Nurkowie z plutonu rozpoznania inżynieryjnego dostali zadanie, by udrożnić dno jeziora. Przeciwnik wbił w nie drewniane pale, aby utrudnić przeprawę czołgom i transporterom opancerzonym. – Zakładanie ładunków wybuchowych pod wodą i detonowanie to najwyższy stopień wtajemniczenia dla nurka – mówi sierż. Zbigniew Piech z 1 Pułku Saperów. W Wędrzynie na dnie jeziora szkoliło się 17 żołnierzy.
Specjaliści prac podwodnych parami wchodzili pod powierzchnię wody. Do grubych drewnianych pali w odpowiedniej konfiguracji i na wskazanej głębokości doczepiali pakiety z trotylem. Następnie po założeniu tzw. sieci i wyjściu z wody detonowali je z bezpiecznej odległości.
Tak wyglądał scenariusz jednego z ćwiczeń, które odbyło się na terenie poligonu w Wędrzynie. W dwutygodniowym szkoleniu brało udział 17 specjalistów prac podwodnych z 5 Kresowego Batalionu Saperów oraz 1 Brzeskiego Pułku Saperów. Dowodził nimi por. Grzegorz Paluch, który niedawno otrzymał uprawnienia kierownika prac podwodnych.
Namiotowe obozowisko saperzy zorganizowali nad brzegiem jeziora Rakowego na poligonie. Wysadzanie przeszkód wodnych trenowali przez trzy dni. W tym celu wykonywali kilka rodzajów tzw. sieci. Ładunki detonowali metodą ogniową z wykorzystaniem lontu detonującego, elektryczną – za pomocą wyprowadzonych do ładunków kabli i użyciu zapalarki elektrycznej oraz metodą mechaniczną. Ta ostatnia polega na tzw. detonacji ciągłej za pomocą systemu STS, czyli nieelektrycznego przenoszenia impulsu detonacyjnego.
– Zakładanie ładunków wybuchowych pod wodą i ich detonowanie to najwyższy stopień wtajemniczenia dla nurka – mówi sierż. Zbigniew Piech, kierownik podwodnych działań inżynieryjnych z 1 Pułku Saperów. Wyjaśnia, że tak niebezpieczne zadania mogą wykonywać tylko starsi nurkowie, którzy na działaniach pod wodą spędzili co najmniej półtora tysiąca godzin. Najbardziej doświadczonym nurkom w pracach minerskich asystowali żołnierze ze znacznie mniejszym stażem, którzy uczyli się tego typu operacji.
Saperzy ćwiczyli 10 godzin dziennie. Poza wysadzaniem ładunków trenowali także tzw. nurkowanie przewodowe. W tym przypadku żołnierz schodził pod wodę z tzw. pełną maską i przewodem, który zaopatruje go w powietrze i spełnia jednocześnie funkcję liny bezpieczeństwa. Tak wyposażony nurek na głębokości do 10 metrów wykonuje prace podwodne, wykorzystując narzędzia ratownicze, m.in. nożyce, rozpieraki czy piły. W ten sposób saperzy demontowali na dnie różnego rodzaju konstrukcje stalowe.
– Do tej pory poznawałem te narzędzia i uczyłem się, jak je wykorzystywać tylko na lądzie. Teraz po raz pierwszy mogłem pracować nimi pod wodą – mówi szer. Damian Lis z 5 Batalionu Saperów, nurek z dwuletnim stażem. Dodaje, że podczas zgrupowania nauczył się m.in. jak dobrze skonfigurować sprzęt, utrzymać dobrą pływalność w czasie pracy czy prowadzić podwodną nawigację.
W wodach jeziora Rakowego nurkowie ćwiczyli również podwodne zwiady w dzień i w nocy. Podczas tego rodzaju zadania musieli się orientować w toni korzystając z przyrządów nawigacyjnych, nie wynurzając się na powierzchnię. Ich zadaniem było niepostrzeżenie dotrzeć w określone miejsce na przeciwległym brzegu i je rozpoznać nie dając się wykryć.
autor zdjęć: Łukasz Kermel, st. sierż. Bernard Hajducki
komentarze