Każde festiwalowe wyróżnienie zachęca do dalszej pracy, ale najważniejsza jest niestety presja czasu. Świadków wydarzeń jest coraz mniej i bardzo szybko odchodzą. A to ludzie, których losy warto pokazać w kinie – mówi Jerzy Oleszkowicz, jeden z laureatów Międzynarodowego Festiwalu Filmów Historycznych i Wojskowych.
Jerzy Oleszkowicz (z prawej) wraz z ks. płk. Eugeniuszem Bójko (dziekanem Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych), który wręczał nagrodę.
Pański film „Draża – Czetnik. Legenda Kresów” został wyróżniony nagrodą specjalną ks. arcybiskupa prof. Jerzego Pańkowskiego, prawosławnego ordynariusza Wojska Polskiego. Czy myśli Pan, że fakt, iż bohater – Dragan Sotirović – był właśnie tego wyznania, miał decydujący wpływ na werdykt?
Jerzy Oleszkowicz: Choć rzeczywiście Sotirović był osobą głęboko religijną, przed każdą potyczką wraz ze swoimi żołnierzami miał w zwyczaju modlić się o pomyślny przebieg akcji, nie sądzę, by było to kluczowe. Myślę, że najważniejsza była niezwykle fascynująca historia życia tego człowieka. Serb, żołnierz jugosłowiańskiej armii gen. Dragoljuba Mihailovicia, w szeregach lwowskiej Armii Krajowej walczył o polskość Kresów – to niesamowita biografia.
„Draża” był bardzo barwną postacią. O takich ludziach zwykło się mówić, że ich życiorys mógłby być kanwą filmu akcji.
To doskonały materiał na film fabularny. „Draża” był kilkakrotnie aresztowany, w zupełnie różnych okolicznościach. Za każdym razem udawało mu się jednak cało wyjść z opresji. A aresztowali go okrutni w swoich działaniach kolaboranci w Jugosławii, Niemcy, NKWD czy formacje służące powojennemu komunistycznemu wcieleniu Polski. Po przesłuchaniach w Moskwie na Łubiance, wywieziony do Lwowa, ucieka ponownie. Sam się potem nie dziwił, że akowcom było trudno uwierzyć w to, że udało mu się wyrwać z rąk radzieckiej bezpieki i że nie jest podstawionym agentem. „Draża” wykorzystywał swój spryt, inteligencję i ogromną siłę fizyczną. To wszystko zawdzięczał doskonałemu przygotowaniu, skończył m.in. akademię wojskową w Belgradzie. Trudno nie podkreślić, że wpłynęło to na szacunek, jakim cieszył się wśród żołnierzy Armii Krajowej. Już za życia był postacią niemal legendarną.
„Draża” jest ponadto historycznie związany z Lwowem, miastem legendą, rajem utraconym wielu słynnych, marzących o nim Polaków, od generałów Andersa i Maczka po Stanisława Lema.
Już po wojnie „Draża” wspominał Lwów jako swoje drugie, po Kosowie, ukochane miejsce. Tam bowiem zamieszkiwała jego rodzina. Paradoksalnie, to właśnie polski fragment jego życiorysu był najdłuższym okresem jego wojennego zaangażowania. Po wzięciu do niewoli w czasie wojny jugosłowiańsko-niemieckiej trafił do obozu jenieckiego w Rawie Ruskiej. Nawiązał tam kontakt z oficerami francuskimi, których językiem bardzo dobrze władał. Francuzi pomogli mu zaplanować ucieczkę i udostępnili swoje kontakty we Lwowie. Tam, po bardzo dokładnym sprawdzeniu przez kontrwywiad lwowskiej Armii Krajowej, wstąpił w szeregi polskiego podziemia. Informacje potwierdzające jego tożsamość przyszły aż z Londynu, gdzie jego brat był dyplomatą w służbie przebywającego na uchodźstwie króla Piotra II. W AK został żołnierzem oddziałów leśnych 14 Pułku Ułanów Jazłowieckich. W tym właśnie momencie jego historii „spotkałem” go po raz pierwszy. Pisząc przed laty scenariusz o 14 Pułku Ułanów natrafiłem na postać dzielnego Serba. Jak się okazało, jego historia splata się z losami mojej rodziny. Kiedy nasz bohater przybył ze swoimi oddziałami ze Lwowa na teren Rzeszowszczyzny – stacjonował w leśniczówce, która znajdowała się obok domu, gdzie mieszkała moja mama.
Zrobił Pan film o człowieku, którym bezpieka interesowała się do lat osiemdziesiątych, a pod lupą był niemal każdy pojedynczy żołnierz z jego oddziału.
Cały czas „Draża” i jego żołnierze byli pod kontrolą komunistycznych służb wywiadowczych. Realizując film, miałem trudności z dotarciem do jego żołnierzy. A to dlatego, że część tych, którzy w ogóle jeszcze żyli, została zmuszona do emigracji, a nawet do zmiany nazwiska. Cały czas byli bowiem inwigilowani. Musieli też zmieniać miejsca pobytu i uciekać, bo groziły im aresztowanie i sąd. Starałem się docierać do ludzi, wykorzystując różne kontakty, co nie było łatwą sprawą.
Czy nagroda rekompensuje Panu, choć trochę, ten trud i stanie się dla Pana zachętą do dalszego działania i poruszania takich tematów?
Każde festiwalowe wyróżnienie zachęca oczywiście do dalszej pracy, ale najważniejsza jest niestety presja czasu. Świadków wydarzeń jest coraz mniej i bardzo szybko odchodzą. A to ludzie, których historie warto pokazać w kinie. To dzieje się niestety zbyt wolno i bardzo nad tym boleję.
Jakie ma Pan filmowe plany na przyszłość?
Pracuję nad historią o księdzu Michale Pilipcu, duszpasterzu oddziałów Armii Krajowej na Rzeszowszczyźnie, okrutnie zamordowanym przez władze komunistyczne. To także bardzo ciekawa historia, był to bowiem kapłan, ale i doskonały żołnierz. Piękna, interesująca postać i zapomniana historia. Udało mi się na szczęście odnaleźć żyjących świadków, którzy będą mogli nam o nim opowiedzieć.
Misją Międzynarodowego Festiwalu Filmów Historycznych i Wojskowych jest promocja sztuki filmowej poświęconej pielęgnowaniu wiedzy o przeszłości. W tym roku odbyła się ósma edycja imprezy. W festiwalowe szranki stanęło 70 filmów (fabuły, dokumenty i filmy wojskowe) z 18 krajów (Australia, Białoruś. Bośnia, Bułgaria, Finlandia, Francja, Kanada, Hiszpania, Iran, Macedonia, Mali, Polska, Rosja, Rumunia, Serbia, Słowacja, USA, Węgry). Wśród tegorocznych laureatów nagród i wyróżnień znalazło się szesnastu artystów z Polski oraz dziesięciu zza granicy. Listę nagrodzonych i opisy dzieł znaleźć można na internetowej stronie festiwalu.
autor zdjęć: arch. Jerzego Oleszkowicza
komentarze