moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Niechciany traktat

Jesteśmy na rozdrożu: dotychczasowy system kontroli zbrojeń nie może działać, bo pojawili się nowi gracze i pozyskano nowe technologie, ale nie ma jednej koncepcji, jak miałby wyglądać ten nowy system – mówi Łukasz Kulesa z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Analityk w rozmowie z „Polską Zbrojną” wyjaśnia przyczyny kryzysu kontroli zbrojeń.

Dlaczego dopiero w tym roku Stany Zjednoczone zdecydowały się na wypowiedzenie traktatu INF, czyli układu o całkowitej likwidacji pocisków rakietowych pośredniego zasięgu? Przecież Waszyngton oficjalnie oskarżył Moskwę o jego łamanie już w 2013 roku.

Łukasz Kulesa: Nieformalne rozmowy dwustronne w tej sprawie toczyły się nawet wcześniej. Amerykanie starali się skłonić Rosjan do zakończenia prac nad pociskami SSC-8 oraz zniszczenia wszystkich egzemplarzy, które zostały wyprodukowane. Za prezydentury Baracka Obamy nacisk na Moskwę był słaby, gdyż Waszyngton interesował się wówczas układem Nowy START oraz dążył do szerszego resetu w stosunkach z Rosją. Zabiegi dyplomatyczne nie przyniosły oczekiwanych efektów, a za prezydentury Donalda Trumpa do władzy doszli ludzie, dla których kontrola zbrojeń nie była już tak ważna. Dlatego pod koniec 2017 roku została ogłoszona nowa strategia amerykańska w stosunku do INF [Intermediate-range Nuclear Forces]. Określono w niej, jakie środki dyplomatyczne, gospodarcze i wojskowe zostaną zastosowane, żeby albo zmusić Rosjan do przestrzegania traktatu, albo przygotować się na wyjście z niego. Wtedy m.in. nałożono sankcje na te podmioty w Rosji, które zajmowały się produkcją pocisków SSC-8.

Czy rozpoczęcie prac nad SSC-8 nie zbiegło się w czasie z nieoficjalną rosyjską ofertą obustronnej rezygnacji z traktu INF?

Tak. Rosjanie zaczęli pracę nad tym pociskiem, gdyż przewidywali, że albo układ INF zostanie zmodyfikowany, albo obie strony się z niego wycofają. Amerykanie nie byli jednak zainteresowani takim rozwiązaniem, a Rosjanie nie wykazywali chęci, aby uczynić to jednostronnie. Prac nad SSC-8 jednak nie przerwali.

Niektórzy komentatorzy winą za upadek traktatu INF obarczają nie tylko Rosję, lecz także administrację Trumpa, która ma kierować świat ku nowemu wyścigowi zbrojeń.

Od pewnego czasu wszystko zmierzało ku temu, by ten traktat został pogrzebany. Rosjanie nie skorzystali z żadnej możliwości uratowania INF, przedstawionej im przez dwie amerykańskie administracje. USA całkiem zręcznie przygotowywały sobie wyjście z INF. Sojusznikom, z których wielu nie było przekonanych, że Rosja narusza traktat, oraz opinii publicznej przedstawiono więcej informacji. Pod koniec 2018 roku doszło do uzgodnienia sojuszniczej oceny zagrożenia, zgodnej z amerykańską. Wydawało się, że sprawa jest politycznie i propagandowo ustawiona. Gdy jednak Amerykanie wypowiadali ten układ, prezydent Trump dużo mówił o Chinach, a sekretarz obrony Mark Esper zapowiedział, że chciałby jak najszybciej rozmieścić pociski średniego zasięgu w Azji. Media forsowały wówczas tezę, że USA planowały wyjść z traktatu z powodu Chin, a naruszanie go przez Moskwę uważały za sprawę drugorzędną. To fałszywy obraz, bowiem to Rosjanie są odpowiedzialni za zniszczenie układu INF.

Jak na pogrzebanie traktatu INF powinno zareagować NATO?

Koniec działania traktatu stał się katalizatorem dla NATO. Sojusz został zmuszony, aby znaleźć odpowiedzi na pytania o skuteczną obronę przed rosyjskimi pociskami bazowania lądowego, powietrznego i morskiego, które umożliwiają atak, niekoniecznie nuklearny, na terytoria jego członków. Wzmocnienie potencjału obronnego NATO jest przesądzone. Trwa zaś wewnętrzna dyskusja, czy Sojusz powinien poprawić zdolność uderzenia na cele wojskowe w Rosji w odpowiedzi na jej atak, także konwencjonalny.

Czy kolejną konsekwencją wypowiedzenia traktatu może być rozmieszczenie w Europie amerykańskich rakiet?

Dziś Amerykanie nie mają takich systemów w uzbrojeniu. Zaczynają je dopiero testować. Kiedy będą one dostępne, czeka nas trudna dyskusja w NATO. Sekretarz generalny zapewnił, że Sojusz nie chce rozmieszczać na terytorium europejskim pocisków z głowicami jądrowymi. To kluczowa różnica w stosunku do kryzysu z lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia, gdy pershingi i gryphony były w nie wyposażone.

Rosyjska propaganda nie próbuje przerzucić na Zachód odpowiedzialności za upadek INF?

Obserwujemy taką taktykę. Prezydent Władimir Putin oświadczył, że odpowie na działania amerykańskie. Skoro USA rozwijają nowe systemy uzbrojenia, Rosjanie również będą to robić. Jeśli zaś Amerykanie nie rozmieszczą w danym rejonie swoich pocisków, Moskwa postąpi podobnie. W ten sposób pokaże, że nie chce wyścigu zbrojeń, że to Stany Zjednoczone go nakręcają. Rosyjskie władze przemilczają jednak sedno problemu, czyli stworzenie systemu, który doprowadził do upadku INF. Ma on zasięg większy niż 500 km i jest rozmieszczany w różnych częściach Rosji. W NATO nosi nazwę SSC-8. Rosjanie mówią o moratorium, które sami łamią.

Czy Polska może przyjąć na swe terytorium amerykańskie pociski pośredniego zasięgu?

Jeśli w ramach Sojuszu zostanie podjęta taka decyzja, ten system będzie rozmieszczony w kilku państwach. Mógłby się znaleźć także w Polsce. Nasz kraj jest zainteresowany tym, aby NATO pozostało w tej kwestii zjednoczone. Nie chodzi zatem o dwustronną umowę z USA, lecz o wspólną, solidarną decyzję wszystkich sojuszników.

W pobliżu granic Polski są rosyjskie jednostki mające system rakietowy Iskander. Czy pociski będące w ich wyposażeniu mogą mieć zasięgi większe od oficjalnie podawanych 500 km?

Jeśli chodzi o system Iskander, to mamy do czynienia z dwoma rodzajami pocisków – balistycznymi Iskander-M i manewrującymi Iskander-K. Rosyjscy eksperci przyznają, że prawdopodobnie ich zasięgi są większe od deklarowanych, do 800 km dla balistycznych i ponad 1000 km dla manewrujących.

Czyli już wprowadzenie systemu Iskander mogło być naruszeniem INF przez Rosję?

Stany Zjednoczone nigdy nie wysunęły takiego oskarżenia. Nie próbowały też ustalić, jaki jest faktyczny zasięg tego systemu.

Dlaczego Amerykanie tego nie zrobili?

Nie było mechanizmu pozwalającego na zweryfikowanie podawanych przez Rosję danych o iskanderach, gdyż przyjęty w traktacie INF system kontroli dotyczył tylko pocisków istniejących w momencie jego podpisania i przestał obowiązywać wraz ze zlikwidowaniem ostatniego z nich. To była poważna luka w układzie z 1987 roku. Dlatego nowe systemy rosyjskie prawdopodobnie mają zasięg większy niż dopuszczalny.

W sierpniu, gdy traktat INF wygasł, Amerykanie przeprowadzili test nowego pocisku manewrującego o zasięgu powyżej 500 km, czyli przygotowali się na taką sytuację.

Stany Zjednoczone już w 2017 roku, gdy przyjmowano nową strategię dotyczącą INF, ogłosiły, że zaczynają prace badawczo-rozwojowe nad takimi systemami, co nie było zakazane traktatem. Jego sygnatariusze nie mieli tylko prawa do ich testowania i produkcji.

Jaką nową broń chcą wprowadzić do swego arsenału Stany Zjednoczone?

Wszystkie rodzaje sił zbrojnych i każda większa firma zbrojeniowa zaproponowały nowe systemy. Obecnie istnieją co najmniej cztery programy budowy pocisków manewrujących i balistycznych o zasięgu powyżej 500 km.

Mówi się też o zwiększeniu zdolności systemu HIMARS i o pocisku hipersonicznym. Problemem są jednak ograniczenia finansowe oraz stanowisko kongresmenów z Partii Demokratycznej. Pytają oni, czy nowa broń jest na pewno potrzebna, skoro USA dysponują już podobną, która została umieszczona na pokładach okrętów i samolotów.

Amerykanie ogłosili, że nowe systemy będą uzbrojone w głowice konwencjonalne, ale czy to nie zostanie zmienione?

Rzeczywiście w ustawach przyjętych przez Kongres zapisano, że nowe systemy mają być konwencjonalne. Gdyby Pentagon próbował dokonać zmiany, rozpoczęłaby się ostra debata polityczna dotycząca tego, czy nowe systemy jądrowe są potrzebne i czy USA na to stać, zarówno pod względem politycznym, jak i finansowym.

Rosjanie w rozmowach z Amerykanami tłumaczyli chęć odejścia od INF tym, że pośrednie pociski rakietowe ma w ich sąsiedztwie wiele państw Azji. Co więcej, część z nich dysponuje też bronią nuklearną. Czy Moskwa nadal mówi o poczuciu zagrożenia w regionie?

Tu nastąpiła ciekawa zmiana. Przed laty rosyjscy eksperci wojskowi tłumaczyli, że takie systemy są im potrzebne do odstraszania regionalnego. W ostatnich miesiącach, gdy wiele się mówi w Moskwie, że Chiny są dla Rosji partnerem, a może nawet sojusznikiem, dyskusje o wykorzystaniu nowych rakiet na Dalekim Wschodzie zostały wyciszone. Teraz Moskwa przedstawia te systemy jako reakcję na działania NATO i USA w Europie.

Po co Rosji nowe systemy rakietowe, skoro ma już podobne uzbrojenie?

Wiadomo, że jest to część strategii odstraszania. Poza tym nowe rakiety zwiększają pulę dostępnych dla Rosji możliwości w razie kryzysu w kontaktach z Zachodem. Moskwa może je wykorzystać, chociażby do próby wywołania podziałów wewnątrz NATO, sugerując, że zaatakuje tylko część jego członków.

Rosja wycisza kwestię rozmieszczenia w Azji zakazanych dotąd przez INF pocisków. Stany Zjednoczone postępują wręcz przeciwnie. Dlaczego?

To odzwierciedla debatę strategiczną, która toczy się teraz w Stanach Zjednoczonych. My koncentrujemy się na tym, co mówi się w niej o Europie i Rosji, podczas gdy głównym tematem w amerykańskim dyskursie są Chiny.

Jaką rolę dla swych rakiet średniego i pośredniego zasięgu widzą Amerykanie w regionie azjatycko-pacyficznym?

Zdaniem wielu amerykańskich strategów rozmieszczenie rakiet w Azji mogłoby być przydatne do utrudnienia Chińczykom realizacji ich celów regionalnych. Amerykanie wiedzą, że z powodu chińskich systemów antydostępowych ich okręty i samoloty miałyby problem ze zbliżeniem się do tego kraju na odległość pozwalającą na użycie uzbrojenia. Jednocześnie obawialiby się wykorzystania systemów strategicznych, bo wywołałoby to konflikt nuklearny na pełną skalę i chiński atak na terytorium USA. A to oznacza, że systemy rakietowe krótkiego, średniego i pośredniego zasięgu można by wykorzystać do szantażowania Chińczyków w razie kryzysu, a także do kontrolowania eskalacji ewentualnego konfliktu.

Gdzie Amerykanie mogliby rozmieścić taką broń? Na należącej do nich wyspie Guam?

Rozmieszczenie pocisków będzie uzależnione od tego, jakie ostatecznie systemy Amerykanie zaczną produkować. Jeśli chodzi o rakiety pośredniego zasięgu, faktycznie Guam jest jedną z możliwych lokalizacji. Problem stanowi jednak wielkość tej wyspy – zaledwie 544 km2. Tymczasem w tych systemach kluczowa jest mobilność, utrudniająca ich wykrycie i zniszczenie. Dlatego lepszym miejscem stacjonowania byłyby terytoria regionalnych sojuszników Waszyngtonu. Amerykańscy eksperci uważają, że pociski powinny trafić do Korei Południowej lub Japonii. Władze w Tokio i Seulu zdają sobie jednak sprawę z tego, że przyjęcie tych rakiet zantagonizowałoby je zarówno z Chinami, jak i Rosją.

Pojawiały się informacje, że rakiety średniego zasięgu mogłyby trafić również na Alaskę. Czy to ma sens?

Biorąc pod uwagę tę lokalizację, potencjalne cele, np. w razie konfliktu w Cieśninie Tajwańskiej, byłyby zbyt daleko. Co gorsza, już samo rozmieszczenie tych pocisków na Alasce zachęciłoby Moskwę do dalszego zacieśniania więzi z Pekinem.

Czy wygaśnięcie traktatu INF nie stanie się początkiem końca systemu kontroli zbrojeń, który powstał jeszcze za czasów Związku Sowieckiego?

Obawa, że zawali się dotychczasowy system kontroli zbrojeń, była jedną z przyczyn, dla której tak wiele osób tak długo walczyło o zachowanie INF. Kryzys w tej sferze rozpoczął się jednak, zanim traktat wygasł.

Może dwustronny system powstały w czasach zimnej wojny nie ma racji bytu w dzisiejszym wielobiegunowym świecie?

System kontroli zbrojeń na poziomie strategicznym, który powstał w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, od początku był sztuczną konstrukcją. Stany Zjednoczone i Związek Sowiecki uzgodniły arbitralnie, jakie systemy są strategiczne. Ustaliły też pułapy, do których nastąpi ich redukcja, oraz mechanizmy jej weryfikacji. Jesteśmy na rozdrożu: dotychczasowy system kontroli zbrojeń nie może działać, bo pojawili się nowi gracze i pozyskano nowe technologie, ale nie ma jednej koncepcji, jak miałby wyglądać ten nowy.

Problemem jest zbliżenie dwóch atomowych mocarstw, czyli Rosji i Chin, będących w kontrze do Stanów Zjednoczonych.

Jeden z pomysłów, mocno promowanych przez administrację prezydenta Trumpa, polega na dołączeniu Chin do dotychczasowego amerykańsko-rosyjskiego systemu kontroli zbrojeń, ale Chińczycy tego nie chcą. Twierdzą, że ich arsenał nuklearny jest nieporównywalnie mniejszy niż Rosji i USA. Mówią, że może włączą się do tworzenia nowego, wielostronnego systemu kontroli, jeśli oba kraje zmniejszą liczbę posiadanych ładunków nuklearnych.

Tyle że bronią atomową dysponuje więcej państw…

Dlatego pojawił się kolejny pomysł: odejście od symetrycznej kontroli zbrojeń na rzecz proporcjonalnej. Inny byłby zatem pułap, jeśli chodzi o dysponowanie głowicami i środkami przenoszenia, w przypadku USA i Rosji, a inny dla Chin, Francji, Indii itd. Jest to bardzo ciekawe rozwiązanie, ale mało realne. Kolejna koncepcja mówi o odejściu od dużych, coraz bardziej skomplikowanych traktatów, na rzecz redukcji ryzyka użycia broni atomowej. Chodzi m.in. o lepsze poznanie i zrozumienie doktryn nuklearnych poszczególnych państw oraz stworzenie kanałów komunikacji i dialogu między mocarstwami w razie kryzysu. Dla mnie takie pragmatyczne podejście jest najbardziej interesujące, bo nie widzę szans na powrót do tradycyjnej kontroli zbrojeń.

Czy oprócz kwestii technicznych problemem w stworzeniu nowych mechanizmów kontroli zbrojeń jest brak zaufania między mocarstwami?

To nie do końca tak, że strony muszą sobie zaufać, żeby rozmawiać o kontroli zbrojeń. Jej podstawą w czasach zimnej wojny początkowo był całkowity brak zaufania między Stanami Zjednoczonymi i Związkiem Sowieckim. Impulsem do rozpoczęcia negocjacji był szok, gdy doszło do kryzysu kubańskiego i obie strony znalazły się bliżej wojny atomowej, niż tego chciały. Drugi czynnik to wyjątkowo obrazoburcze, jak na owe czasy, twierdzenie, że żadna ze stron nie może wygrać wyścigu zbrojeń.

Czy to oznacza, że impulsem do ponownego poważnego potraktowania kontroli zbrojeń musi być poważny kryzys?

Kontrola zbrojeń nie jest miłą sprawą na spokojne czasy. To rozwiązanie mające zmniejszyć prawdopodobieństwo wybuchu wojny. Myślę, że na nowo musimy odkryć ten pierwotny cel. Miejmy nadzieję, że nie będzie tu potrzebny kolejny kryzys, taki jak ten z 1962 roku.


Łukasz Kulesa jest zastępcą kierownika Biura Badań i Analiz Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Zajmuje się m.in. problematyką bezpieczeństwa międzynarodowego, kontroli zbrojeń i nieproliferacji broni masowego rażenia. Pracował także w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego oraz był koordynatorem ds. badań w European Leadership Network w Londynie.

Rozmawiali: Tadeusz Wróbel, Małgorzata Schwarzgruber

autor zdjęć: Michał Niwicz

dodaj komentarz

komentarze


Transformacja dla zwycięstwa
 
Huge Help
NATO odpowiada na falę rosyjskich ataków
Olympus in Paris
Ostre słowa, mocne ciosy
Uczą się tworzyć gry historyczne
Od legionisty do oficera wywiadu
Czworonożny żandarm w Paryżu
Udane starty żołnierzy na lodzie oraz na azjatyckich basenach
Polsko-ukraińskie porozumienie ws. ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej
Szef MON-u na obradach w Berlinie
Saab 340 AEW rozpoczynają dyżury. Co potrafi „mały Awacs”?
Hokeiści WKS Grunwald mistrzami jesieni
Święto podchorążych
Triatloniści CWZS-u wojskowymi mistrzami świata
Trzynaścioro żołnierzy kandyduje do miana sportowca roku
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Polskie „JAG” już działa
Sejm pracuje nad ustawą o produkcji amunicji
Wybiła godzina zemsty
Nasza broń ojczysta na wyjątkowej ekspozycji
Wielkie inwestycje w krakowskim szpitalu wojskowym
Karta dla rodzin wojskowych
A Network of Drones
Razem dla bezpieczeństwa Polski
Olimp w Paryżu
Szturmowanie okopów
Święto w rocznicę wybuchu powstania
O amunicji w Bratysławie
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
W MON-ie o modernizacji
„Szczury Tobruku” atakują
Wojskowi kicbokserzy nie zawiedli
Wojskowa służba zdrowia musi przejść transformację
Trudne otwarcie, czyli marynarka bez morza
Medycyna w wersji specjalnej
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Donald Tusk po szczycie NB8: Bezpieczeństwo, odporność i Ukraina pozostaną naszymi priorytetami
„Projekt Wojownik” wrócił do Giżycka
Jesień przeciwlotników
Nowe uzbrojenie myśliwców
Jak namierzyć drona?
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Wzmacnianie granicy w toku
Selekcja do JWK: pokonać kryzys
Jak Polacy szkolą Ukraińców
Inwestycja w produkcję materiałów wybuchowych
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Modernizacja Marynarki Wojennej
Nasza Niepodległa – serwis na rocznicę odzyskania niepodległości
„Nie strzela się w plecy!”. Krwawa bałkańska epopeja polskiego czetnika
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
„Jaguar” grasuje w Drawsku
Marynarka Wojenna świętuje
Zmiana warty w PKW Liban
Szwedzki granatnik w rękach Polaków
„Siły specjalne” dały mi siłę!

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO