Jednym z gorętszych wątków amerykańskiej kampanii prezydenckiej jest kwestia podatków, jakie płaci, lub, precyzyjniej, jakich nie płaci, Donald Trump. Na zarzuty o unikanie skarbówki miliarder odpowiada w swoim stylu – jestem sprytny, więc płacę mało. Wydawało się, że siła rażenia „afery podatkowej” słabnie, bo ileż razy można zarzucać kontrkandydatowi to samo. Jednak w pierwszej debacie telewizyjnej kandydatów do Białego Domu Hillary Clinton wytoczyła to działo po raz kolejny. Tym razem skupiła się na drugiej stronie problemu i zarzuciła Trumpowi, że zapłacił „zero na żołnierzy, zero na weteranów, zero na szkoły i służbę zdrowia”. Kolejność wymienionych celów z pewnością nie jest przypadkowa i daje do myślenia o miejscu wydatków wojskowych w świadomości Amerykanów.
Hillary Clinton doskonale wie, że większość wyborców Trumpa, czyli amerykańska prawica, alergicznie reaguje na jakąkolwiek wzmiankę o zwiększeniu wydatków państwa. Redystrybucja dochodów i interwencjonizm to dla nich synonimy znienawidzonego komunizmu. Unikanie podatków federalnych można więc „sprzedać” w kampanii jako walkę z zakusami waszyngtońskiej lewicy. Ale jest wyjątek – wydatki na wojsko. W tym obszarze na prawicy panuje konsensus. By zapewnić Stanom Zjednoczonym bezpieczeństwo, a ich mieszkańcom możliwość realizacji „The American Dream”, niezbędna jest silna, dobrze wyposażona armia. I jej wspieranie, zarówno osobistą służbą, jak i podatkami, jest najważniejszym obywatelskim obowiązkiem każdego Amerykanina.
Armia jest silna siłą swych żołnierzy. Musimy jednak pamiętać, że tylko niektórzy z nich doczekają emerytury w służbie. Ogromna większość będzie z wojskiem zawodowo związana tylko przez pewien czas. Poza wielkimi słowami z okazji świąt i rocznic, poza uściskami dłoni i wyrazami szacunku państwo musi stworzyć cały zestaw zachęt do wstąpienia do służby wojskowej. Wsparcie – po zakończeniu służby – zawsze będzie jednym z najważniejszych motywów podejmowania decyzji o założeniu munduru. Stąd zarzut o płaceniu „zero dla weteranów”, który ma uświadomić niepatriotyczne konsekwencje „sprytu” Donalda Trumpa.
Tymczasem w Polsce postulaty budowy systemu wsparcia dla weteranów upychane są w jednym worku z kwestiami innych przywilejów branżowych. Debata nad emeryturami dla byłych żołnierzy, długością służby i zabezpieczenia socjalnego dla tych, którzy stracili zdrowie stojąc na straży granic, grzęźnie w potoku przykładów mniej czy bardziej zasadnych uprawnień innych grup zawodowych. Dodatki stażowe kopalnianych pracowników biurowych, którzy na papierze są „górnikami”, czy niskie składki emerytalne „rolników z Marszałkowskiej” to patologie, z którymi należy walczyć. Od lat są to gorące tematy każdej polskiej kampanii wyborczej, ale dla naszego wspólnego bezpieczeństwa nie powinniśmy ich łączyć z kwestiami dotyczącymi armii i żołnierzy.
komentarze