Takich manewrów w Polsce jeszcze nie było. Ponad 30 amerykańskich i polskich śmigłowców przerzuciło 400 żołnierzy ze Świdwina do Wędrzyna. Pod osłoną nocy szturmowali zajęte przez przeciwnika budynki. – To kolejny epizod „Anakondy-16”, który potwierdza kompatybilność z wojskami sojuszniczymi – ocenił gen. broni Mirosław Różański, dowódca generalny RSZ.
Na lotnisku w Świdwinie do śmigłowców Black Hawk wchodzą kolejni żołnierze 503 Pułku 173 Brygady Powietrznodesantowej. Mają ze sobą wszystko, co potrzebne do działania w Wędrzynie: broń M.249 Squat Automatic Weapon, sprzęt do łączności, plecaki. Kiedy maszyna wyląduje, muszą w zaledwie kilkadziesiąt sekund opuścić pokład samolotu i przejść do kolejnego działania. Szybkość liczy się także przy starcie. Im dłużej śmigłowiec znajduje się na lądowisku, tym łatwiejszym staje się celem.
W powietrzu znalazły się Black Hawki, Apache, Chinooki oraz polskie Mi-17 i Mi-24. Te ostatnie będą osłaniać Amerykanów oraz sprawdzą, czy rejon lądowania jest bezpieczny. Jeśli okaże się, że nie - „wyczyszczą strefę lądowania”, czyli unieszkodliwią ewentualnego przeciwnika, który pojawi się na lądowisku.
Pierwsza fala śmigłowców wylądowała w Wędrzynie około godziny 19. Po kilkudziesięciu sekundach ponad 30 maszyn znów poderwało się do lotu i skierowało do Świdwina, by zabrać na pokłady następnych żołnierzy. Ci w Wędrzynie znaleźli się około godziny 22. – Łącznie wylądowało tu około 400 amerykańskich żołnierzy – mówi kpt. Tomasz Pierzak, rzecznik prasowy 25 Brygady Kawalerii Powietrznej. – Na miejscu współpracowali z polskimi żołnierzami: załogami czterech pojazdów Humvee i załogami 30 czołgów Leopard z 34 Brygady Kawalerii Pancernej. Polacy wspierali amerykańskich żołnierzy ogniem z Leopardów – dodaje rzecznik.
Po wylądowaniu w Wędrzynie żołnierze musieli się przegrupować i przemieścić w rejon operacji, później czekali na sygnał do szturmu. Pod osłoną nocy odbijali z rąk przeciwnika kolejne budynki. – Szturm odbył się w nocy, ale żołnierze jeszcze długo musieli bronić obiektów przed przeciwnikiem – wyjaśnia kpt. Pierzak. Żołnierze wykonywali zadania do dzisiejszego popołudnia.
Manewry w Wędrzynie obserwował generał Frederick Hodges, dowódca sił lądowych USA w Europie, oraz gen. broni Mirosław Różański, dowódca generalny RSZ. – To kolejny dzień wspólnych ćwiczeń i kolejny epizod, który potwierdza, że jesteśmy kompatybilni z wojskami sojuszniczymi, akurat tu z naszymi amerykańskimi kolegami – powiedział gen. Różański na spotkaniu z mediami.
Obecnie dowództwo amerykańskiej 173 Brygady Powietrznodesantowej mieści się we Włoszech, niedaleko miejscowości Vincenza. W sumie w jej szeregach służy ponad 3 tysiące żołnierzy. Stacjonują w sześciu jednostkach we Włoszech i Niemczech. Ich dowódcą jest płk Michael Foster. Brygada jest obecnie jedną z trzech największych amerykańskich formacji stacjonujących w Europie.
autor zdjęć: st. szer. Michał Chudziński, szer. Agnieszka Grzelak, biuro prasowe ćwiczeń „Anakonda-16”
komentarze