Wolność i Niezawisłość, największa polska antykomunistyczna organizacja konspiracyjna, miała stać się swoistą kartą przetargową w negocjacjach z nową władzą. – Powołując WiN płk Jan Rzepecki chciał na drodze walki politycznej nie dopuścić do zwycięstwa wyborczego komunistów. Jednak w koncepcji tej zabrakło spójności – mówi dr Tomasz Łabuszewski z Instytutu Pamięci Narodowej.
Niedawno ukazała się książka dr. Łabuszewskiego „Obszar Centralny Zrzeszenia WiN”. Wszystkich zainteresowanych tą publikacją zapraszamy 1 marca o godz. 17.30 do Centrum Edukacyjnego im. Janusza Kurtyki (ul. Marszałkowska 21/25, Warszawa). Odbędzie się tam spotkanie autorskie. Wezmą w nim udział dr Tomasz Łabuszewski, dr Kazimierz Krajewski oraz dr Andrzej Chmielarz, a debatę historyczną poprowadzi dr Jędrzej Lipski.
Jak należy rozumieć rozkaz o rozwiązaniu Armii Krajowej, który 19 stycznia 1945 roku wydał gen. Leopold Okulicki, ostatni komendant AK – czy to było wezwanie do przerwania walki czy raczej podjęcia jej w innej formie?
Dr Tomasz Łabuszewski: Generał wydał tego dnia nie jeden, ale trzy rozkazy. W jednym rzeczywiście zwalniał żołnierzy z przysięgi i rozwiązywał AK. Wskazał jednak, aby byli nadal „przewodnikami Narodu”, co na Białostocczyźnie zinterpretowane zostało jako wezwanie do kontynuowania oporu. Rozesłał też tajny rozkaz do dowódców terenowych nakazujący zachowanie sieci łączności, zakonspirowanych sztabów i zmagazynowanej broni. Z całą pewnością nie planował więc całkowitego wygaszenia walki, ale myślał o kontynuacji konspiracji w nowej formule. Jak ona miała dokładnie wyglądać, nie wiadomo, ponieważ szybko został aresztowany w wyniku prowokacji pruszkowskiej. Warto pamiętać, że od połowy 1943 roku w AK trwały prace nad stworzeniem konspiracji w konspiracji, czyli organizacji NIE, której celem miało być kontynuowanie pracy niepodległościowej w warunkach okupacji sowieckiej. Nie sądzono jednak, że represje ze strony Sowietów będą miały tak masowy charakter i formuła elitarnej NIE okaże się z miejsca nieprzystająca do bieżących potrzeb, czyli zapewnienia członkom Polskiego Państwa Podziemnego ochrony przed terrorem NKWD i UB.
NIE rozwiązano formalnie 7 maja 1945 roku powołując w to miejsce Delegaturę Sił Zbrojnych na Kraj, a we wrześniu – cywilne Zrzeszenie „Wolność i Niezawisłość”. Czy obie organizacje były spadkobiercami po AK?
Nie do końca. Choć ich członkowie w znacznej części byli żołnierzami AK i z całą pewnością za takich dalej się uważali, to koncepcje funkcjonowania tych organizacji były zdecydowanie odmienne od organizacji-matki. Płk Jan Rzepecki, były szef Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK, który utworzył Delegaturę Sił Zbrojnych, był zwolennikiem zakończenia walki zbrojnej, pozbawionej perspektyw na zwycięstwo oraz podjęcia działalności politycznej. Jego podstawowym celem było zebranie pod swoim dowództwem wszystkich organizacji poakowskich, wybranie z nich niewielkiego grona współpracowników, z którymi kontynuowałby elitarną konspirację. Resztę niepotrzebnych struktur terenowych chciał po prostu rozwiązać. Warto przypomnieć, iż w DSZ nie powinny były istnieć komendy obwodowe, nie mówiąc już o rejonach czy placówkach. Kiedy ta formuła się nie sprawdziła z powodu zdecydowanego oporu tzw. konspiracyjnych dołów, płk Rzepecki powołał Zrzeszenie WiN – jednak już jako organizację społeczno-obywatelską, nie wojskową. Chciał, kierując tymi strukturami konspiracyjnymi, mieć kartę przetargową w negocjacjach z władzami i na drodze walki politycznej doprowadzić do zwycięstwa obozu niepodległościowego (PSL) w wyborach do Sejmu. W praktyce powstały jednak trzy różne wizje działania zrzeszenia, ściśle związane z podziałem terytorialnym tej organizacji. W Obszarze Centralnym WiN-u kontynuowana była konspiracja wojskowa i walka zbrojna, szczególnie przez silne oddziały partyzanckie w okręgach białostockim i lubelskim. Dla tych żołnierzy WiN był po prostu przedłużeniem AK. Z kolei Obszar Południowy postawił zdecydowanie na zakończenie walki zbrojnej i przestawienie działalności na płaszczyznę informacyjno-propagandową. Obszar Zachodni skupił się natomiast na tworzeniu ekspozytur wywiadowczych, które miały pracować na rzecz polskiego rządu w Londynie i aliantów.
Jaki był stosunek polskich władz w Londynie do WiN-u?
Na początku niechętny. Zrzeszenie „Wolność i Niezawisłość” powstało bowiem jako inicjatywa krajowa. Jej twórcy celowo zrywali z zasadą legalizmu, odcinając się od rządu polskiego na uchodźstwie oraz naczelnego wodza PSZ. Konsekwencją tej decyzji, czego chyba jej twórcy do końca nie przewidzieli, była jednak formalna utrata uprawnień do wydawania rozkazów swoim dotychczasowym podkomendnym. Ta oczywista sprzeczność ciążyła kierownictwu WiN-u i w 1946 roku nowy, II Zarząd Główny z płk. Franciszkiem Niepokólczyckim na czele z powrotem podporządkował organizację rządowi polskiemu na uchodźstwie i naczelnemu wodzowi. Polskie władze emigracyjne wspierały odtąd WiN przesyłając fundusze na jego działalność. Jednak ich wpływ na to, co się działo w kraju, był już tylko iluzoryczny.
Czy można oszacować, ile osób zaangażowanych w walkę z Niemcami w szeregach AK postanowiło dalej walczyć z Sowietami?
Latem 1944 roku, u progu akcji „Burza”, szeregi AK liczyły ponad 400 tys. osób. Z tego ok. 100 tys. biorących udział w akcji zostało zdekonspirowanych, aresztowanych lub zabitych, a co najmniej 50 tys. wywiezionych przez NKWD. Podczas największego natężenia działań partyzanckich wiosną i latem 1945 roku w niepodległościowej konspiracji antykomunistycznej brało jeszcze udział 200-250 tys. osób. Oznacza to, że w początkowym okresie nowej okupacji sowieckiej walkę z Sowietami i komunistami kontynuowali prawie wszyscy wojenni konspiratorzy. Istotna zmiana nastąpiła już po kilku miesiącach tzn. po pierwszej amnestii w sierpniu 1945 roku. Ujawniło się wtedy ponad 30 tys. żołnierzy podziemia. Bliżej nieznana liczba przerwała też działalność niepodległościową, jednak nie korzystając z ustawy amnestyjnej. Warto podkreślić, iż komuniści zwyczajowo organizowali amnestię w momentach załamywania się nastrojów społecznych, kiedy ludzie tracili nadzieję na zmianę lub też czuli się zdezorientowani bieżącymi wypadkami. W 1945 roku Stanisław Mikołajczyk, premier rządu na uchodźstwie, został wicepremierem w komunistycznym Tymczasowym Rządzie Jedności Narodowej, legitymizując w ten sposób władzę komunistyczną w Polsce. Ludzie dochodzili do wniosku, że nowa władza się ugruntowuje, a ponieważ Mikołajczyk tworzy opozycję parlamentarną, daje to nadzieję na wygranie wyborów. Wiele osób zrezygnowało więc z walki zbrojnej. Poza tym warto pamiętać, że dla większości konspiratorów był to już piąty lub szósty rok działania w podziemiu, co skutkowało olbrzymim wyczerpaniem psychicznym i poszukiwaniem jakiejkolwiek szansy na unormowanie życia rodzinnego.
Jakie znaczenie podczas tej amnestii miała deklaracja płk. Jana Mazurkiewicza „Radosława”, dowódcy Zgrupowania AK „Radosław” z 8 września 1945 roku, w której zachęcał osoby pozostające w konspiracji do ujawnienia się?
„Radosław” po aresztowaniu 1 sierpnia 1945 roku uznał dalszy opór za bezcelowy i stanął na czele tzw. Centralnej Komisji Likwidacyjnej AK. Jego apel, wymuszony przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego, związany był z decyzją płk. Rzepeckiego, aby kontynuować działalność konspiracyjną w ramach WiN-u. Władze komunistyczne zdecydowały się wówczas na kontrakcję. Deklaracja „Radosława” miała przekonać do ogłoszonej kilka tygodni wcześniej amnestii. Trzeba podkreślić, iż przekonanie Mazurkiewicza – oficera uchodzącego dotąd za przedstawiciela skrzydła „jastrzębi”, który cieszył się uznaniem jako dowódca Kedywu i bohater powstania warszawskiego – spełniało dla MBP dodatkową rolę. Podrywało bowiem autorytet i zaufanie szeregowych żołnierzy do dowódców. Część członków WiN-u posłuchała wspomnianego apelu i ujawniła się. Nie była to jednak liczba znaczna.
Mazurkiewicz został za to potraktowany jako zdrajca…
Dla wielu było niezrozumiałe, jak ta sama osoba może tak szybko zmienić poglądy. Może zgoda „Radosława” na firmowanie deklaracji była próbą kontynuowania konspiracji w innym wymiarze, co zresztą później zarzuciły mu władze komunistyczne… Nie wiadomo. Na pewno u części byłych oficerów AK apel spotkał się z dezaprobatą, a nawet posądzeniem o zdradę. Prawdopodobnie, gdyby w tym czasie „Radosław” udał się na Białostocczyznę lub Lubelszczyznę, zostałby zastrzelony przez żołnierzy antykomunistycznego podziemia jako zdrajca.
A jak wyglądała sytuacja podczas amnestii wiosną 1947 roku?
Po sfałszowanych przez komunistów wyborach do Sejmu, w których ludzie upatrywali ostatniej szansy na uratowanie resztek niezależności i demokracji w Polsce, nastąpił spadek nastrojów niepodległościowych w społeczeństwie. Okazało się że zachodni alianci zostawili nas samych na pastwę reżimu komunistycznego. Wiara w wybuch III wojny światowej była już tylko iluzoryczna. Brakowało nadziei na odzyskanie przez Polskę niepodległości. Z amnestii skorzystało wówczas ponad 76 tys. osób, z czego ujawniło się ponad 50 tys. W podziemiu pozostało nie więcej niż kilka-kilkanaście tysięcy tych, którzy decydowali się walczyć do końca.
W swojej książce „Obszar Centralny Zrzeszenia WiN” napisał pan, że amnestie były najskuteczniejszym działaniem operacyjnym komunistów?
Owszem, ponieważ pozwalały uzyskać niezwykle cenne informacje – praktycznie na każdy temat działalności konspiracyjnej. Każdy, kto się ujawniał musiał wypełnić szczegółowe dokumenty dotyczące służby w konspiracji, znanych mu współtowarzyszy broni. Można było co prawda zaryzykować sfałszowanie takich danych, ale ponieważ amnestia miała charakter masowy, władze łatwo mogły te informacje zweryfikować opierając się na dziesiątkach czy setkach innych bardziej wiarygodnych przekazów. Zebrana wówczas wiedza posłużyła komunistom do późniejszych represji wobec ujawnionych oraz pozwoliła dotrzeć do osób prowadzących dalej walkę.
Czy to były powody, dla których WiN, największa konspiracyjna organizacja niepodległościowa po wojnie, która liczyła 20–30 tys. osób, dała się tak szybko rozpracować komunistycznym agentom? Wiosną 1948 roku była już pod kontrolą UB.
Aby odpowiedzieć na to pytanie należy wrócić do początków okupacji sowieckiej. Przede wszystkim załamały się dotychczasowe relacje między konspiracją niepodległościową a społeczeństwem. Podczas okupacji niemieckiej dowództwu AK udało się narzucić większości społeczeństwa standardy postaw wobec okupanta. W 1945 roku w związku z formalnym rozwiązaniem AK, pójściem na układ z komunistami działaczy różnych ugrupowań (części Polskiej Partii Socjalistycznej i ludowców), pojawieniem się usłużnych władzy konformistów, konspiracja antykomunistyczna nie była już w stanie narzucić modelu zachowań uznawanego przez większość społeczeństwa. Na własne życzenie doprowadziła też do samorozbrojenia, co w konsekwencji zniekształciło logiczny dotąd wymiar zdrady i kary. Po prostu znalazła się w defensywie, starając się reagować jedynie, w coraz bardziej ograniczony zresztą sposób, na działania władz komunistycznych. Trzeba także pamiętać, iż spora część Polaków, pomimo niechętnego, wrogiego wręcz stosunku do komunistów, przeżywszy wojnę uważała, że teraz ich podstawowym zadaniem jest dalej żyć i pracować, a nie walczyć. Niejednolita postawa żołnierzy, a zwłaszcza dowódców AK spowodowała, że konspiracja niepodległościowa pod okupacją sowiecką straciła swoją jednorodność. Wszyscy uznawali wydarzenia w Polsce po 1944 roku za komunistyczny zamach stanu i okupację sowiecką, brakowało jednak wspólnego obrazu funkcjonowania konspiracji i formuły działania, która doprowadziłaby do odzyskania niepodległości.
Amnestie, brak spójności w działaniu konspiracji, operacje komunistycznego wywiadu – to wszystko sprawiło, że na przełomie 1947 i 1948 roku WiN upadł?
Okazało się, że każda z trzech wizji i form walki obowiązujących w WiN-ie, w zderzeniu z państwem totalitarnym jest nieskuteczna. Można dziś zadać pytanie czy któraś z nich w ogóle miała sens w tamtym czasie. To jednak pytanie podobne do tego, czy powstanie styczniowe miało sens. Z punktu widzenia militarnego – nie – natomiast jako symbol trwania tradycji niepodległościowej dla kolejnych pokoleń Polaków było zjawiskiem bardzo ważnym. Walka podziemia antykomunistycznego spełniła podobną rolę. Co ciekawe, aktywność partyzancka w latach czterdziestych i pięćdziesiątych na pewnych terenach nieprzypadkowo pokryła się z tą z czasów powstania 1863 roku, chodzi m.in.: o Kurpie, Podlasie, Grodzieńszczyznę, Świętokrzyskie, Lubelszczyznę.
W swojej książce stwierdza pan, że WiN była elitą polskiej konspiracji. Dlaczego?
Wystarczy spojrzeć, kto stał na czele tej organizacji, choćby w ośrodku warszawskim, m.in.: ppłk Józef Rybicki, zastępca dowódcy Kedywu KG AK; ppłk Wincenty Kwieciński, szef kontrwywiadu komendy Okręgu AK Warszawa-miasto; mjr Zofia Franio, organizatorka kobiecych patroli sabotażowo-dywersyjnych podległych Kedywowi. To wszystko byli najlepsi, doświadczeni oficerowie AK, walczący o wolną Polskę od początku II wojny. Warto przy tym zaznaczyć, że konspiracja antykomunistyczna w prosty sposób wywodziła się z konspiracji antyniemieckiej. Niesłuszne jest przeciwstawianie sobie żołnierzy AK i antykomunistycznego podziemia. To są najczęściej te same osoby, które decydują się walczyć do końca nie bacząc na konsekwencje. Ich decyzje można różnie interpretować – jako strach przed represjami, dawanie świadectwa oporu, walkę o honor lub możliwość pozostania do końca wolnymi. Z całą pewnością im wszystkim należy się jednak z naszej strony cześć i podziw.
Dr Tomasz Łabuszewski jest historykiem, naczelnikiem Oddziałowego Biura Badań Historycznych Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie. Zajmuje się badaniem dziejów antykomunistycznej partyzantki i powojennego podziemia niepodległościowego w Polsce. Niedawno została wydana pod jego redakcją książka „Obszar Centralny Zrzeszenia WiN”. Publikacja ukazała się w ramach projektu badawczego IPN „Podziemie niepodległościowe w Polsce 1944–1956”.
Z okazji Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych przygotowaliśmy wydanie specjalne „Polski Zbrojnej”. Mecenasem jednodniówki jest PKN ORLEN. Zapraszamy do lektury!
autor zdjęć: Michał Niwicz
komentarze