moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Pedro ze Stalowej Woli

Nazwisko? Pedro. Wzrost? Dwie stopy. Zapatrywania polityczne? Nie lubi kotów i szczurów. I tak przez kilka stron. Oto jedna z najbardziej niezwykłych książeczek żeglarskich świata. Wystawiona została... psu, który podczas II wojny światowej brał udział w konwojach atlantyckich na pokładzie frachtowca „Stalowa Wola”.

Książeczka trafiła niedawno do biblioteki Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni. Nieprzypadkowo właśnie tam. – „Stalowa Wola” była to co prawda jednostka cywilna, ale podczas II wojny światowej została zmilitaryzowana. Brała udział w konwojach, które przez Atlantyk przerzucały zaopatrzenie dla walczącej Europy – tłumaczy Małgorzata Szubrycht, kustosz w bibliotece AMW. Łącznie statek przemierzył ocean 34 razy. W kwietniu 1941 roku na jego pokładzie zameldował się niecodzienny załogant. Jeden z nawigatorów, Czesław Adamowicz, po latach pisał o nim tak: „Pedro to nasz okrętowy pies. Pies marynarz, który kichał na wszystko, a właściwie psim zwyczajem... siusiał na wszystko (…). Pociski artyleryjskie, które Amerykanie ładowali z wielką pieczołowitością, bardzo ostrożnie, pojedynczo, jeśli tylko w drodze do ładowni zatrzymały się na chwilę na pokładzie, Pedro oblewał dokładnie i metodycznie, zaczynając od złowrogiego czubka”.

 

Marynarz, który nie lubił kotów

Marynarze tak bardzo zżyli się z czworonogiem, że wkrótce oficjalnie wciągnęli go do składu załogi. Jako „wilk morski” Pedro musiał mieć książeczkę żeglarską. I taki dokument koledzy mu wyrobili. Liczy on 12 stron, ma tekturowe okładki i do złudzenia przypomina autentyk. Widnieje w nim zdjęcie psa, podstawowe dane charakteryzujące jego wygląd i informujące o sytuacji rodzinnej, ale też stanie zdrowia. Poszczególne rubryki opisane są po polsku i angielsku. Szczegóły, które dotyczą Pedra zostały wypełnione w drugim z tych języków.

Za datę urodzin Pedra marynarze przyjęli dzień, w którym pojawił się na pokładzie „Stalowej Woli”. W rubryce wzrost, anglosaskim zwyczajem, wpisali dwie stopy, długość zaś – dwie stopy i sześć cali. Znak szczególny marynarze dostrzegli w psiej obroży. Przyjęli też, że Pedro musi mieć dzieci, ale niezbyt dużo, bo przecież cały czas spędza na morzu. Doskonałe miał świadectwo lekarskie. W rubryce słuch widnieje wpis: „pierwsza klasa”, wzrok zaś oceniony został jako „nadzwyczajny”. Marynarze zapewniali, że Pedro zna język polski i angielski, potrafi odróżnić kiełbaski angielskie od amerykańskich, natomiast jego zapatrywania polityczne określili krótko: „nie lubi szczurów i kotów”. Czworonożnemu kompanowi przydzielili stanowisko „general ships watchman”, czyli marynarza wachtowego. Dokument został parafowany przez samego zainteresowanego – na jednej ze stron widnieje odcisk jego łapy. Dalej w książeczce następują kolejne wpisy. W ostatnim, który pochodzi z 12 września 1945 roku, autor odnotował, że tego dnia Pedro złapał dziewięć szczurów. Potem ślad po psim marynarzu się urywa.

Sam statek po wojnie wrócił do Polski. Przez kolejnych kilka lat pływał do Ameryki Południowej. Zawinął też do Albanii – ponoć z transportem broni dla greckich partyzantów walczących w wojnie domowej. Historia „Stalowej Woli” kończy się w 1956 roku, gdy statek idzie na dno podczas gwałtownego sztormu na Zatoce Biskajskiej. Szczęśliwie członkowie załogi zdołali się ewakuować na pokład innej jednostki.

Jedyną znaną pamiątką, która długo wiązała się z Pedrem, była napisana jeszcze w latach 70. Ubieg lego wieku książka Czesława Adamowicza pt. „Morze sprzyja odważnym”. Potem okazało się jednak, że okrętowy bosman zachował książeczkę żeglarską psa. Trafiła ona najpierw do trójmiejskiego dziennikarza Jerzego Modela, który opisał historię na łamach lokalnej prasy, potem zaś do Barbary Dobraczyńskiej z Klubów Matek Chrzestnych Armatorów Wybrzeża Gdańskiego. – Stała się ona jednym z eksponatów wystawy, którą wspólnie z Narodowym Muzeum Morskim organizowaliśmy na statku SS „Sołdek”. Wystawę odwiedziło przeszło 100 tysięcy gości – wspomina Dobraczyńska. – Sama opowieść o psie Pedro jest nie tylko zabawna, lecz także piękna i wzruszająca – dodaje. I niejedyna.

Sam nigdy nie tonie

– Zwierzęta na statkach i okrętach pojawiały się stosunkowo często. Pełniły funkcję maskotek, przynoszących szczęście talizmanów. Stawały się bohaterami licznych anegdot – podkreśla Aleksander Gosk, wicedyrektor Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni. Do historii przeszła małpka kapucynka, która podczas II wojny światowej pływała na niszczycielu ORP „Błyskawica”. Załoga dostała ją w prezencie od gubernatora Gibraltaru. Na imię miała Betty, choć była samcem. Po prostu marynarze nie rozpoznali jej płci. – Ponoć małpka, najpewniej na podstawie drgań powietrza, potrafiła wyczuwać zbliżające się samoloty. Kiedy zaczynała być niespokojna, marynarze wiedzieli, że muszą się mieć na baczności, bo wkrótce mogą zostać zaatakowani przez nieprzyjaciela – opowiada Gosk. Betty miała też lubić piwo. Legenda głosi, że kiedyś po nadużyciu trunku wpadła do kanału portowego.

Na pokładach okrętów bodaj najliczniej reprezentowane były jednak koty. Na liście załogi niszczyciela ORP „Burza” figurowała kotka Kicia. Na okręt weszła krótko przed wojną, kiedy ten na chwilę zawinął do Helu. W czasie wojny Kicia miała się cudem uratować od śmierci. Kiedy w maju 1940 roku okręt ostrzeliwał zajęte przez Niemców Calais, kotka w pewnym momencie przeniosła swoje młode z dziobu na rufę okrętu. Po chwili jej dawne legowisko zostało doszczętnie zniszczone przez niemiecki pocisk. Swojego kota miała też załoga niszczyciela ORP „Garland”. Puszek brał udział m.in. w konwojach arktycznych, które chodziły z zaopatrzeniem ze Stanów Zjednoczonych do Murmańska.

Kot mieszkał również na niszczycielu ORP „Piorun”. Polska jednostka wsławiła się m.in. tym, że w maju 1941 roku wzięła udział w akcji poszukiwania największego wówczas pancernika świata – niemieckiego „Bismarcka”. I odnalazła go. Wkrótce kolos został zatopiony na Atlantyku przez Brytyjczyków. Jednym z ocalałych był mieszkający na pancerniku… kot. Dryfującego na jakiejś desce zwierzaka wyłowiła załoga brytyjskiego niszczyciela HMS „Cossack”, który wkrótce również został zatopiony – przez okręt podwodny Kriegsmarine. Kot znów ocalał, wyłowiony przez marynarzy z lotniskowca HMS „Ark Royal”. Odtąd Brytyjczycy zaczęli go nazywać Niezatapialnym Samem. Kot dożył późnej starości. Zdechł dziesięć lat po wojnie w Domu Marynarza w Belfaście.

Ale podczas wojny zwierzęta były nie tylko maskotkami. We wszystkich armiach służyły psy, wykorzystywane choćby do poszukiwania rannych pod gruzami, gołębie latały z meldunkami, a zabierane do okopów kanarki miały sygnalizować, że nieprzyjaciel rozpylił gazy bojowe Po prostu wrażliwe ptaki padały od nich jako pierwsze. Do legendy przeszedł służący w Armii Andersa niedźwiedź Wojtek, który podczas bitwy o Monte Cassino pomagał żołnierzom nosić ciężkie skrzynie z amunicją. Miś przeszedł z nimi cały szlak bojowy: od Iranu, przez Włochy aż po demobilizację w Wielkiej Brytanii. Życie zakończył jako kapral kombatant w edynburskim zoo. Na Wyspach Brytyjskich i w Polsce dorobił się kilku pomników. Ale nie zawsze było tak optymistycznie. Na makabryczny pomysł wpadli Sowieci, którzy postanowili wytresować psy przeciwpancerne. Przez długie tygodnie jedzenie wykładali im tylko pod czołgami. Aby zaspokoić głód, pies musiał się tam wczołgać. Sowieci liczyli, że zwierzęta będą poszukiwać w ten sposób pożywienia także na polu bitwy. Tyle że z ładunkami wybuchowymi na grzbietach. Eksperyment jednak nie do końca wypalił. Psy wchodziły nie tylko pod czołgi niemieckie, lecz także sowieckie.

Ofiarną służbę zwierząt na wojnie postanowili nagrodzić Brytyjczycy. W 1943 roku ustanowili dla nich medal Dickin. Do tej pory był wręczany blisko 70 razy. Otrzymał go na przykład gołąb G.I. Joe. W 1943 roku w błyskawicznym tempie przeniósł on meldunek, który pozwolił wstrzymać aliancki ostrzał miejscowości we Włoszech zajętej wcześniej przez oddziały brytyjskie i amerykańskie. Brytyjczycy nagrodzili też sukę Judy, która po kapitulacji Singapuru dostała się do japońskiej niewoli. W obozie jenieckim broniła żołnierzy przed brutalnością strażników. 

Łukasz Zalesiński

autor zdjęć: Łukasz Zalesiński

dodaj komentarz

komentarze


Nowa ustawa o obronie cywilnej już gotowa
 
Czworonożny żandarm w Paryżu
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Wiązką w przeciwnika
Wstępna gotowość operacyjna elementów Wisły
Chirurg za konsolą
Srebro na krótkim torze reprezentanta braniewskiej brygady
Estonia: centrum innowacji podwójnego zastosowania
Polska i Kanada wkrótce podpiszą umowę o współpracy na lata 2025–2026
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Trzecia umowa na ZSSW-30
Kluczowy partner
Wybiła godzina zemsty
Polskie Pioruny bronią Estonii
Trudne otwarcie, czyli marynarka bez morza
Olimp w Paryżu
W obronie Tobruku, Grobowca Szejka i na pustynnych patrolach
Podziękowania dla żołnierzy reprezentujących w sporcie lubuską dywizję
Ustawa o zwiększeniu produkcji amunicji przyjęta
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Świąteczne spotkanie na Podlasiu
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Opłatek z żołnierzami PKW Rumunia
Łączy nas miłość do Wojska Polskiego
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Rosomaki i Piranie
Awanse dla medalistów
„Szczury Tobruku” atakują
W hołdzie pamięci dla poległych na misjach
Cele polskiej armii i wnioski z wojny na Ukrainie
Jeniecka pamięć – zapomniany palimpsest wojny
Determinacja i wola walki to podstawa
Opłatek z premierem i ministrem obrony narodowej
Kadeci na medal
Posłowie o modernizacji armii
Medycyna „pancerna”
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Miliardowy kontrakt na broń strzelecką
Kluczowa rola Polaków
Poznaliśmy laureatów konkursu na najlepsze drony
Bohaterowie z Alzacji
„Niedźwiadek” na czele AK
Olympus in Paris
Druga Gala Sportu Dowództwa Generalnego
Czarna Dywizja z tytułem mistrzów
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Jak Polacy szkolą Ukraińców
Ryngrafy za „Feniksa”
Prawo do poprawki, rezerwiści odzyskają pieniądze
Wszystkie oczy na Bałtyk
Polskie Casy będą nowocześniejsze
Szkoleniowa pomoc dla walczącej Ukrainy
Sukces za sukcesem sportowców CWZS-u
Rekord w „Akcji Serce”
Świąteczne spotkanie pod znakiem „Feniksa”
Kosmiczny zakup Agencji Uzbrojenia
W Toruniu szkolą na międzynarodowym poziomie
Zmiana warty w PKW Liban
Fundusze na obronność będą dalej rosły
21 grudnia upamiętniamy żołnierzy poległych na zagranicznych misjach
W drodze na szczyt
„Nie strzela się w plecy!”. Krwawa bałkańska epopeja polskiego czetnika
„Feniks” wciąż jest potrzebny
Zimowe wyzwanie dla ratowników
„Czajka” na stępce

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO