Najtrudniej jest powiedzieć sobie: „chcę jechać”, bo jeśli się uda, życie w jednej chwili staje na głowie. Nowy dom, obcy język. Ale kiedy już wszystkie klocki znajdą się na swoim miejscu, człowiek uświadamia sobie, że znalazł się w samym sercu NATO. A to doświadczenie, które trudno porównać z czymkolwiek innym – zgodnie twierdzą polscy żołnierze, którzy pojawili się w Brunssum.
Komandor por. Piotr Wojtas: – Przyjazd do Brunssum był jak skok na głęboką wodę. Obowiązki objąłem 1 sierpnia 2015 roku, a już sześć tygodni później leciałem do Saragossy na ćwiczenia »Trident Juncture«. Wówczas były to największe manewry NATO od kilkunastu lat. Ledwo zdążyliśmy się przeprowadzić z Polski, a rodzina została sama – wspomina.
Mł. chor. Rafał Tyrka: – Obawiałem się tego wyjazdu. To prawda, przeszedłem wszystkie egzaminy, kwalifikacje, angielskiego uczyłem się od kilkunastu lat, ale... Cały czas wracała myśl: Tam pracują ludzie z całego świata. Różne akcenty, wymowa, żywy język. A co, jeśli się okaże, że jednak nie mówię tak dobrze? – nie krył obaw.
Ppłk Grzegorz Stanisz: – Pierwsze tygodnie? Trzeba wyrobić przepustkę, uzyskać dostęp do wszelkiego rodzaju systemów, wdrożyć się w tzw. battle rhythm. Innymi słowy – wniknąć w skomplikowaną natowską strukturę, stać się elementem tej ogromnej machiny – przypomina sobie.
W kraju bez granic
Brunssum to 30-tysięczne miasteczko w sercu holenderskiej Limburgii. Region bywa nazywany krainą bez granic albo balkonem Europy, ponieważ kilka krajów leży dosłownie na wyciągnięcie ręki. Właśnie tutaj mieści się kluczowa komórka NATO. Sojusznicze Dowództwo Sił Połączonych NATO w Brunssum (Allied Joint Force Command Brunssum – JFC-B) powstało w 1963 roku. Przez trzy lata funkcjonowało w Fontainebleau, kiedy jednak Francja wycofała się z wojskowych struktur sojuszu, zostało przeniesione niespełna 500 km na północny wschód, na pogranicze Holandii, Belgii, Niemiec oraz Luksemburga. Dziś jest jednym z dwóch natowskich dowództw operacyjnych. Drugie ma siedzibę w Neapolu. Obydwa podlegają Kwaterze Głównej Sojuszniczych Sił Zbrojnych NATO w Europie (Supreme Headquarters Allied Powers Europe – SHAPE).
JFC-B było m.in. odpowiedzialne za wspieranie misji ISAF w Afganistanie. Regularnie dowodzi też Siłami Odpowiedzi NATO, koordynuje międzynarodowe manewry. Intensywne szkolenia przechodzą też żołnierze dowództwa. W Brunssum jest ich około 800 – reprezentują 29 państw członkowskich sojuszu. Do tego dochodzą przedstawiciele Szwecji, Finlandii, a także kilku innych państw „Partnerstwa dla pokoju”. – Polska delegacja średnio liczy 40 osób – wyjaśnia kmdr por. Wojtas. – Nasi oficerowie i podoficerowie służą we wszystkich komórkach sztabu: od pionu operacyjnego, poprzez planowanie, na zabezpieczeniu kończąc – dodaje .
Życie po nowemu
Kmdr por. Wojtas przygodę z armią rozpoczynał w nieistniejącej już 9 Flotylli Obrony Wybrzeża. Przez trzy lata służył w załodze niszczyciela min. – Szybko doszedłem do wniosku, że dowódcą okrętu raczej nie zostanę. Po prostu tak naprawdę interesowało mnie co innego – przyznaje. W 2009 roku dołączył do biura prasowego Dowództwa Marynarki Wojennej. Potem były trzy misje w roli rzecznika Stałego Zespołu Sił Obrony Przeciwminowej NATO (Standing NATO Mine Countermeasures Group 1 – SNMCMG1), kiedy na pokładzie okrętu dowodzenia RP „Kontradmirał Xawery Czernicki” spędził w sumie 12 miesięcy. – Wreszcie w 2014 roku zostałem rzecznikiem międzynarodowych ćwiczeń „Dynamic Monarch” – wspomina kmdr por. Wojtas. – O wyjeździe do Brunssum jeszcze wówczas nie myślałem. Ale kiedy pojawiła się taka możliwość, przyszło mi do głowy: dlaczego nie? Miałem doświadczenie ze służby w strukturach NATO, żona zna języki, a swoją pracę może wykonywać zdalnie, dzieci kończyły przedszkole – wylicza. Ostatecznie zgłosił swoją kandydaturę do specjalnej komórki Sztabu Generalnego, która zajmuje się rekrutacją kandydatów. Zdał egzaminy, zaliczył testy zdrowotne, został zakwalifikowany. W 2015 roku rozpoczął trzyletnią służbę w Brunssum.
Przed przyjazdem do Holandii pracę w międzynarodowych zespołach miał również za sobą ppłk Stanisz. – Byłem na dwóch misjach w Iraku oraz jednej w Afganistanie – wspomina. W Polsce pełnił służbę w Dowództwie Operacyjnym Rodzajów Sił Zbrojnych. – Przez sześć kolejnych lat służyłem w wydziałach CIMIC i InfoOps, a następnie w oddziale operacji bieżących – tłumaczy. Zajmował się tam działaniami, które można utożsamić z szeroko pojmowaną walką informacyjną. Choć akurat on sam słowa „walka” stara się unikać. Woli mówić o aktywności mającej wymusić na przeciwniku przyjęcie określonej postawy. – W Polsce nauczyłem się wiele. Służba na podobnym stanowisku, tyle że w strukturach międzynarodowych, stanowiła dla mnie kolejny krok w zawodowym rozwoju – przyznaje oficer i dodaje: – Wcześniej kilka razy zmieniałem garnizony, więc moi bliscy zdążyli się z tym oswoić. Dla dzieci i żony ten wyjazd był jednak największym wyzwaniem. Do Holandii dotarli niespełna dwa lata temu.
Mł. chor. Tyrka przyznaje, że jeśli chodzi o sprawy prywatne, w Polsce trzymało go pewnie mniej niż wielu innych żołnierzy. – Zajmowałem służbowe mieszkanie w Krakowie, nie miałem dzieci. Żona pracowała, ale była gotowa spróbować czegoś nowego. A ja chciałem nowych doświadczeń zawodowych. Praca w Brunssum miała być moją pierwszą misją – opowiada. Uzyskał zgodę przełożonych na wyjazd, złożył podanie, a potem przez blisko rok godził służbę w 5 Batalionie Dowodzenia w podkrakowskiej Rząsce z kolejnymi sprawdzianami i badaniami. Wreszcie usłyszał: „jedziesz”. Był lipiec 2015 roku, a Tyrka właśnie rozpoczynał jeden z najważniejszych rozdziałów w swoim życiu. Jak się miało okazać wkrótce, także tym osobistym.
Skok ze szpicą
Kmdr por. Wojtas w Brunssum trafił do biura prasowego. – Pracuje w nim kilkunastu żołnierzy, a kompetencje są ściśle podzielone. Do moich zadań należało planowanie – wspomina. Kwatera Główna NATO przygotowuje wytyczne do tzw. komunikacji strategicznej, ale opracowanie szczegółów pozostawia specjalistom z dowództw niższego szczebla. – Jeśli za koordynację ćwiczeń odpowiada Brunssum, to właśnie u nas jest wypracowywana narracja, którą potem wypuszczamy w świat. Ja byłem odpowiedzialny za zgranie pracy naszego biura z rzecznikami innych jednostek – tłumaczy kmdr por. Wojtas.
Pierwszym poważnym testem okazały się dla niego ćwiczenia „Trident Juncture ’15” na poligonach Włoch, Hiszpanii oraz Portugalii. Scenariusz zakładał, że w północnej Afryce doszło do konfliktu o wodę. Siły NATO dostały mandat ONZ i wyruszyły w gorący rejon, by przywrócić tam pokój. W manewrach wzięło udział 36 tys. żołnierzy z 30 państw sojuszu i krajów z nim współpracujących, a że odbyły się one krótko po aneksji Krymu i wybuchu wojny w Donbasie, wywołały ogromne zainteresowanie mediów z całego świata. – Pracy mieliśmy mnóstwo, ale poradziliśmy sobie – wspomina kmdr por. Wojtas. A potem przyszły kolejne ważne przedsięwzięcia, choćby manewry „Brilliant Jump ’16”, które wiązały się z przerzuceniem do Żagania nowo powstałych sił zadaniowych bardzo wysokiej gotowości (Very High Readiness Joint Task Force – VJTF), czyli tzw. szpicy oraz komputerowe ćwiczenia „Trident Jevelin ’17”, obejmujące wszystkie kwatery NATO. – Choć tam odbyło się to w sztabach, dla służb prasowych stanowiło większe wyzwanie. Musieliśmy reagować na wiele wykreowanych przez specjalistów sytuacji. Dowiadywaliśmy się na przykład, że zatonął okręt, a my szybko musimy ustalić politykę informacyjną – wspomina komandor.
W biurze prasowym za jego czasów pracowało kilkanaście osób, m.in. z Niemiec, Francji, Holandii czy Wielkiej Brytanii. – Każdy z nich przyszedł ze swoimi doświadczeniami. Holendrzy np. w swojej armii nie mają struktur prasowych. W innych państwach NATO dla odmiany funkcjonowały one dużo wcześniej niż w Polsce – podsumowuje.
Mniej więcej w czasie, kiedy kmdr por. Wojtas rozpoczynał pracę w biurze prasowym, mł. chor. Tyrka znalazł się w pionie odpowiedzialnym za planowanie, organizację i koordynację ćwiczeń wojsk NATO oraz „Partnerstwa dla pokoju”. – W Brunssum pełniłem służbę na stanowisku podoficera sztabowego oddziału J7. Zajmowałem się m.in. przygotowywaniem podróży służących tam oficerów i podoficerów, którzy jeździli właściwie po całym świecie – tłumaczy podoficer. Był też odpowiedzialny za wsparcie dowódcy działu w przygotowaniach do konferencji i spotkań grup roboczych, zarządzanie Automated Personnel Management System, który zawierał dane wszystkich służących w Brunssum żołnierzy, oraz pełnił obowiązki Division Security Officer. – Do kwatery dowództwa nie można wnosić telefonów, żadnych urządzeń z technologią bluetooth czy sprzętu nagrywającego. DSO czuwa nad tym, by procedury bezpieczeństwa były przestrzegane, prowadzi też związane z tym szkolenia – wyjaśnia podoficer.
Mł. chorąży Tyrka wspomina, że podczas trzyletniej służby pracował biurko w biurko z żołnierzami z Niemiec, Wielkiej Brytanii, Grecji i Litwy. Jego bezpośrednim przełożonym był Francuz, który z kolei podlegał najpierw generałowi z Estonii, a później z Litwy. – Do pracy w międzynarodowym towarzystwie trzeba się przyzwyczaić, przestawić na myślenie po angielsku. Na szczęście udało mi się to zrobić w miarę szybko – zaznacza. Dobrym testem, podobnie jak w przypadku kmdr. por. Wojtasa, okazały się manewry „Trident Juncture ’15”. – Razem z kapitanem przysłanym z Polski zostaliśmy przerzuceni do Portugalii w składzie JLSG [Joint Logistics Support Group] i włączeni do logistycznej grupy wsparcia w sekcji CIMIC – wspomina. Podczas wykreowanego na potrzeby ćwiczeń konfliktu Tyrka wraz z kolegami odpowiadał za kontakty z cywilami. – Zakres moich obowiązków był więc zgoła odmienny niż w Brunssum, a i warunki pracy zupełnie inne. Ale wyszło mi to na dobre – podsumowuje podoficer.
Ppłk Stanisz ciągle jeszcze służy w natowskim dowództwie i ma okazję z bliska przyglądać się zmianom, które w nim zachodzą. A nawet brać w nich udział. – Służbę w JFC Brunssum rozpoczynałem jako oficer odpowiedzialny za synchronizację działań informacyjnych w wydziale InfoOps. Po wprowadzeniu w życie natowskiej dyrektywy dotyczącej konsolidacji i zintegrowania działań komunikacyjnych dowództwo stworzyło w swoich strukturach Communications Division [Comms Div], podlegającą bezpośrednio szefowi sztabu, a samemu InfoOps nadano 1 grudnia 2017 roku rangę oddziału – tłumaczy oficer i dodaje: – Comms Div jest pierwszą tego typu strukturą poza Kwaterą Główną NATO i być może oznaką nowego trendu, jeśli chodzi o działania komunikacyjne w sojuszu. Ppłk Stanisz na co dzień współpracuje ze wszystkimi komórkami wewnętrznymi dowództwa w Brunssum, oficerami, którzy odpowiadają za działania informacyjne w innych dowództwach NATO, a także batalionowymi grupami bojowymi rozmieszczonymi w Polsce i krajach bałtyckich.
Holandia po angielsku
Brunssum to jednak nie tylko służba. To także życie codzienne. – Polacy skupieni są w jednej delegacji, posłanej do Holandii przez Sztab Generalny. Trzymają się blisko siebie. W trakcie mojej kadencji spotykaliśmy się choćby podczas świątecznych pikników, ale też z bardziej formalnych okazji, jak święta narodowe – tłumaczy kmdr por. Wojtas. Wiele spośród 40 rodzin mieszkało nawet w niedalekim sąsiedztwie, przy ulicy, która dorobiła się nieformalnej, polskiej nazwy „Wspólna”. – Oczywiście wynajęcie tam domu nie było obligatoryjne. My, głównie ze względu na bliskość szkoły, zdecydowaliśmy się wynająć dom w oddalonym o 30 km Maastricht – przyznaje kmdr por. Wojtas. Przy wyborze miejsca można skorzystać z ofert zajmującej się tym komórki w JFC. Armia pomaga też w opłaceniu nauki dzieci. – Zwykle idą one do międzynarodowej szkoły z wykładowym angielskim, za co płaci nasz resort obrony. Jeśli ktoś chce posłać dziecko do szkoły holenderskiej, może liczyć na dopłatę do nauki tego języka – tłumaczy oficer. W praktyce jednak raczej nikt się na to nie decyduje. – W Holandii bez problemu można porozumieć się po angielsku. Przez trzy lata trafiłem tylko na jedną osobę, która tego języka nie znała albo z jakichś powodów nie chciała w nim rozmawiać – wspomina oficer. On posłał dzieci do United World College. – Kontakt z rówieśnikami z innych krajów i odmiennym od polskiego systemem edukacji otworzył im głowy. Kiedy przyjechaliśmy do Holandii, moje dzieci praktycznie nie mówiły po angielsku. Przez trzy lata chłonęły go niczym gąbka – podkreśla oficer.
W Brunssum działa też polska szkoła. – Właściwie to Szkolny Punkt Konsultacyjny im. gen. bryg. Stanisława Sosabowskiego – wyjaśnia ppłk Stanisz. – Uczą się tam dzieci zarówno polskich żołnierzy, jak i te ze środowiska polonijnego. Dzięki świetnym i oddanym nauczycielom Szkolny Punkt Konsultacyjny stanowi dla nas naprawdę duże wsparcie – dodaje.
Mieszkanie w 30-tysięcznym mieście ma pewne minusy. Jednym z nich jest ograniczona możliwość zdobycia pracy przez współmałżonków żołnierzy. Z drugiej jednak strony, ze względu na położenie, to dobre miejsce do życia. – Z południowej Holandii blisko do pozostałych państw Beneluksu i Niemiec, na przykład Akwizgran i Brunssum dzieli zaledwie 25 km. Dzięki temu w wolnych chwilach można bez trudu zwiedzić naprawdę ciekawe miejsca – podkreśla ppłk Stanisz.
Trzy lata przygody
Kmdr por. Wojtas wrócił do Polski kilka miesięcy temu. Teraz służy w Centrum Operacyjnym MON. – Doświadczenie zdobyte w Brunssum przydało się choćby jesienią 2018 roku, kiedy zostałem wysłany na kolejną edycję „Trident Juncture” – zaznacza. Mł. chor. Tyrka podkreśla, że trzyletnia misja była chyba największą zawodową przygodą. – Nabrałem pewności siebie, wiele się nauczyłem, podniosłem kwalifikacje. Wziąłem na przykład udział w kursie NATO NCO Intermediate Leadership, ale Brunssum będę ciepło wspominał także z innych powodów. Mieszkaliśmy z żoną w ładnym miejscu, wynajmowaliśmy niewielki dom. No i przede wszystkim zaraz na początku służby w Holandii urodziło się nasze pierwsze dziecko – Gabriela.
Tymczasem ppłk Stanisz w Brunssum jeszcze zostanie. – Przede mną na pewno wiele wyzwań. Największe wiążą się z włączeniem do współpracy z JFC Brunssum moich odpowiedników z Sił Odpowiedzi NATO, którzy rozpoczną dyżur w 2020 roku, oraz przygotowania do ćwiczeń „Trident Jupiter ’19”. Już teraz jednak mogę powiedzieć, że czas, który dotąd tutaj spędziłem, był dla mnie wyjątkowy: zostałem sekretarzem grupy roboczej InfoOps, od sekretarza obrony USA otrzymałem The Joint Service Achievement Medal, miałem okazję spotkać króla Wilhelma Aleksandra – podsumowuje.
autor zdjęć: Marc Andre Gaudreault / JFTC
komentarze