Kiedy w 1942 roku Armia Czerwona znowu zaczęła ponosić na froncie klęskę za klęską, Stalin przypomniał sobie, że podczas wojny z Polską w latach 1919-1920 tworzono w jej szeregach oddziały karne. Dzięki temu udało się częściowo zatrzymać rozprężenie wojska po fiasku marszu na Warszawę. Taka była geneza słynnego Rozkazu nr 227 – „Ani kroku wstecz!”.
Stalin, który podczas wojny domowej był członkiem Rewolucyjnej Rady Wojennej Republiki Sowieckiej (RRWRS) i rad wojenno-rewolucyjnych, a w czasie wojny z Polską wchodził w skład Rady Frontu Południowo-Zachodniego, dobrze pamiętał, jaką rolę odegrały jednostki karne w czasie tych konfliktów. Jednym z pierwszych dokumentów o oddziałach karnych w Robotniczo-Chłopskiej Armii Czerwonej było rozporządzenie nr 262 przewodniczącego RRWRS Lwa Trockiego z 13 stycznia 1919 roku, skierowane do dowództwa 9 Armii. Nakazywał on w nim, by część dezerterów jednego z pułków rozstrzelać, a część wcielić do utworzonych kompanii lub batalionu karnego i wysłać na najtrudniejszy odcinek frontu. Rozporządzenie nr 262 było w późniejszych walkach bardzo często powtarzane. Trocki był również inicjatorem tworzenia tzw. karnych drużyn roboczych w armiach pracy, które zaczęto organizować masowo na początku 1920 roku. Dzięki temu „dezerterzy, szabrownicy, bandyci i chuligani” z Armii Czerwonej byli masowo wykorzystywani jako tania siła robocza. Jednostki karne, nazwane w późniejszych latach dyscyplinarnymi, zostały w 1934 roku zlikwidowane. Prezydium Rady Najwyższej ZSRS przywróciło je dekretem z 6 lipca 1940 roku w postaci batalionów dyscyplinarnych. Te ponownie zostały rozformowane dekretem tegoż prezydium 12 sierpnia 1941 roku. Żołnierze tych batalionów zostali skierowani do armii czynnej i wysłani od razu na front.
Zatrzymać katastrofę
Po rozbiciu wojsk niemieckich pod Moskwą zimą 1941 roku, Stalin rozkazał dowódcom uderzyć wiosną następnego roku na wroga i ostatecznie go zniszczyć. Jednak w wyniku całej serii błędów, zwłaszcza dotyczących oceny sił niemieckich przez Naczelne Dowództwo (Stawkę), latem 1942 roku Sowieci ponieśli serię dotkliwych porażek – na Krymie, pod Charkowem, na południowy wschód od Leningradu. A co najgorsze, Niemcy przerwali linię południowego odcinka frontu: przedarli się do Wołgi i dotarli do gór Kaukazu, przecinając trasy komunikacyjne, łączące obszary centralne z południem kraju. Przed Armią Czerwoną znowu stanęło widmo zagłady. Co gorsza, na biurko Stalina zaczęły docierać raporty o dobrowolnym przechodzeniu wielu czerwonoarmistów na stronę wroga. Stalin zbierał owoce swej zbrodniczej polityki wobec własnego społeczeństwa, ale nie zamierzał zmieniać metod. Odpowiedzią na kryzys na froncie miał być terror, czyli jeszcze bardziej drakońskie kary i odpowiedzialność zbiorowa. Wszyscy ci, którzy poddawali się do niewoli, niezależnie od motywów i sytuacji, mieli być traktowani jako zdrajcy. Każdą kolejną ofensywę Armii Czerwonej miały zabezpieczać oddziały zaporowe NKWD, czy oddziały doraźnie formowane z własnych szeregów armii, które czekały z odbezpieczonymi karabinami maszynowymi na uciekających lub nawet „tylko” cofających się żołnierzy. Wszystko to Stalin dekretował rozkazem nr 227 z 28 lipca 1942 roku, który nazwano „Ani kroku wstecz”.
Oprócz tych drastycznych zaleceń, komisarz obrony nakazywał powrócić do formowania w Armii Czerwonej oddziałów karnych. Co ciekawe, Stalin przy tym nie odwoływał się do sowieckich wzorców z 1920 roku, lecz wskazywał, że po klęsce pod Moskwą Niemcy jako pierwsi zaczęli dyscyplinować swych żołnierzy w oddziałach karnych. Tym samym jeszcze mocniej podkreślał, że to brutalne działania nieprzyjaciela, zmuszają sowieckie dowództwo do stosowania podobnych metod. Oficjalnie oficerowie i żołnierze sowieccy, którzy popełniali różnego rodzaju wykroczenia i trafiali do oddziału karnego, otrzymywali „szansę” zrehabilitowania się w boju, odzyskania dobrego imienia i powrotu do normalnej służby. Jak na praktyki stosowane w Armii Czerwonej brzmiało to na pierwszy rzut oka zachęcająco, lecz szybko okazało się, iż oddziały sztrafników (Określenie „sztrafnik” pochodzi od rosyjskiego słowa sztraf – kara), jak zaczęto nazywać tych żołnierzy, są mięsem armatnim, rzucanym przeważnie na „rozpoznanie bojem” lub „rozminowanie” pól minowych na nieprzyjacielskim przedpolu.
Mięso armatnie
Od 26 września 1942 roku, czyli od dnia podpisania przez zastępcę ludowego komisarza obrony, generała Gieorgija Żukowa zarządzenia „O karnych batalionach czynnej armii” i rozporządzenia „O kompaniach karnych w czynnej armii” w poszczególnych sowieckich frontach zaczęły szybko powstawać karne bataliony i kompanie. Decyzję wysłania podwładnego do batalionu karnego mógł podjąć dowódca dywizji lub brygady, a do kompanii karnej, dowódca pułku. W batalionach karnych służyli oficerowie, a w kompaniach podoficerowie i szeregowcy. Bataliony liczyły średnio 800-1000 ludzi, a kompanie 150-200. Czas przebywania w karnych formacjach trwał od jednego do trzech miesięcy. W tym okresie sztrafnicy tracili swoje stopnie i odznaczenia i oficjalnie byli nazywani „tymczasowymi żołnierzami”. Kadra dowódcza tych jednostek składała się z oficerów oddelegowanych z innych formacji. Byli to bez wyjątku oficerowie „praworządni” i najczęściej z dużym doświadczeniem bojowym, którzy za dowodzenie oddziałami karnymi otrzymywali lepsze uposażenie i podwójnie liczono im czas służby. Natomiast skazani na służbę w nich czerwonoarmiści mogli być zwolnieni pod kilkoma warunkami: 1) jeśli udało im się odsłużyć całą zasądzoną karę (na przykład dwa, trzy miesiące); 2) zostali ranni na polu walki; 3) odznaczyli się bohaterstwem w obliczu wroga (na przykład zniszczyli czołg lub bunkier). W takich wypadkach przywracano im stopnie i odznaczenia i kierowano do macierzystych jednostek. Zdarzało się niejednokrotnie, że sztrafnicy otrzymywali wysokie odznaczenia bojowe w czasie swej służby w oddziałach karnych.
Za co oficerowie i żołnierze Armii Czerwonej mogli trafić do sztrafbatalionu lub sztrafkompanii? Najprostsza odpowiedź brzmi: „Za wszystko”. Oprócz rzeczywistych powodów, jak tchórzostwo w obliczu wroga, defetyzm, niewykonanie rozkazu, utrata sprzętu, samookaleczenie czy dezercja, o trafieniu do karnych oddziałów mógł zadecydować pech, nieprzychylność zwierzchnika lub choćby cień podejrzenia o sprzyjanie nieprzyjacielowi. Taki właśnie przykład podaje we wspomnieniach jeden z dowódców karnego oddziału, pułkownik A.W. Pylcyn: „Nieetatowym «szefem sztabu» (mówiąc prościej – plutonowym pisarzem) był u mnie kapitan lejtnant Floty Północnej Winogradow. Doskonale władał językiem niemieckim, ale, jak na ironię, to właśnie znajomość języka wroga doprowadziła go do nas, do SZB [sztrafbatalion – P.K.]. Będąc naczelnikiem jakiegoś oddziału w warsztacie napraw okrętowych stacji radiowych, podczas sprawdzania wyremontowanej radiostacji na odbiór na różnych zakresach, natknął się na przemowę Goebbelsa. I w swojej naiwności zaczął ją tłumaczyć na rosyjski w obecności podwładnych. Ktoś o tym doniósł, czy to do oddziału specjalnego, czy do prokuratury i w rezultacie otrzymał Winogradow dwa miesiące batalionu karnego «za pomocnictwo dla wrogiej propagandy»”. Inny wymowny przykład z własnego doświadczenia opisuje były sztrafnik I. Suman: „W czasie wojny pokłóciłem się z dowódcą – krok desperacki. A tu jeszcze po walce, ja w nerwach wziąłem i pochwaliłem głośno Niemców za dobry karabin maszynowy […]. Ogólnie mówiąc puściły nerwy, a dowódca z tyłu. Skończyło się wylądowaniem w kompanii karnej. Można było usiąść i samemu sobie do domu pisać zawiadomienie o śmierci”.
Po trupach do Berlina
Sowieckie oddziały karne w większości były formacjami piechoty, do których trafiali przedstawiciele wszystkich rodzajów wojsk Armii Czerwonej, jak artylerzyści, pancerniacy, lotnicy czy marynarze. Wszyscy oni musieli przejść szkolenie piechoty, gdyż na polu walki najczęściej spełniali jej zadania. W miarę rozwoju działań wojennych zmieniał się też charakter składu osobowego sztrafoddziałów. W początkowym okresie ich istnienia, w latach 1942-1943, tworzyli je głównie wojskowi z regularnych jednostek frontowych lub tyłowych. Od momentu, kiedy Armia Czerwona przeszła do ofensywy i powróciła na zachodnie tereny Związku Sowieckiego, do formacji karnych zaczęli trafiać wyzwoleni jeńcy lub uciekinierzy z niemieckich obozów jenieckich, a także tzw. okrużeńcy, czyli ci wojskowi, którzy podczas odwrotu odłączyli się od swych oddziałów i pozostali na terenach okupowanych (a nie przyłączyli się do sowieckiej partyzantki). Czasami szansę odkupienia swych win w karnych jednostkach otrzymywali żołnierze służący w formacjach kolaboracyjnych, na przykład armii generała Andrieja Własowa, ale były to wypadki bardzo sporadyczne. Najczęściej tych ludzi czekał pluton egzekucyjny lub zesłanie do którejś z kopalni na Kołymie bez prawa wychodzenia na powierzchnię. W ostatnim roku wojny, na większą skalę zaczęli trafiać do karnych jednostek także łagiernicy; tworzono z nich również odrębne oddziały karne, które od koloru więziennych kufajek zastępujących mundury nazywano „czarnymi oddziałami”. Tworzono z nich często oddziały pomocnicze dla saperów służące do „szybkiego” rozminowywania terenu.
W czasie II wojny światowej sformowano 65 samodzielnych batalionów karnych i 1028 kompanii karnych; w sumie 1093 jednostki i oddziały karne, w których służyło 427 910 ludzi. Tylko w roku 1944, czyli w jednym z najbardziej „ofensywnych” dla sowieckich frontów, łączne straty sztrafoddziałów wynosiły 170 298 ludzi. Średnie miesięczne straty szacowano na 14 191 ludzi. Było to od trzech do sześciu razy więcej niż średnie miesięczne straty składu osobowego w zwykłych jednostkach wojskowych w tych samych operacjach ofensywnych 1944 roku. Od Stalingradu po Berlin sztrafnicy okazywali się w większości wypadków dzielnymi i bojowymi żołnierzami, których krwią dowództwo szafowało bez pardonu. Jednocześnie zdobyli oni sobie duży szacunek wśród rzeszy szeregowych czerwonoarmistów, co nie dziwi, zważywszy na fakt, że dzięki „karniakom” niejednokrotnie oszczędzali własne życie. Trudno to sobie wyobrazić, ale dla niektórych sowieckich żołnierzy, oddziały karne stawały się swoistymi azylami wolności. Trafnie to wyraził jeden z bohaterów „Doktora Żywago” Borysa Pasternaka, były łagrowy zek, który ochotniczo poszedł na wojnę do karnego batalionu: „Całe to krwawe piekło było niezmąconym szczęściem w porównaniu z okropnościami obozu koncentracyjnego”. Ten paradoks mogli zrozumieć tylko tacy ludzie, którzy nie mieli nic do stracenia – oprócz swego życia, a życie oznaczało powrót na Archipelag Gułag.
Bibliografia
W. Dajnes, Bataliony karne i oddziały zaporowe Armii Czerwonej, przeł. R. Jędrusik, Warszawa 2015
H.G. Konsalik, Strafbattalion 999, Koln 1980
A.W. Pylcyn, Byłem dowódcą oficerskiej kompanii karnej Armii Czerwonej, Warszawa 2009
B. Pasternak, Doktor Żywago, Oficyna Literacka 1983
autor zdjęć: Wikipedia Commmons
komentarze