Tu kładzie się nacisk na zrozumienie wizji przełożonego, bo najważniejsze jest osiągnięcie celu operacji, a mniej istotny sposób wykonania. Tak wygląda zdecentralizowany sposób dowodzenia, w którym inicjatywa należy do podwładnych. O mission command w polskim wydaniu przeczytajcie w najnowszym miesięczniku „Polski Zbrojnej”.
– Pierwszy raz z terminem mission command zetknąłem się w 2004 roku podczas misji w Iraku. Amerykanie wtedy dużo o tym mówili, a ja nie umiałem odnieść tej wiedzy do polskiego nazewnictwa i zasad obowiązujących w naszej armii – wspomina st. chor. sztab. Andrzej Woltmann, starszy podoficer dowództwa 12 Dywizji Zmechanizowanej. – Potem na kursie dla amerykańskich szeregowych, którzy przygotowywali się do objęcia pierwszych stanowisk podoficerskich, zrozumiałem, dlaczego mission command jest tak ważne: Żołnierz ma rozumieć cel i wizję swojego dowódcy i na tej podstawie wykonać zadanie. A jak to zrobi, to już ma drugorzędne znaczenie.
Rodowód tego sposobu dowodzenia sięga początków XIX wieku, gdy podczas wojen napoleońskich Prusy poniosły klęskę. Przeprowadzono wówczas reformę armii pruskiej. – Generał i feldmarszałek Helmut von Moltke w 1888 roku mówił o przekazywaniu inicjatywy w dowodzeniu i delegowaniu odpowiedzialności dowódcom niższego szczebla. To właśnie wtedy sformułowano koncept Auftragstaktik, czyli taktyki zadaniowej – mówi gen. dyw. Rajmund T. Andrzejczak, dowódca 12 Dywizji Zmechanizowanej. – Skuteczność dowodzenia przez cele udowodniła armia niemiecka podczas II wojny światowej, przynajmniej w pierwszej fazie konfliktu. Już po wojnie ta idea została zaimplementowana do biznesu, przemysłu i szeroko pojętego zarządzania zasobami.
W Stanach Zjednoczonych m.in. na tej podstawie uznano, że tamtejsza armia jest nazbyt zinstytucjonalizowana, a jej dysfunkcyjność potwierdził konflikt w Wietnamie. Z czasem w USA zaczęła się dyskusja o stworzeniu taktycznego modelu dowodzenia przez cele. – Później ta idea zyskała nazwę mission command – dodaje gen. Andrzejczak. W wydaniu amerykańskim zyskiwał on na znaczeniu wraz ze zmianą charakteru konfliktów zbrojnych, które z totalnych – znanych z I i II wojny światowej – zmieniły się w zarządzanie kryzysowe w różnych regionach świata.
W polskiej armii mission command funkcjonuje jako preferowany przez sojuszników podstawowy sposób dowodzenia siłami lądowymi, obok dowodzenia dyrektywnego, ograniczające się do szczegółowych rozkazów, które mają być dokładnie wykonywane przez podwładnych. – Mission command to w dzisiejszych czasach jeden z najlepszych sposobów dowodzenia. Nie zachłystuję się amerykańskimi rozwiązaniami wojskowymi czy korporacyjnymi pomysłami. My po prostu mission command ćwiczymy każdego dnia, dlatego wiem, że to się sprawdza – mówi gen. Andrzejczak.
Polscy żołnierze działali zgodnie z mission command podczas manewrów „Dragon ‘17” czy ostatnich ćwiczeń „Saber Strike”. O tym, jak sobie radzili i jakie minusy ma ten sposób dowodzenia, przeczytaj w najnowszym wydaniu miesięcznika „Polska Zbrojna”.
autor zdjęć: Rafał Mniedło
komentarze