Muzeum Katyńskie, w którym zgromadzono ponad 30 tys. przedmiotów wydobytych z dołów śmierci jest miejscem pamięci i hołdem oddanym ofiarom zbrodni katyńskiej i ich rodzinom. Powinno też stać się ważnym narzędziem budowania polskiej polityki historycznej – mówi Sławomir Frątczak, kierownik placówki, która obchodzi właśnie 25-lecie istnienia.
Czym dla Pana jest Muzeum Katyńskie?
Jestem z nim związany od blisko dwudziestu lat, czyli od 2001 roku, kiedy zostałem kierownikiem tej placówki. Od tego czasu jestem stróżem relikwii katyńskich, czyli przedmiotów wydobytych z dołów śmierci. Nazwał je tak śp. ks. Zdzisław Peszkowski, kapelan rodzin katyńskich. Ochrona tych artefaktów zgromadzonych w muzeum i wołanie poprzez wystawę o prawdę o zbrodni katyńskiej, jest ważną częścią mojego zawodowego, a często także prywatnego życia.
Jakie były początki muzeum?
Pierwszymi inicjatorami upamiętnienia zbrodni popełnionej wiosną 1940 roku na polskich oficerach i policjantach były środowiska związane z rodzinami katyńskimi. To oni przez lata gromadzili pamiątki po zamordowanych, a po 1989 roku poszukiwali możliwości stworzenia z nich stałej ekspozycji. Gdy w kwietniu 1990 roku prezydent ZSRR Michaił Gorbaczow oficjalnie przyznał, że to Sowieci są winni tej zbrodni, otworzyło to możliwości ekshumacji w Charkowie i Miednoje – latem 1991 roku. Kilka lat później po raz trzeci (po ekshumacjach – niemieckiej w 1943 roku i rosyjskiej w styczniu 1944 roku) odkrywano mogiły w Katyniu. Przedmioty wydobyte z dołów śmierci trafiły do Muzeum Wojska Polskiego. Rok później, w 1992 roku, dzięki inicjatywie płk Zdzisława Sawickiego, kierującego wówczas MWP, ówczesny wiceminister obrony Bronisław Komorowski podjął decyzję o utworzeniu Muzeum Katyńskiego jako filii MWP. Na jego siedzibę wybrano XIX-wieczny Fort IX Czerniakowski przy ulicy Powsińskiej 13 w Warszawie. Muzeum w wyremontowanych i zaadaptowanych kazamatach uroczyście otwarto 29 czerwca 1993 roku.
Po niespełna 16 latach placówkę zamknięto…
Pomieszczenia w forcie powoli niszczały i w styczniu 2009 roku z przyczyn technicznych prof. Janusz Cisek, ówczesny dyrektor MWP, podjął decyzję o zamknięciu muzeum. Na szczęście nie oznaczało to jego likwidacji. Na nową siedzibę wybrano kaponierę – zabytkową budowlę obronną na terenie Cytadeli Warszawskiej. Miejsce to, w przeciwieństwie do fortu na Sadybie, spełniało wszystkie wymogi dotyczące strony architektonicznej, wystawienniczej i funkcjonalnej przyszłego muzeum. W 2010 roku zespół Brzozowski Grabowiecki Architekci wygrał międzynarodowy konkurs na projekt nowego muzeum, a autorem narracji plastycznej ekspozycji był Jerzy Kalina, jeden z najwybitniejszych polskich twórców. Muzeum w nowej lokalizacji otwarto 17 września 2015 roku z udziałem m.in. prezydenta Andrzeja Dudy. Powstała placówka nie tylko znana w Polsce, ale dostrzegana również w Europie. Zdobyła dziesięć prestiżowych nagród, m.in. pierwsze miejsce w plebiscycie na Wydarzenie Muzealne Roku 2015 (tzw. Sybilla), nagrodę SARP za najlepszy obiekt architektoniczny wzniesiony ze środków publicznych w 2015 roku. Placówka była także finalistą nagrody Unii Europejskiej w konkursie architektury współczesnej im. Miesa van der Rohe (jako jedyna z Polski w grupie pięciu finalistów).
Jaki fragment ekspozycji muzeum jest dla Pana najbardziej przejmujący?
Na pewno tzw. relikwiarze, czyli ściany zbudowane z niewielkich ceramicznych komórek, w których ulokowano pojedyncze przedmioty znalezione w grobach polskich oficerów. Te relikwie wydobyte z dołów śmierci są milczącymi świadkami zbrodni.
Któryś z tych eksponatów jest Panu szczególnie bliski?
Każdy z ponad 30 tys. artefaktów miałem w ręku i wszystkie są ważne, ale do kilku mam osobisty stosunek. Wśród nich jest buteleczka z suchą herbatą, ampułka z olejem jadalnym czy manierka z ugotowaną kaszą jaglaną. Wszystkie te przedmioty oficerowie zabrali ze sobą w podróż. Znaczy to, że nie zakładali jej tragicznego końca, skoro brali w drogę swoje skromne zapasy jedzenia. Niezwykłe wrażenie robią też na mnie pęki kluczy – od mieszkań, schowków, komórek, biurek, sekretarzyków. Każdy z nich był zamykany przez osobę idącą na wojnę z nadzieją, że kiedyś wróci do domu i je otworzy. Dlatego te klucze są, obok orłów od czapek i guzików od mundurów, jednym z symboli zbrodni katyńskiej.
Co jeszcze, oprócz przedmiotów z grobów, znajduje się w zbiorach muzeum?
Przede wszystkim pamiątki po pomordowanych przekazane nam przez rodziny katyńskie. Nasze muzeum jest dziś dla nich domem. Są wśród nich albumy fotograficzne – rodzinne, jak i związane ze służbą wojskową, dokumenty osobiste, korespondencja obozowa, archiwalia dotyczące zbrodni, relacje świadków, fotografie dokumentujące prace ekshumacyjne. W sumie w naszych zbiorach zgromadziliśmy bez mała 50 tys. muzealiów.
Mówił Pan, że muzeum jest domem dla pamiątek katyńskich, jaka jest jeszcze jego rola?
Podstawowe zadania muzeum są takie same, jak każdej podobnej placówki – gromadzenie zbiorów i ich utrzymanie, naukowe opracowywanie, konserwowanie, prowadzenie działalności naukowo-badawczej i upowszechnianie wiedzy historycznej. MK należy też do wyjątkowego typu muzeów martyrologicznych. W Polsce jest kilka placówek o tym charakterze, m.in. w byłych obozach Auschwitz, na Majdanku czy w Łambinowicach. Jednak wszystkie one opowiadają o zbrodniach popełnionych przez Niemców, my natomiast mówimy o zbrodniach sowieckich. Muzeum jest także miejscem pamięci i hołdem oddanym ofiarom zbrodni katyńskiej – 22 tys. zamordowanym, pośród których była elita intelektualna naszego kraju. Bohaterami są także rodziny ofiar, z których dziesiątki tysięcy było prześladowanych i deportowanych, a także wszyscy ci, którzy przez dziesięciolecia walczyli o ujawnienie prawdy o Katyniu.
Ekspozycja jest też swoistym dowodem tej zbrodni…
Nasza wystawa jest chyba jedyną na świecie ekspozycją będącą jednocześnie przedstawieniem dowodów zbrodni za pomocą relikwii wydobytych z dołów śmierci. Artefakty i informacje, do kogo należały, połączone z korespondencją z obozów oraz listami wywózkowymi i innymi źródłami pozwalają prześledzić losy pomordowanych i udowodnić, że ta zbrodnia miała miejsce i kto jest jej winien. Jest to tym ważniejsze, że jeszcze do dziś w Rosji pojawia się wiele głosów podważających prawdę o tym ludobójstwie. Dlatego cały czas trzeba przypominać, co stało się z polskimi jeńcami wiosną 1940 roku. Prawda o tej zbrodni powinna mieć ważne miejsce w budowie polskiej polityki historycznej, nie tylko jako fakt ludobójstwa, ale też pewne memento, aby taki mord nigdy się nie powtórzył. Jednym z narzędzi budowania tej polityki powinno być Muzeum Katyńskie. Niestety, ta misja muzeum, czyli wołanie o prawdę o zbrodni, nie jest dziś do końca doceniana.
autor zdjęć: Michał Niwicz
komentarze