W wojsku dowódca może po prostu wydać rozkaz i wymóc wykonanie zadania. Ale nie o to przecież chodzi – mówią polscy oficerowie. Żołnierze z sił powietrznych wzięli udział w amerykańskim kursie przywództwa. Zadania – zbudować wieżę z makaronu czy przekonać innych do swojego pomysłu – wydawały się dziecinnie proste. Nic bardziej mylnego…
Żołnierze z polskich sił powietrznych po raz pierwszy wzięli udział w tego rodzaju kursie. – Propozycja szkolenia wyszła od Amerykanów. Program uzgadnialiśmy przez kilka tygodni, by jak najlepiej dostosować go do naszych potrzeb – mówi st. chor. sztab. Krzysztof Gadowski, starszy podoficer Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych. Międzynarodowy kurs został zorganizowany z inicjatywy amerykańskiej Akademii Sił Powietrznych w Niemczech (Inter-European Air Forces Academy) przy współpracy Zespołu Starszego Podoficera Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych.
Zyskać zaufanie i autorytet
Dziesięciodniowe szkolenie dla Polaków odbyło się w Szkole Podoficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie. Wzięło w nim udział 24 oficerów i podoficerów z jednostek związanych z lotnictwem, podległych DGRSZ. Głównym tematem kursu było przywództwo wojskowe. – Wypracowanie dobrych relacji między żołnierzami to priorytet w armii USA. Przełożeni cieszą się autorytetem, potrafią inspirować podwładnych, pozwalają im na swobodę w działaniu, celem jest stworzenie zgranego teamu, który osiągnie zamierzony cel. Podoficerowie stają się partnerami dla dowódców, a ich wzajemne relacje nie są aż tak bardzo formalne, jak bywa u nas. To wszystko przekłada się na efektywność wykonywanych zadań – mówi kpt. Dariusz Kozuń z Centrum Szkolenia Inżynieryjno-Lotniczego w Dęblinie.
I taką właśnie wizję przywództwa Amerykanie chcieli pokazać polskim żołnierzom. Uczestnicy podzieleni na grupy ćwiczyli według różnych scenariuszy. Wspólnie planowali szkolenie, wykonywali zadania, razem szukali rozwiązania problemów. Wcześniej musieli zdobyć swoje zaufanie, zbudować zgrany zespół i wypracować zasady dobrej współpracy. Zadania czasem ich zaskakiwały.
– Dostaliśmy metrową taśmę, makaron spaghetti i klocki wykonane z pianki, którymi bawią się dzieci. Z tego wszystkiego musieliśmy zbudować jak najwyższą wieżę. Lider miał obmyślić koncepcję i przekonać do niej swoją grupę – opowiada kapitan.
Z kolei podczas dwukilometrowego biegu żołnierze musieli ułożyć… puzzle. – Każdy z nas miał jeden fragment obrazka, ale nie wiedzieliśmy, kto ma jaki. Tylko dwie ostatnie osoby, które biegły mogły je sobie pokazać. Zadaniem lidera było zapanować nad wszystkim i tak nas poustawiać, by osiągnąć cel, czyli sprawnie ułożyć rysunek – dodaje kpt. Kozuń. – Udało się.
Umiejętności pracy w grupie sprawdzane były także podczas burzy mózgów. Uczestnicy musieli przedstawiać własne pomysły na rozwiązanie konkretnego zadania, a potem w grupie wspólnie wybrać ten najlepszy.
Kpr. Daria Ziarkiewicz podkreśla, że w tego typu szkoleniu kluczowa jest postawa lidera grupy, który musi działać zgodnie z mottem kursu „Traktuj innych tak, jak sam chciałbyś być traktowany”. – W wojsku dowódca ma jasno określoną pozycję i środki przymusu, których może użyć, by wymóc na żołnierzu wykonanie zadanie. Ale nie o to w przywództwie chodzi – zaznacza podoficer. Podczas ćwiczeń żołnierze zobaczyli, jak lider może motywować grupę do działania, zachęcić innych, by sami chcieli pracować. – Czasem wystarczy spojrzeć na sprawę z boku. Nie zawsze bowiem coś, co motywuje nas samych, może być takie dla innych. Jeśli się to zrozumie, łatwiej budować dobre relacje i atmosferę pracy, co przekłada się na lepsze efekty – mówi kpr. Ziarkiewicz, która na co dzień jest młodszym instruktorem w Szkole Podoficerskiej Sił Powietrznych. Prowadzi zajęcia z przywództwa wojskowego, psychologii wojskowej i komunikacji społecznej.
Amerykańscy instruktorzy przygotowali także zadania, które bezpośrednio dotyczyły relacji podwładny – przełożony. – W jednej ze scenek odgrywałem rolę dowódcy, do którego przyszedł żołnierz z problemami osobistymi. Musiałem tak z nim rozmawiać, by mi zaufał i opowiedział o kłopotach, żebym mógł mu jakoś pomóc – mówi kpt. Kozuń – Potem razem z instruktorami omawialiśmy, co zrobiłem dobrze, a co warto jeszcze poprawić.
Przywództwo nie jest dane raz na zawsze
Uczestnicy kursu podkreślają, że amerykańscy instruktorzy w nietypowy sposób pokazali, jak wiedzę teoretyczną przekuć w praktykę. – Dowiedziałam się, jakich metod mogę jeszcze użyć, żeby urozmaicić swoje zajęcia, jak zaangażować w nie słuchaczy. Może i u nas warto byłoby więcej uwagi poświęcić na tego rodzaju warsztaty – mówi kpr. Ziarkiewicz.
Podobnie ocenia kurs kpt. Kozuń. – Podczas takich zajęć przekonujemy się, że dobry przywódca to ten, który stale nad sobą pracuje. Na pewno wiele wskazówek z tego szkolenia, będę chciał wykorzystać w codziennej pracy z podoficerami i szeregowymi – mówi kpt. Kozuń.
Wielu żołnierzy uczestniczyło w kursie po raz pierwszy. – Mam jednak nadzieję, że nie było to ostatnie tego typu szkolenie z amerykańskimi żołnierzami. Być może niebawem zorganizujemy podobne w kolejnej z jednostek sił powietrznych – mówi st. chor. sztab Gadowski.
Dotychczas kursy przywództwa prowadzone przez Amerykanów odbyły się m.in. w Bułgarii, Czechach, Rumunii, Grecji i Portugalii. We wrześniu ubiegłego roku w Kijowie zostało przeszkolonych ponad 15 żołnierzy armii ukraińskiej.
autor zdjęć: arch. SPSP Dęblin
komentarze