Uczestniczył w kampanii wrześniowej, działał w Związku Walki Zbrojnej i w AK. Za działalność konspiracyjną więziono go m.in. w Auschwitz i Buchenwaldzie. W grudniu plut. pchor. Alojzy Fros świętował setne urodziny. Dostał podhalańską ciupagę i ciemnozielony beret wojsk specjalnych, życzenia przysłał też szef MON. – Jestem ogromnie wzruszony – mówił jubilat.
– Trzymam się nieźle. Zresztą, zawsze mi mówili, że młodo wyglądam. Teraz chyba też! – żartował plut. pchor. Alojzy Fros. – Nogi już mi odmawiają posłuszeństwa, ale głowa jest ciągle sprawna – dodawał. Jaki jest sekret jego dobrej kondycji? – W czas spać, w czas wstać. I obowiązkowo muszę mieć co poniedziałek nową porcję krzyżówek – mówił jubilat.
Plutonowy podchorąży Alojzy Fros, weteran II wojny światowej, setne urodziny obchodził w Wojskowej Komendzie Uzupełnień w rodzinnym Rybniku. Życzenia stulatkowi złożyli m.in. Bogdan Ścibut, dyrektor generalny MON, płk Sławomir Drumowicz, dowódca jednostki Agat oraz przedstawiciele wielu jednostek wojskowych i instytucji.
Beret i ciupaga
– Wszystkie zasługi i przekleństwa losu, jakie towarzyszyły naszym rodakom w latach 1939-1945, stały się udziałem pana Alojzego – mówił Bogdan Ścibut, dyrektor generalny Ministerstwa Obrony Narodowej. – Mając w sercu i pamięci dowódcę 21 Dywizji Piechoty Górskiej gen. Józefa Kustronia i dowódcę 3 Pułku Strzelców Podhalańskich ppłk. Juliana Czubryta oraz wszystkich oficerów i żołnierzy poległych w czasie wojny, muszę powiedzieć, że służył pan w oddziale wybitnym. Życzę panu życzliwości ludzkiej i uznania rodaków, na które pan zasłużył, jak mało kto – dodał Ścibut. Listy z życzeniami do jubilata przesłali m.in. szef resortu obrony Antoni Macierewicz i wiceminister Wojciech Fałkowski.
Żołnierze z 21 Brygady Strzelców Podhalańskich wręczyli weteranowi podhalańską ciupagę, a dowódca Jednostki Wojskowej Agat podarował ciemnozielony beret wojsk specjalnych. – Jestem ogromnie wzruszony, łzy napływają mi do oczu. Bardzo to przeżywam, nie wiem, czym sobie zasłużyłem na te honory. Czy zdążę się wam jeszcze jakoś zrewanżować? – mówił jubilat. – Po spotkaniu z Ojcem Świętym, papieżem Franciszkiem, to drugie najważniejsze wydarzenie w moim życiu – podkreślał.
Podhalańczyk ze Śląska
Alojzy Fros urodził się 5 grudnia 1916 roku w Rybniku. W 1937 roku zdał maturę i został powołany do służby wojskowej w 21 Dywizji Piechoty Górskiej. Tuż przed wybuchem II wojny światowej ukończył także dywizyjny kurs podchorążych rezerwy w Cieszynie. – Kiedyś podczas ćwiczeń zemdlało kilku moich kolegów. Wtem nadjechał generał Kustroń, dowódca 21 Dywizji, spojrzał na podchorążych i mówi: „Chłopcy co z wami? Jeść wam nie dają?”. Zapytał, czy mamy jakieś życzenia. No to wyszedłem na środek placu apelowego i powiedziałem, że chętnie napiłbym się herbaty zamiast kawy – opowiada Alojzy Fros.
Już jako plutonowy podchorąży 21 Dywizji Piechoty Górskiej armii „Kraków” wziął udział w wojnie obronnej 1939 roku. Dowodził plutonem w walkach pod Bielskiem, dopóki jego pododdział nie został rozbity pod Tomaszowem Lubelskim. Frosa schwytali Niemcy i osadzili w Stalagu VIII B koło Żagania. W listopadzie 1939 został zwolniony i wrócił do Rybnika. – Kampania wrześniowa to była tragedia. Szliśmy z opuszczonymi głowami, bo wiedzieliśmy, że ponieśliśmy klęskę – wspomina w rozmowie z portalem polska-zbrojna.
Na początku 1940 roku rozpoczął działalność w Związku Walki Zbrojnej, a następnie w Armii Krajowej. W kwietniu 1943 roku za aktywność konspiracyjną został aresztowany. – Mieliśmy w AK kreta. Rozpracował grupę i podał Niemcom nasze nazwiska – opowiada Fros. Po wyczerpujących i brutalnych przesłuchaniach w siedzibie cieszyńskiego Gestapo trafił do obozu policyjnego w Mysłowicach, następnie przetransportowano go do Auschwitz, dostał obozowy numer 136223. – Auschwitz przywraca wiele wspomnień. Strasznych chwil było wiele. Kiedyś idąc do sali chorych, zobaczyłem przez uchylone drzwi stos martwych nagich ciał. Ułożone były jak bale drewna. To jedno z tych najtragiczniejszych wspomnień, bolesne do dziś – mówi. – Chorzy i słabi, którzy według lekarza SS byli nieprzydatni Rzeszy, dostawali zastrzyk z fenolu. Mnie cudem udało się go uniknąć, mimo że zachorowałem na zakaźną szkarlatynę – wspomina. Przyznaje jednak, że starał się szukać dobrych stron nawet w tak trudnej sytuacji. – Pamiętam, jak kiedyś po apelu o godzinie 17 pozwolili nam spacerować po obozie. Mogliśmy się także odwiedzać w barakach – mówi. Po roku wraz z innymi więźniami został przewieziony w głąb Rzeszy. Osadzono go w najpierw w obozie Sachsenhausen, a potem w Buchenwaldzie. Podczas kolejnej ewakuacji obozu udało mu się przedostać się do strefy zajętej przez Amerykanów.
Trudne wspomnienia
Ożenił się w 1946 roku, jeszcze podczas pobytu w obozie dla uchodźców. Do Polski – z żoną Ireną – wrócił kilka miesięcy później. Rozpoczął pracę w górnictwie jako rewident kopalniany i księgowy. Za swoją służbę został uhonorowany Srebrnym Krzyżem Zasługi (w 1959 roku) i Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski (w 1946 roku).
Alojzy Fros ma syna i córkę, jest też dziadkiem i pradziadkiem. – To bardzo pogodnie usposobiony człowiek – mówi Marek Fros, syn weterana. Gdy byłem dzieckiem, nie wiedziałem nic o szlaku bojowym taty. Nie dzielił się wspomnieniami, nie opowiadał o Auschwitz, choć widzieliśmy na jego ręce wytatuowany numer obozowy – wspomina.
Alojzy Fros pojechał do Auschwitz po trzydziestu latach od zakończenia wojny. – Niechętnie wracał do tych wspomnień. Dopiero, gdy jego wnuki podrosły, zaczął się dzielić przeżyciami – dodaje syn weterana. Mimo swojego zaawansowanego wieku Alojzy Fros jest bardzo aktywny. W 2015 roku wydał książkę „Moje wspomnienia”, chętnie spotyka się z czytelnikami i dzieli opowieściami z czasu wojny.
autor zdjęć: Magdalena Kowalska-Sendek
komentarze