Dwie kobiety prowadzone są pylistą drogą gdzieś w Afryce przez grupę uzbrojonych i umundurowanych ludzi. Obok jednej z nich idzie kilkuletnia dziewczynka, druga niesie jeszcze młodszego chłopca w kolorowej chuście na plecach. Żołnierze popychają je i biją. Za chwilę zarówno kobietom, jak i dziewczynce zostaną założone opaski na oczy, po czym cała czwórka zostanie rozstrzelana na poboczu drogi – młodsze dziecko wciąż wtulone w plecy matki.
Film, na którym uwieczniono tę egzekucję, zaczął krążyć w internecie w czerwcu 2018 roku i od razu zrodził pytania, gdzie i kiedy został nakręcony oraz kim są ludzie na nim przedstawieni. Pozornie sam materiał nie dawał zbyt wielu wskazówek. Jedną z istotniejszych był fakt, że z rozmów prowadzonych przez żołnierzy wynikało, że kobiety oskarżone są o wspieranie lub członkostwo w Boko Haram. Zdarzenie musiało więc mieć miejsce gdzieś w regionach, gdzie działa ta grupa, czyli na obszarze o powierzchni kilku milionów kilometrów kwadratowych, rozciągającym się od Kamerunu przez Nigerię i Czad po Mali.
24 czerwca 2019 roku siedmiu kameruńskich żołnierzy, którzy najprawdopodobniej dokonali tej zbrodni, zostało postawionych przed sądem. Rząd Kamerunu początkowo zaprzeczał, by jego siły zbrojne miały coś wspólnego z utrwalonym na filmie wydarzeniem, a sugestie, by miało ono miejsce na terytorium tego państwa nazywał fake newsem. Jednak po śledztwie przeprowadzonym przez niezależną organizację przyznano, że zbrodni dokonali kameruńscy żołnierze w 2015 roku w wiosce Krawa Mafa na północy kraju, tuż przy granicy z Nigerią.
Co ciekawe, śledztwo to nie zostało przeprowadzone przez żadną dużą instytucję – państwową czy międzynarodową – zajmującą się ściganiem zbrodni wojennych, dysponującą ogromnymi funduszami i zdolną wysłać swoich przedstawicieli na miejsce, gdzie mogliby zbadać ślady i przesłuchać świadków. Dokonało tego BBC. Dziennikarze programu „Africa Eye” wyniki swego śledztwa opublikowali w materiale zatytułowanym „Anatomia zabijania”. Pokazali w nim, jak na podstawie dwuminutowego filmu, który mógł być nakręcony gdziekolwiek w północno-zachodniej Afryce, zdołali wskazać nie tylko miejsce egzekucji, z dokładnością do metra, ale też czas, w którym została dokonana i zidentyfikować tych, którzy pociągnęli za spust. A wszystko to niemal nie ruszając się sprzed ekranów komputerów, korzystając jedynie z otwartych, powszechnie dostępnych źródeł i narzędzi.
Porównując sfilmowane budynki i drzewa w wiosce – a także widoczny przez kilka sekund zarys grzbietu górskiego – ze zdjęciami satelitarnymi z Google Earth znaleźli prawdopodobne miejsce zdarzenia. Za pomocą analizy broni posiadanej przez żołnierzy oraz elementów umundurowania, ustalili, w jakiej jednostce służyli podejrzani. Dziennikarze zdołali nawet oszacować prawdopodobny okres, w jakim zdarzenie miało miejsce, z dokładnością do miesiąca – dzięki archiwalnym zdjęciom satelitarnym oraz określając kąt padania promieni słonecznych. W końcu znaleźli profile niektórych ze sprawców w mediach społecznościowych.
Informacje zdobywane za pomocą wywiadu jawnoźródłowego i nowoczesnych technologii coraz częściej umożliwiają dokumentowanie i ściganie zbrodni wojennych, nawet przez ludzi i instytucje, które nie dysponują wielkimi budżetami. Większość współczesnych wojen jest niemal na żywo relacjonowana przez osoby bezpośrednio w nie zaangażowane, zarówno żołnierzy walczących stron, jak i cywili. Na YouTube można bez trudu znaleźć obrazy z pól bitewnych Syrii nagrane kamerami umieszczonymi na czołgach albo relacje ze zbombardowanych jemeńskich miast. Państwo Islamskie zamieszcza w internecie filmy przedstawiające zamachy czy egzekucje zakładników. Żołnierze mają swoje profile w mediach społecznościowych, na których prezentują zdjęcia z frontu. Niemal wszędzie, również tam, gdzie nie są w stanie dotrzeć przedstawiciele mediów czy organizacji humanitarnych, są ludzie z telefonami komórkowymi w rękach i z dostępem do internetu.
Śledztwo przeprowadzone przez BBC „Africa Eye” nie jest pierwszym przypadkiem, gdy za pomocą wywiadu jawnoźródłowego dziennikarze lub badacze zdołali udowodnić zbrodnie wojenne. Serwis Bellingcat od lat zajmuje się – właśnie za pomocą nowoczesnych technologii – dokumentowaniem łamania międzynarodowego prawa humanitarnego we współczesnych konfliktach zbrojnych. Do najsłynniejszych śledztw przeprowadzonych przez organizację należą te dotyczące użycia broni chemicznej w Syrii, tożsamości funkcjonariuszy rosyjskiego wywiadu wojskowego zamieszanych w zestrzelenie samolotu pasażerskiego nad wschodnią Ukrainą w 2014 roku czy przeprowadzanych przez Arabię Saudyjską bombardowań celów cywilnych w Jemenie. Inne instytucje i media śledzą w ten sposób przemyt broni do krajów objętych embargiem, finansowanie grup terrorystycznych czy handel ludźmi.
Coraz częściej dowody pozyskane poprzez media społecznościowe czy inne otwarte źródła mają realny wpływ na rzeczywistość. Śledztwo przeprowadzone przez BBC nie tylko spowodowało postawienie siedmiu kameruńskich żołnierzy przed sądem, ale również zmusiło rząd Stanów Zjednoczonych do zdecydowanej reakcji, a w konsekwencji nawet zmniejszenia pomocy finansowej dla Kamerunu, jednego z amerykańskich sojuszników w regionie Afryki Zachodniej. W sierpniu 2017 roku Międzynarodowy Trybunał Karny wystawił list gończy za libijskim watażką Mahmudem Al-Werfallim, oskarżając go o zamordowanie 33 jeńców – po raz pierwszy w historii opierając zarzuty wyłącznie na materiałach opublikowanych w mediach społecznościowych.
Nowoczesne technologie dają każdemu, kto ma dostęp do sieci, takie możliwości, jakimi jeszcze do niedawna dysponowały tylko służby wywiadowcze – i to te z bogatszych krajów. Internet umożliwia wprawdzie rozsiewanie dezinformacji czy propagandy na niespotykaną skalę, ale również zapewnia narzędzia do weryfikowania wiadomości i uważniejszego niż kiedykolwiek patrzenia walczącym stronom czy rządom na ręce. Piętnaście czy dwadzieścia lat temu zbrodnia taka, jak w kameruńskiej wiosce Krawa Mafa, pozostałaby niezauważona, a jej sprawcy bezkarni.
autor zdjęć: Free Photos Pixabay
komentarze