„Zimna lufa” i „blind shoot" – to jedne z zasad obowiązujących podczas międzynarodowych, snajperskich zawodów organizowanych przez Gwardię Narodową USA. Wśród uczestników byli także Polacy – studenci Akademii Wojsk Lądowych. Jako jedyny zespół podchorążych rywalizowali z 26 profesjonalnymi drużynami żołnierzy z USA, Danii i Holandii.
Winston P. Wilson – WPW oraz Armed Forces Skill at Arms Meet (AFSAM) Sniper Championships to cykliczne zawody organizowane przez Gwardię Narodową USA. Te pierwsze – odbywające się od 1971 roku – są testem umiejętności snajperskich. Początkowo ich celem było wyłonienie najlepszych strzelców Gwardii Narodowej, z czasem do udziału w zawodach zostali zaproszeni wojskowi reprezentanci innych państw. Z kolei zapoczątkowane w 1991 roku mistrzostwa AFSAM, poza rywalizacją zespołów snajperskich, mają także promować trening strzelecki.
W tegorocznej 49. edycji WPW i 29. edycji AFSAM wzięło udział 27 dwuosobowych zespołów ze Stanów Zjednoczonych, Danii i Holandii. Do rywalizacji stanęła także reprezentacja Wojska Polskiego. W amerykańskiej bazie Fort Chaffee, w stanie Arkansas, stawili się: sierż. pchor. Krzysztof Rokicki oraz sierż. pchor. Krzysztof Chapski. Wojskowi studenci Akademii Wojsk Lądowych są członkami Sekcji Strzelań Długodystansowych i Taktycznych i tworzą dwuosobowy zespół snajperski. – Podchorążowie, którzy wyjechali na zawody mają duże doświadczenie. W ubiegłym roku trenowali m.in. w szkole snajperskiej w Toruniu, byli też na kilku wyjazdach szkoleniowych na poligonie w Wędrzynie – mówi mł. chor. Paweł Świerzko z Zakładu Teorii i Praktyki Strzelań AWL, który razem z mjr. Zbigniewem Szymochą z Zakładu Obrony Terytorialnej, towarzyszyli – jako trenerzy – podchorążym w podróży za ocean.
W tym roku, z powodu licznych szkoleń związanych ze studiami, znaczą część przygotowań do zawodów studenci odbyli w Akademii. – Strzelanie to ostateczny efekt pracy snajpera. Wcześniej musi się on dobrze zamaskować, prowadzić rozpoznanie i obserwację czy właściwie obliczyć dystans, jaki dzieli go od celu. To wszystko wymaga odpowiednich umiejętności – wymienia mł. chor. Świerzko.
Zimna lufa i rzut monetą
W połowie lutego polscy podchorążowie wraz z trenerami polecieli do USA. Rywalizacja trwała niemal tydzień. Konkurencje obejmowały m.in. strzelania precyzyjne na różnych dystansach i z różnych pozycji, wykrywanie i likwidowanie zamaskowanych celów oraz nocne i dzienne strzelania do celów ruchomych. Podchorążowie korzystali z karabinów snajperskich używanych przez amerykańską armię: 308 M110, 300 Win Mag XM2010. Do ich dyspozycji były też karabinek szturmowy 5,56 mm M16 i pistolet 9 mm M9. – Broń używaną na zawodach mieliśmy okazję przetestować w ograniczonym zakresie. Korzystanie z niej było więc nie lada wyzwaniem, tym bardziej, że większość strzelań była wykonywana z tzw. „zimnej lufy”, czyli bez możliwości poprawiania ognia – opowiada sierż. pchor. Krzysztof Rokicki z AWL.
Nie było to jedyne utrudnienie dla zawodników. Wszelkie konkurencje odbywały się bowiem według zasady „blind shoot". Oznaczało to, że nie wiedzieli wcześniej, jak będzie wyglądało kolejne zadanie. Uczestnicy w ostatniej chwili dowiadywali się, że muszą np. strzelać podczas biegu z obciążeniem, czy mierzyć do celu tuż po zakończeniu biegu, gdy wszyscy byli już zmęczeni. Inne zadanie polegało na przeniesieniu w wyznaczone miejsce ważącego 90 kilogramów manekina, po czym zawodnicy musieli rywalizować w konkurencji strzeleckiej.
– Wiele było strzelań szybkich, sytuacyjnych. To dla nas coś nowego, bo zazwyczaj nasze treningi lub zawody snajperskie, w których bierzemy udział, mają charakter statyczny. Mamy czas na rozpoznanie sytuacji, przygotowanie planu działania, zmierzenie odległości, sprawdzenie nastaw. Tu sytuacja była zgoła inna, a wszystko odbywało się pod ogromną presją czasu – opowiada podchorąży.
Zawodnicy musieli także wykonywać strzelania z wysokości, zza zasłony czy z …krzesła. Podczas jednego z zadań dostali do ręki specjalną monetę. – Na dwóch jej stronach były litery L i R. Okazało się, że rzucając monetą, wybieraliśmy jednocześnie dłoń, która będzie wykluczona z kolejnej konkurencji. Obaj wylosowaliśmy prawą, co w sumie okazało się ciekawym doświadczeniem, bo nigdy dotąd nie mieliśmy okazji strzelać z lewej ręki i to w dodatku siedząc na pace Hummera. Ale całkiem dobrze nam to poszło – opowiada sierż. pchor. Rokicki.
Organizatorzy zaskakiwali też zawodników np. wręczając im broń bez … celownika. – Jego ponowne przykręcenie wymagało użycia odpowiednich narzędzi. Nie mieliśmy ich, ale ostatecznie udało nam się pożyczyć je od innego zespołu – mówi sierż. pchor. Rokicki. – Atmosfera była przyjazna i mimo rywalizacji wszyscy się wspierali – dodaje.
Konkurencje odbywały się nie tylko w dzień, ale także w nocy. Trzeba było na przykład strzelać korzystając przy tym z amerykańskiego sprzętu: PEQ-15 i STORM-1. – PEQ-15 to w dużym uproszeniu latarka noktowizyjna. Z kolei Storm nie tylko oświetla teren, ale jest też wyposażony w laser i dalmierz. To znakomity sprzęt, który bardzo ułatwia strzelania nocne. Mimo że nie mieliśmy często okazji , by trenować z takim sprzętem, naszemu zespołowi poszło świetnie z tym zadaniem – opowiada mł. chor. Świerzko. Podobnym sukcesem okazał się także celny strzał oddany z odległości 1365 metrów do celu o wymiarach 100x50 cm.
Jedyny taki zespół
Ostatecznie Polacy uplasowali się w połowie stawki i zajęli 14 miejsce. – To bardzo dobra lokata, tym bardziej, że nasza reprezentacja była jedyną złożoną z podchorążych. Wszyscy pozostali uczestnicy byli żołnierzami zawodowymi i profesjonalnymi strzelcami – mówi mł. chor. Świerzko. Co więc przesądziło o pokonaniu trzynastu innych drużyn? Jak przyznaje podoficer, z pewnością niemałe doświadczenie podchorążych i ich doskonałe umiejętności strzeleckie. A do tego znakomita komunikacja i współpraca w zespole. – Z Krzyśkiem znamy się jeszcze z czasów, zanim zaczęliśmy studia. Przez lata dogrywaliśmy się, wspólnie szkoliliśmy się i rozwijali. Każde kolejne strzelania sprawiały, że rozumieliśmy się coraz lepiej. Dziś podczas zawodów czy treningów porozumiewamy się bez słów. Jesteśmy fanami snajperskiego rzemiosła i każdy z nas wie, co ma robić w danej sytuacji. Więc robimy to ze spokojem, bez stresu. Tak było również na zawodach – mówi podchorąży.
Był to trzeci i już ostatni wyjazd tego zespołu za ocean. Obaj podchorążowie kończą w tym roku studia. Zadbali jednak o swoich następców. Do przyszłorocznych zawodów przygotowują się na AWL kolejni zawodnicy.
autor zdjęć: AWL
komentarze