Gdyby zaznaczyć na mapie Polski miejsca przyjazne weteranom, Ostrołęka zajęłaby miejsce szczególne. Powodów jest co najmniej kilka. Po raz kolejny władze miasta zaprosiły grupę weteranów i weteranów poszkodowanych. – Byliśmy przyjmowani z honorami, z jakimi się jeszcze nie spotkałem – przyznał płk Leszek Stępień, dyrektor Centrum Weterana Działań poza Granicami Państwa. W Ostrołęce prężnie działa organizacja proobronna – Stowarzyszenie na rzecz Obrony Terytorialnej Legia Nadnarwiańska, wśród uczniów dużym zainteresowaniem cieszą się klasy mundurowe. To także region o silnych tradycjach patriotycznych – w mieście powstaje muzeum żołnierzy wyklętych, a uczniowie regularnie jeżdżą na wycieczki na warszawski cmentarz Powązkowski oraz do Muzeum Katyńskiego.
Gdy mieszkańcy regionu ostrołęckiego rozliczają się z fiskusem, na konto Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach poza Granicami Kraju wpływa najwięcej przekazów z „jednego procenta”. Ostatnio Legia Nadnarwiańska zwróciła się do rady miasta, aby weterani bezpłatnie korzystali z miejskiej komunikacji i basenu. Miejski budżet nie odczuje finansowo przyznania tej ulgi, a to ważny gest wobec misjonarzy i dobry przykład dla innych.
Dwa dni naszego pobytu w Ostrołęce wypełniły spotkania z młodzieżą i mieszkańcami. Weterani (w większości członkowie Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach Poza Granicami Kraju) opowiadali o misjach, w których brali udział (Namibia, Liban i Syria, Kosowo, Irak, Afganistan), mówili o walce z dala od granic kraju i o kolegach, którzy nie wrócili do domów. Dawne misje organizowane pod błękitną flagą przez ONZ nie były tak krwawe jak operacje afgańska i iracka, ale miały duże znaczenie dla utrzymania światowego pokoju. – Nikt tak nie docenia pokoju, jak żołnierz, który widział wojnę – powtarzali weterani. Pokazywali zdjęcia z operacji, w których brali udział, opowiadali o trudach, ryzyku i odpowiedzialności ciążącej na żołnierzach walczących w szeregach wojskowego kontyngentu. Podkreślali: „Nie jesteśmy bohaterami. Po prostu wykonaliśmy otrzymane rozkazy”.
Wizyta w Ostrołęce była ich kolejną misją – tym razem edukacyjną. Przybliżanie społeczeństwu tematyki zagranicznych operacji należy do zadań, jakie stawiają sobie członkowie Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach poza Granicami Kraju. Tomasz Kloc, prezes tej organizacji i pierwszy żołnierz ranny w Iraku, uważa, że wiedza o tym, co żołnierze robili daleko od polskich granic, pomaga w budowaniu szacunku dla weteranów, którzy poświęcili ojczyźnie zdrowie, a czasem także życie. Ten przekaz trzeba budować od podstaw: od spotkania w wiejskiej świetlicy, w szkolnej sali, w miejskim domu kultury.
Prezydent Ostrołęki Janusz Kotowski podkreślał jak bezcennym doświadczeniem dla młodych ludzi są bezpośrednie rozmowy ze świadkami historii, którzy opowiadają o służbie ojczyźnie. Gdy w 1918 r. Polska odzyskała niepodległość, takimi świadkami byli weterani powstania styczniowego oraz nieliczni żyjący jeszcze żołnierze powstania listopadowego. W dwudziestoleciu międzywojennym podczas państwowych uroczystości mieli oni swoje miejsce na trybunie honorowej. Na spotkaniach z młodzieżą opowiadali o swojej walce o wolność, budując etos polskiego żołnierza. Na tych opowieściach wychowało się nowe pokolenie, dla którego słowa „Bóg, honor, ojczyzna” wiele znaczyły: to młodzi warszawscy powstańcy oraz żołnierze wyklęci – tacy jak sanitariuszka Inka. Warto pamiętać, że historia kołem się toczy.
Z pewnymi obawami jechaliśmy do Kadzidła na spotkanie z uczniami klasy trzeciej Gimnazjum im. Aleksandra Krzyżanowskiego „Wilka”. Nauka historii w gimnazjum kończy się na roku 1918, więc w programie próżno szukać informacji o misjach żołnierzy Wojska Polskiego. Wiedzieliśmy także, że trudno na dłużej przyciągnąć uwagę 16-latków. Tym milsze było zaskoczenie. – Nie spodziewałem się, że młodzież będzie słuchała w skupieniu – przyznał po trwającym blisko trzy godziny spotkaniu dyrektor gimnazjum Michał Bogdański. Padło wiele pytań, także tych trudnych: co czuje żołnierz, gdy pociąga za spust? Jakie marzenia ma żołnierz na wojnie? Zaskoczeniem była odpowiedź na pytanie – ile zarobili na misjach. Nie dowierzali, że pensja sierżanta wynosiła 1200 dolarów, a porucznika – dwa tysiące.
Adam Kiziewicz, dowódca polowy Legii Nadnarwiańskiej, a także organizator wizyty weteranów w Ostrołęce, pożegnał nas zapewnieniem, że obmyśla już plan spotkania w 2018 roku.
autor zdjęć: Mariusz Sybilski
komentarze