Na początku lipca weszły w życie nowe przepisy, a dokładniej, Decyzja nr 141/MON regulująca proces pozyskiwania nowego uzbrojenia i sprzętu wojskowego dla Sił Zbrojnych RP. Podczas lektury dokumentu można pomyśleć, że zmieniło się bardzo wiele. Znacząco zwiększono odpowiedzialność i zakres zadań dyrektora Departamentu Polityki Zbrojeniowej oraz szefa Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych, jednocześnie ograniczono kompetencje szefa Inspektoratu Uzbrojenia MON. Uważam jednak, że nowe regulacje trudno nazwać przełomowymi. Zamiast jednego organu odpowiedzialnego za zakupy, wciąż mamy bowiem kilkanaście instytucji, które muszą brać udział w procedurze – zaopiniować każdy przetarg, zająć stanowisko etc. MON zapowiadało zmiany, ale ich rezultatem jestem zawiedziony. Choć Decyzja nr 141/MON to krok w dobrym kierunku, to jest zaledwie próbą poprawy systemu, podczas gdy jemu pilnie potrzebna jest głęboka, instytucjonalna reforma.
„Decyzja w sprawie pozyskiwania sprzętu wojskowego i usług dla Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej” to najważniejszy dokument regulujący zasady kupowania nowej broni, amunicji oraz mundurów dla polskiej armii. Określa on, kto (jaka instytucja albo osoba) odpowiada np. za przygotowanie analizy rynku, specyfikację techniczną sprzętu, opinię na temat danych rozwiązań itd. Dokument opisuje również krok po kroku, jak musi przebiegać proces zakupu, np. że przed dialogiem technicznym wojsko musi wstępnie przeanalizować rynek. Niby banał i oczywistość, ale jestem przekonany, że gdyby nie było to zapisane czarno na białym, to znalazłoby się wielu oficerów, którzy stwierdziliby: „skoro nie ma w kwitach, to nic nie muszę robić”.
Do niedawna system zakupów nowego sprzętu wojskowego określała Decyzja nr 72/MON z 25 marca 2013 roku wraz z nowelizacjami oraz Decyzja nr 92/MON z 28 kwietnia 2017 roku w sprawie pozyskiwania sprzętu wojskowego wojsk obrony terytorialnej. Ta ostatnia jest o tyle ważna, że właściwie wyłącza zakupy dla WOT z rygorów innych przepisów, w tym właśnie Decyzji nr 72/MON. Nieraz już na łamach portalu wyrażałem krytyczną opinię o dokumencie z 2013 roku i związanych z nim aktach prawnych. Największą słabością pozyskiwania sprzętu na podstawie tych przepisów jest bowiem przerośnięta do granic możliwości biurokracja i maksymalne rozwodnienie odpowiedzialności. W proces zakupów zaangażowanych jest mnóstwo instytucji, które muszą opiniować przetarg, oceniać go, wnioskować itd. Z tego powodu łatwo jest – celowo bądź niecelowo – przeciągać postępowanie latami. Tak, jestem w stanie natychmiast wymienić przetargi trwające nie miesiące, lecz lata! Chociażby ten dotyczący węzłów teleinformatycznych, które „kupujemy” (choć to słowo raczej tutaj nie pasuje) od lat pięciu.
Co bardzo ważne, krytycznego stosunku do norm prawnych regulujących pozyskiwanie uzbrojenia i sprzętu wojskowego nie kryło również obecne kierownictwo Ministerstwa Obrony Narodowej. Wiceszef resortu Bartosz Kownacki, który odpowiada za pion zakupowy, kilkakrotnie w wywiadach, które z nim przeprowadzałem, podkreślał, że ten obszar wymaga zmian. I to głębokich.
Kilka dni temu w Dzienniku Urzędowym MON została opublikowana Decyzja nr 141/MON z 5 lipca 2017 roku „W sprawie systemu pozyskiwania, eksploatacji i wycofywania sprzętu wojskowego Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej”, która zastępuje (a nie nowelizuje) Decyzję nr 72/MON z 2013 roku. Jednak gdybym miał ten dokument podsumować jednym słowem, brzmiałoby ono „rozczarowanie”. Dlaczego? Ponieważ jestem głęboko przekonany, że powinniśmy zasadniczo przebudować system zakupów, tworząc jedną instytucję zajmującą się nimi i nadzorującą je. Tymczasem nowe przepisy jedynie próbują system naprawić. Choć może to złe słowo. Nowa decyzja raczej próbuje go udrożnić, sprawić, żeby działał sprawniej niż do tej pory. A „sprawniej” nie zawsze znaczy lepiej.
Ponieważ w felietonie trudno przedstawiać po kolei wszystkie zapisy dokumentu, w telegraficznym skrócie można ująć je tak – zdecydowanie zwiększono rolę dyrektora Departamentu Polityki Zbrojeniowej MON, który – w mojej ocenie – przejął część nadzorczych i kierowniczych kompetencji dotychczas będących w gestii sekretarza stanu. I to akurat oceniam pozytywnie. Podobnie jak znaczące zwiększenie roli szefa Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych, który do tej pory, mimo odpowiedzialności za utrzymanie sprawności użytkowanego przez armię sprzętu wojskowego i jego modernizację, był w zasadzie sprowadzony do roli… kasjera. Tymczasem to właśnie logistycy często lepiej niż użytkownicy znają dobre i słabe strony danego uzbrojenia, bo to oni je naprawiają w warsztatach.
Dobrym, bo uwalniającym nieco MON z biurokratycznych procedur, jest zapis o tym, że minister (w zamówieniach powyżej 100 mln złotych) i wiceminister (do 100 milionów złotych), mogą zadecydować o wyłączeniu przetargów z rygorów proceduralnych i skierować do dalszego postępowania. Co to oznacza? Gdy jakieś zamówienie utknie w biurokratycznym chaosie, bo ktoś jeszcze czegoś nie zaopiniował albo potrzebna jest kolejna opinia instytucji X, Y, Z, MON będzie miało narzędzie do przyspieszenia procedury – np. rozpoczęcia od nowa albo zorganizowania postępowania z wolnej ręki dla konkretnej firmy z powodu istotnego interesu bezpieczeństwa państwa.
Niestety są w Decyzji również zapisy, które zdecydowanie uważam za błędne. Do takich należy zlikwidowanie zapisu umożliwiającego firmom organizowanie dla wojska prezentacji sprzętu. Czy to naprawdę było tak niebezpieczne dla armii? Mam cichą nadzieję, że to po prostu niedopatrzenie legislacyjne, które szybko uda się poprawić. Jeśli nie, znacząco utrudni to działanie firmom zbrojeniowym.
Podsumowując, nowa decyzja wnosi wiele zmian, ale – moim zdaniem – większość to raczej kosmetyka. Owszem, porządkują nieco prawny i proceduralny bałagan w procesie pozyskiwania uzbrojenia i sprzętu wojskowego, ale do tego, aby nazywać je przełomowymi i reformującymi, jeszcze daleko.
komentarze