Uczestnicy „Speed Selekcji” odpadają z gry jeden za drugim. Już po kilku godzinach zmagań więcej niż połowa musiała wrócić do domu. – Mamy tylko 48 godzin, by wyłonić zwycięzcę. Nie będzie drugiego miejsca – wyjaśnia mjr rez. Arkadiusz Kups, organizator i pomysłodawca ekstremalnej gry terenowej, która do soboty potrwa na poligonie w Drawsku Pomorskim.
– Nie mam zamiaru ukrywać, że przyjechałem tu wygrać – mówi pewny siebie Damian, jeden z 41 uczestników „Speed Selekcji”. Gra terenowa, którą od 21 lat organizuje mjr rez. Arkadiusz Kups, odbywa się na poligonie w Drawsku Pomorskim. W tym roku po raz pierwszy „Selekcja” przyjęła nową formułę. Przede wszystkim jest znacznie krótsza – trwa 48 godzin, a nie jak wcześniej 5 dni. – Dziś ludzie nie mogą pozwolić sobie na tygodniowy urlop, by spędzić czas na poligonie. Musieliśmy więc skrócić „Selekcję” – przyznaje Kups. Uczestników przywitał słowami: – Zwycięzca może być tylko jeden, weźcie to sobie do serca…
To również nowość, bo w poprzednich latach laureatów było kilku. Teraz instruktorzy, którzy obserwują zmagania, będą wyłapywać najsłabszych i eliminować z gry. Zmagania rozpoczęły się wczoraj. Pierwszy dzień to tak zwana preselekcja, która wyłoniła grupę najlepszych. Ten etap rozpoczął się od zestawu ćwiczeń: przysiady z około 20-kilogramowych obciążeniem, tzw. pajacyki, pompki i brzuszki. Zasada była prosta: trzeba w ciągu minuty zrobić jak najwięcej powtórzeń każdego ćwiczenia. – Liczyła się też precyzja. Jeśli pompka była wykonana zbyt wysoko, instruktor jej nie policzył, a cenne sekundy uciekały – mówi Piotr, uczestnik „Speed Selekcji”, a na co dzień kierowca ciężarówki. Między jednym a drugim ćwiczeniem zawodnicy odpowiadali na pytania dotyczące odzyskania przez Polskę niepodległości, które przygotowała redakcja „Polski Zbrojnej”. – Niby nie jestem najgorszy z historii, a jednak w takiej sytuacji niełatwo się skupić i wskazać dobrą odpowiedź – mówił jeden z „graczy”. Żeby przejść ten etap, trzeba było wiedzieć m.in. jak nazywał się nowoczesny karabin przeciwpancerny z września 1939 roku oraz czym był PZL 37 Łoś.
Kilkudziesięciominutowy sprawdzian wyeliminował ponad połowę osób. Ci, którzy mieli najgorsze wyniki, czyli wykonali najmniej ćwiczeń i kiepsko radzili sobie z pytaniami z historii, musieli wrócić do domu. Pozostali otrzymali numery, którymi będą się posługiwać zamiast imion i nazwisk przez dwie doby, aż do soboty – dnia finału.
Na początek wszystkich czekał sprawdzian w wodzie. – Mimo że przeszedłem dalej, to po pierwszym etapie byłem podłamany. Ale woda dała mi kopniaka i wreszcie poczułem się fantastycznie – przekonuje Tomek, który w tym roku skończył liceum. W jeziorze położonym na terenie poligonu instruktorzy sprawdzali, jak uczestnicy pływają, skaczą do wody i nurkują. – To dla mnie bardzo ważny etap, musiałem sprawdzić jak najdokładniej ich umiejętności, bo za chwilę mieli wejść na pokład śmigłowca Mi-17 i skoczyć z niego do wody – mówi mjr rez. Kups. Na tym etapie odpadło pięć osób. Ze śmigłowca do wody z wysokości kilku metrów skoczyło czternastu zawodników. – Fantastyczne uczucie, z takim wyzwaniem nie zmierzysz się na żadnej innej komercyjnej imprezie! Właśnie na to liczyłem, zapisując się na „Speed Selekcję” – opowiada jeden ze skoczków.
Wybrana czternastka dziś zmaga się z kolejnymi zadaniami. Nie mają ze sobą telefonów, zegarków, nadajników GPS. Nie mają też własnego jedzenia, bo jeść mogą wyłącznie wojskowe racje żywnościowe, które zapewnia organizator. – To nie jest jedna z tych imprez, gdzie po godzinnym biegu robisz sobie zdjęcie na Facebooka i idziesz na piwo. Tu przez ponad dwa dni walczysz sam ze sobą i nikt ci nie da za to żadnego „lajka” – śmieje się jeden z uczestników „Speed Selekcji”.
Co wydarzy się na Drawsku w ciągu kolejnych godzin? Instruktorzy sprawdzą nie tylko kondycję fizyczną uczestników, lecz także ich siłę psychiczną. – Na pewno zrobimy im „psychola”, czyli psychologiczny tor przeszkód. Będzie chaos, będzie zmęczenie i specjalne zadania do wykonania – mówi mjr Kups. Ci, którzy przetrwali do tej pory, wiedzą, że to nie będzie najłatwiejsze 48 godzin w ich życiu. – Czego się spodziewam? – zastanawia się jeden z nich. – Wszystkiego najgorszego – podpowiadają mu inni.
autor zdjęć: Paweł Sobkowicz
komentarze