Blisko dobę spędził w wodzie kitesurfer, który wczoraj zaginął na Zatoce Gdańskiej. Szukały go jednostki SAR, Straż Graniczna, policja, dwa śmigłowce lotnictwa morskiego. Znalazł wojskowy kuter K-10, który zmierzał w okolice Półwyspu Helskiego z zaopatrzeniem dla hydrografów. Mężczyzna jest cały i zdrowy.
Wojskowy kuter K-10.
– Ponad wodę wystawała jedynie głowa rozbitka. Z daleka wyglądała jak bojka i taki meldunek złożył mi sternik – opowiada mł. chor. Zenon Zalewski, dowódca kutra K-10 z 3 Flotylli Okrętów w Gdyni. Kiedy jednostka podeszła bliżej, okazało się, że w wodzie znajduje się człowiek. – Ubrany był w czarną piankę, a jedną nogę miał wpiętą w dryfującą deskę. Zorientowaliśmy się, że to kitesurfer, który zaginął wczoraj po południu – mówi dowódca kutra.
Załoga K-10 wciągnęła mężczyznę na pokład, okryła kocami, napoiła ciepłą herbatą. – Zgodnie z procedurami powiadomiłem nasz port, a jednocześnie wywołałem przez radio Morską Służbę Poszukiwania i Ratownictwa SAR, bo to ona koordynowała akcję – wspomina mł. chor. Zalewski. Po kwadransie przy burcie kutra pojawiła się jednostka SAR, która przetransportowała rozbitka na brzeg. Był wycieńczony, ale przytomny.
30-latek z Krakowa zaginął w poniedziałek po południu. Około 15.00 wyruszył z Jastarni. Zamierzał dotrzeć do Helu. Dwie godziny później pojawił się w okolicach Juraty. Tam był widziany po raz ostatni. O 20.00 jego znajomi powiadomili WOPR, który informację o zniknięciu mężczyzny przekazał Morskiej Służbie Poszukiwania i Ratownictwa. Na Zatokę Gdańską wyruszyły jednostki SAR, ale też Straż Graniczna i WOPR. Z kolei na lądzie poszukiwania rozpoczęła policja. – O 21.36 sygnał o zniknięciu kitesurfera dotarł do załogi naszego śmigłowca W-3RM „Anakonda”, która akurat pełniła dyżur na lotnisku w Darłowie. Wkrótce maszyna była już w powietrzu – informuje kmdr ppor. Czesław Cichy, rzecznik Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej. Zanim jednak dotarła na miejsce poszukiwań, w akcję włączyła się „Anakonda” z 43 Bazy Lotnictwa Morskiego w Gdyni. – Załoga akurat wykonywała lot szkoleniowy nad Zatoką Gdańską – mówi kmdr ppor. Cichy. Ostatni ze śmigłowców zakończył poszukiwania dziesięć minut po północy. Poszukiwania zostały wznowione następnego dnia o 6.05, kiedy to w powietrze znów wzbił się W-3RM. Ostatecznie dyżurny śmigłowiec wrócił do Darłowa o 8.34. – W sumie była to 600. akcja ratownicza, którą prowadziliśmy – dodaje kmdr ppor. Cichy.
I kiedy wydawało się, że nie ma większych szans na odnalezienie mężczyzny żywego, trafiła na niego załoga kutra. – Akurat wyszliśmy z Gdyni z zaopatrzeniem dla hydrografów, którzy w okolicach Półwyspu Helskiego prowadzą prace sondażowe. Na rozbitka trafiliśmy mniej więcej milę morską od brzegu, w okolicach starej torpedowni, która stoi na wysokości Babich Dołów – informuje mł. chor. Zalewski. – Dziwić może, że znalazł się właśnie w tym miejscu, bo to wbrew kierunkowi wiatru. Ale cóż… Najważniejsze, że odnalazł się cały i zdrowy. Miał naprawdę mnóstwo szczęścia – podsumowuje dowódca kutra.
W załodze, która uratowała rozbitka, oprócz mł. chor. Zalewskiego byli także: st. mar. Jan Kościński, mar. Tomasz Długowolski, st. mar. Damian Filiński i bosmanmat Kamil Tomaszewski.
autor zdjęć: Marian Kluczyński
komentarze