, ale również dużą część kraju łącznie ze stolicą. Od kilku lat front niemal nie drgnął, a jeśli już to na korzyść Houthich, jak chociażby w marcu, gdy przełamali oni front i zdołali opanować niemal całą prowincję Al-Dżauf i część Maribu. Tuż po tej ofensywie, 9 kwietnia, do kraju dotarła pandemia. W Jemenie zdiagnozowano wprawdzie dopiero jeden przypadek zarażenia i liczba ta nie zmieniła się przez prawie dwa tygodnie, ale jest to po części spowodowane izolacją ogarniętego wojną kraju, a po części po prostu brakiem testów. W rzeczywistości chorych może być znacznie więcej. Siły rządowe i Arabia Saudyjska, uznając, że skutki rozprzestrzeniania się wirusa w zrujnowanym wojną kraju, byłyby katastrofalne, ogłosiły wstrzymanie wszelkich operacji na froncie, by pomóc w walce z epidemią. Ciężko jednak uwierzyć, że względy humanitarne rzeczywiście były powodem podjęcia tej decyzji. W ciągu pięciu lat wojny, znacznie gorsze katastrofy nie tylko nie powstrzymywały koalicji przed prowadzeniem działań zbrojnych, ale były wręcz tych działań skutkiem.
Od 2016 roku w Jemenie szaleje epidemia cholery. Do tej pory – w tym trzydziestomilionowym kraju – odnotowano ponad 2 miliony przypadków zachorowań, mniej więcej tyle, co zdiagnozowanych przypadków koronawirusa na całym świecie. Co najmniej 4 tysiące ludzi zmarło na cholerę, ale dane te zapewne są zaniżone, choćby dlatego, że to kraj, w którym brakuje sprzętu, personelu medycznego oraz funduszy i w którym ze względu na toczące się walki, mobilność ludności jest znacznie ograniczona. Wielu ludzi umiera więc „po cichu”, we własnych domach lub obozach dla uchodźców i śmierci te nie są odnotowywane w żadnych statystykach. Najbardziej przerażające są jednak dane dotyczące klęski głodu: według niektórych szacunków od początku wojny z głodu mogło umrzeć nawet 90 tysięcy dzieci. Samych tylko dzieci, nie ma danych co do dorosłych.
Zarówno epidemia cholery, jak i głód – w przeciwieństwie do pandemii COVID-19 – nie są zjawiskami, które pojawiły się nagle i nie wiadomo skąd, zaskakując wszystkich, a wynikają z konkretnych działań i są po części skutkiem ubocznym, a po części zaplanowanym efektem. Cholera pojawiła się z powodu braku dostępu do czystej wody, co z kolei jest wynikiem uszkodzenia w czasie walk wodociągów i systemów kanalizacji. Jej gwałtowne rozprzestrzenianie się jest efektem braku dostępu do infrastruktury medycznej: ponad połowa szpitali leży w gruzach, większość z nich w wyniku intencjonalnych bombardowań prowadzonych przez Arabię Saudyjską.
Zniszczony budynek mieszkalny w południowej dzielnicy Sany. Fotografia z czerwca 2015 r. Fot. Wikipedia
Klęska głodu zaś spowodowana jest głównie utrzymywaniem blokady morskiej terytoriów kontrolowanych przez Houthich, nie tylko przez królestwo Saudów, ale też przez okręty US Navy czy brytyjskiej marynarki wojennej. Od 2018 roku trwają też walki o Al-Hudajdę, jedyny port, którym dociera zaopatrzenie do północnej części kraju. W grudniu 2018 roku zgodzono się na zawieszenie broni w tym mieście i utworzenie korytarza humanitarnego, którym mogłaby być dostarczana pomoc, ale porozumienie od samego początku jest nagminnie łamane przez obie strony. Gwoli sprawiedliwości trzeba dodać, że sami Houthi też nie są bez winy: nie tylko wielokrotnie naruszali zawieszenie broni, ale też przejmowali pomoc humanitarną przeznaczoną dla cywilów.
Skoro więc nie względy humanitarne stoją za decyzją o zawieszeniu broni, to jaki jest jej cel? Wygląda na to, że czysto polityczny. Arabia Saudyjska nie tylko nie zdołała pokonać Houthich, ale ci ostatni przenosili działania wojenne na jej terytorium, atakując przygraniczne miasta i ostrzeliwując lotniska. W 2018 roku dzięki kampanii ataków terrorystycznych na saudyjskie statki handlowe na Morzu Czerwonym zmusili je do obierania znacznie dłuższej i bardziej kosztownej trasy wokół Afryki. We wrześniu 2019 r. atakując za pomocą dronów rafinerię w Bukajku i pola naftowe Churajs zdołali zakłócić płynność dostaw ropy do portów w Zatoce Perskiej, jednocześnie unieruchamiając saudyjskie tankowce oczekujące na załadunek surowca. W pierwszym kwartale 2020 roku odnieśli kilka spektakularnych zwycięstw nad siłami rządowymi i saudyjskimi najemnikami, a dzięki pozyskaniu systemów obrony przeciwlotniczej Thaqib po raz pierwszy od początku wojny pozbawili koalicję panowania w powietrzu. Jednym słowem Arabia Saudyjska wojnę jemeńską przegrała i teraz pozostaje jej tylko wycofać się z twarzą. Pandemia COVID-19 – znacznie bardziej nośna medialnie niż epidemia cholery – jest wygodnym pretekstem.
Zwłaszcza, że w samym królestwie źle się dzieje. Wojna cenowa zapoczątkowana przez Arabię Saudyjską w celu osłabienia Rosji i innych rywali wymknęła się spod kontroli. Związany z pandemią gwałtowny spadek zapotrzebowania na ropę spowodował obniżenie cen surowca poniżej 20 dolarów za baryłkę, co z kolei mocno uderzyło w finanse kraju. Kolejne fluktuacje na rynku ropy, wraz z ogromnym tąpnięciem 20 kwietnia, grożą całkowitym załamaniem budżetu. Jednocześnie w Arabii Saudyjskiej gwałtownie rozprzestrzenia się koronawirus, zarówno wśród najwyższych, jak i najniższych warstw społecznych. W rodzie królewskim zarażonych jest już ponad 150 osób, w tym gubernator Rijadu. Król Salman przebywa na kwarantannie, po tym jak wirusa wykryto u jego lekarza. A jego syn i następca tronu Mohammed bin Salman poddał się izolacji. Jednocześnie pandemia pozbawiła zarówno pracy, jak i możliwości wyjazdu z kraju rzesze migrantów zarobkowych, głównie z krajów Azji Południowo-Wschodniej, których w Arabii Saudyjskiej jest więcej niż rdzennych mieszkańców. Zatłoczone slumsy, pełne narażonych na zakażenie, pozbawionych pomocy medycznej i środków do życia ludzi łatwo mogą stać się rozsadnikiem rewolucji.
Nawet jeśli Arabia Saudyjska wycofa się z Jemenu, nie oznacza to końca wojny. Kraj wciąż podzielony jest między proirańskich, szyickich Houthi a zwolenników prezydenta Hadiego i sprzymierzoną z nimi Radą Tymczasową, żądającą powrotu do podziału Jemenu na północny i południowy. W kraju aktywne są także Al-Kaida Półwyspu Arabskiego i lokalny odłam ISIS. Co najważniejsze jednak ani światowe ani regionalne potęgi nie mogą sobie pozwolić na ignorowanie tego, kto rządzi w Jemenie i kontroluje cieśninę Bab al-Mandab, przez którą przechodzi jedna dziesiąta całego światowego handlu morskiego i niemal połowa ropy transportowanej drogą morską. Region ten jest istotny nie tylko dla Arabii Saudyjskiej czy Iranu, ale i dla Europy, Stanów Zjednoczonych czy dla chińskiego projektu Nowego Jedwabnego Szlaku. Wszystkie te państwa mniej lub bardziej otwarcie wspierają którąś ze stron konfliktu. W cieniu pandemii wciąż toczy się rywalizacja o wpływy, surowce i kontrolę nad szlakami handlowym, stara jak świat „wielka gra”.
autor zdjęć: Wikipedia
komentarze