Prowadzili obserwację, patrolowali teren, szturmowali budynek zajęty przez terrorystów i przeprawiali się przez górskie jezioro. Między innymi takie zadania wykonywali żołnierze podczas niezwykle trudnych zawodów Cambrian Patrol w Wielkiej Brytanii. Do rywalizacji stanęło ponad 1000 żołnierzy, w tym zwiadowcy z 17 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej.
Tea time? Nie tym razem
Wielka Brytania, Góry Kambryjskie. To właśnie tu w drugiej połowie października zameldowało się ponad 1000 zwiadowców. Przyjechali do środkowej Walii, by wziąć udział w zawodach pododdziałów rozpoznawczych Cambrian Patrol. W sumie o tytuł najlepszej drużyny zwiadowców starało się 137 ośmioosobowych zespołów z 37 krajów. Obok Brytyjczyków, Amerykanów, Australijczyków, Niemców, Francuzów, Pakistańczyków, Ormian czy Filipińczyków wystartowali także Polacy – zwiadowcy z 17 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej z Międzyrzecza. – Pierwszy raz wysłaliśmy żołnierzy na mistrzostwa zwiadowców do Wielkiej Brytanii. To prestiżowe zawody, podczas których żołnierze mierzą się nie tylko z trudnym terenem i angielską pogodą, ale także muszą wykonywać skomplikowane zadania – mówi por. Tomasz Kwiatkowski, oficer prasowy 17 WBZ.
Zawodnicy, chcąc utrzymać się w grze, musieli spełnić kilka podstawowych zasad. Przede wszystkim organizatorzy założyli, że o podium mogą walczyć tylko kompletne zespoły, czyli takie, które na starcie i mecie liczą ośmiu zawodników. A to wcale nie jest takie oczywiste. Dużo drużyn odpada z rywalizacji na przykład przez kontuzje. W historii tych zawodów nie było chyba edycji, w której wszystkie drużyny dotarły w komplecie na metę. Brytyjczycy wymagali także, by rywalizujący ze sobą żołnierze poruszali się tylko po wyznaczonych trasach. By sprawdzić, czy wojskowi stosują się do przepisów, każda z drużyn musiała mieć przy sobie lokalizatory (używa się ich także ze względów bezpieczeństwa), które dokładnie określały ich pozycję w terenie. Ponadto, uczestnicy musieli mieć ze sobą ściśle określone wyposażenie (m.in. dodatkowe mundury, hełmy, kamizelki noktowizje, śpiwory, namioty i in.). A to oznacza, że na plecach każdy ze zwiadowców dźwigał przynajmniej 30 kilogramów. Ekwipunek polskiej drużyny ważył więcej, bo aż 52 kilogramy. I wreszcie, organizatorzy restrykcyjnie pilnowali czasu. Trasę patrolu liczącą 65 kilometrów zawodnicy musieli pokonać w czasie nieprzekraczającym 48 godzin.
W ciszy i ciemności
O tym, którędy pójdą i jakie zadania będą musieli wykonać, dowiedzieli się tuż przed startem. O piątej rano dostali współrzędne pierwszego punktu, do którego mają dotrzeć. A tam podoficer brytyjski przekazał im rozkaz bojowy dotyczący całego patrolu. – Trasa wiodła przez góry. Być może nie są to wysokie szczyty, ale maszerowanie z tak ciężkim ekwipunkiem nawet po takich wzniesieniach jest bardzo męczące – mówi ppor. Jarosław Sass, dowódca polskich zwiadowców. – Brodziliśmy po kostki w wodzie i błocie, musieliśmy przedzierać się także przez torfowiska i pagórki gęsto porośnięte krzakami i wrzosem. O tym, że jest to wymagający teren, świadczyć może chociażby to, że brytyjski SAS organizuje w tym rejonie selekcję kandydatów do swojej formacji – dodaje.
Jakie wyzwania czekały żołnierzy na trasie patrolu? Punkty można było dostać za wykonanie około 10 różnego rodzaju zadań. Zwiadowcy musieli na przykład prowadzić obserwację przeciwnika, skrycie przemieszczać się na terenie kontrolowanym przez inne wojska, pokonywali także teren skażony oraz naprowadzali na cele artylerzystów. Musieli też rozpoznawać sylwetki sprzętu innych państw. – Tak naprawdę oceniane było wszystko. Na przykład poruszanie się bez światła, tylko z użyciem noktowizji, skryte działanie, utrzymanie absolutnej ciszy – opisuje ppor. Sass.
Co najbardziej zapadło w pamięć polskim zwiadowcom? Przyznają, że całe zawody były dla nich sporym wyzwaniem. – To budujące, gdy drepcze się po piętach specjalsom z brytyjskiego lub australijskiego SAS-u – mówią. Jednak do szczególnych zadań zaliczają przeprawę na drugi brzeg jeziora. – Woda była dość zimna, a naszym zadaniem było dostanie się na przeciwległy brzeg. Szerokość jeziora w tym miejscu to jakieś 90 metrów, a głębokość nawet 8 metrów – opowiada ppor. Sass. – Dobrze, że przed wyjazdem kupiliśmy specjalne worki, w które mogliśmy zapakować nasze plecaki. Ciągnęliśmy taki balast za sobą w wodzie, było ciężko, ale przynajmniej cały nasz ekwipunek był suchy – mówi dowódca zwiadowców. Ale jego żołnierze bardzo dobrze poradzili sobie w trakcie jeszcze innego zadania.
Zwiadowcy mieli zaplanować, a potem przeprowadzić szturm na budynek, w którym terroryści przetrzymywali zakładnika. – Niektóre drużyny nawet przez 20 minut prowadziły ogień i nie mogły wejść do obiektu – relacjonuje zwiadowca. – My weszliśmy, wykorzystując element zaskoczenia. Szturm trwał kilkanaście sekund – precyzuje.
Żołnierze 17 WBZ przyznają, że start w tegorocznych zawodach jest dla nich cenną lekcją. Jeżeli w przyszłym roku będą mogli ponownie spróbować swoich sił w Cambrian Patrol, to – jak zapewniają – powalczą o złoty medal. – Podczas przygotowań do startu uczyliśmy się zasad obsługiwania angielskiego karabinka SA80, a także poznawaliśmy obowiązujące Anglików procedury działania taktycznego. Ale już wiemy, że trzeba skupić się na tym temacie bardziej. Okazało się bowiem, że różnice w sposobie działania polskiej i brytyjskiej armii są znaczące – wyjaśnia ppor. Sass. Przykładem są chociażby sposoby opracowywania raportów po patrolu. W Polsce żołnierze wykonują kilkuzdaniową notatkę, w Wielkiej Brytanii wypełniają 10-stronicowy meldunek. – Musieliśmy działać zgodnie z procedurami brytyjskimi i za to dostawało się punkty. Im więcej rozbieżności, tym niższa punktacja – wyjaśnia ppor. Sass.
W czasie zawodów wszyscy żołnierze zostali podzieleni na różne grupy, w każdej startowało po kilkanaście drużyn. Zwiadowcy z 17 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej trafili do grupy szóstej, w której rywalizowali z 15 zespołami, m.in. z Australii, Chile, Hiszpanii, Finlandii oraz Gurkhami z Nepalu, Nowozelandczykami i Pakistańczykami. W swojej grupie zdobyli brązowy medal. Wyprzedzili ich tylko Australijczycy i Gurkhowie.
Międzynarodowe zawody pododdziałów rozpoznawczych Cambrian Patrol w Wielkiej Brytanii rozgrywane są od niemal 60 lat. Na trasie niezwykle trudnego patrolu swoich sił próbują jednostki brytyjskie, a także przedstawiciele pozostałych państw NATO oraz innych krajów (w tym roku zespoły wysłały m.in. takie państwa, jak Pakistan, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Armenia, Uzbekistan czy Filipiny). Polska armia w zawodach wystąpiła w 2015 roku. Wtedy WP reprezentowali żołnierze z 9 Warmińskiego Pułku Rozpoznawczego. Zgodnie z przyjętymi na Wyspach zasadami – każda jednostka w zawodach Cambrian Patrol może wystartować tylko dwa razy.
autor zdjęć: ppor. Jarosław Sass
komentarze