Jak powszechnie wiadomo na polu walki zwiadowcy to oczy i uszy dowódcy. Szczególnie podczas prowadzenia działań powietrznodesantowych w terenie zajętym przez przeciwnika przez 6 Brygadę Powietrznodesantową.
Zadanie, jakie otrzymali żołnierze plutonu rozpoznawczego 6 Batalionu Powietrznodesantowego z Gliwic, z pozoru nie było skomplikowane. Wykonać marsz po wyznaczonej trasie, założyć bazę patrolową, zorganizować posterunki obserwacyjne i... patrzeć i słuchać. Nic jednak bardziej mylnego!
Trasę marszu, która poprowadzona była w terenie leśnym w pobliżu Gliwic, podzielono na kilka odcinków. Zwiadowcy, pokonując drogę marszem ubezpieczonym, znali tylko najbliższy punkt, jaki mieli odnaleźć, i to co już przeszli. Na końcu każdego odcinka znajdowała się informacja o azymucie i odległości do kolejnego miejsca, gdzie czekały na nich kolejne koordynaty. Marsz musiał być więc wykonany precyzyjnie. Mała pomyłka w wyznaczeniu kierunku lub policzeniu odległości mogła spowodować, że zadanie nie zostałoby wykonane.
Na ostatnim, szóstym punkcie zamiast kolejnych koordynat zwiadowcy poznali właściwe zadanie. Mieli rozpoznać obiekt zajęty przez przeciwnika, określić jego siły i sporządzić dokumenty bojowe, które służą potem do zameldowania dowódcy o sytuacji w obserwowanym rejonie. Na podstawie danych dostarczonych przez pluton rozpoznawczy będzie później możliwe podjęcie decyzji o sposobie wykonania zadania przez cały batalion.
W czasie szkolenia oceniany był każdy element działania plutonu. Ważne było nie tylko to, czy zadanie zostało wykonane, ale też w jaki sposób zwiadowcy to zrobili. W rozpoznaniu liczy się przecież przede wszystkim jakość, a więc każdy element działania ma wpływ na końcowy efekt, czyli wykonanie zadania. Najmniejszy nawet błąd może spowodować wykrycie spadochroniarzy przez przeciwnika i w efekcie końcowym porażkę.
Gliwiccy spadochroniarze planują już kolejne zadania dla swoich zwiadowców. Następnym razem znacznie większa część ich misji będzie wykonywana w środowisku wodnym.
Tekst: kpt. Marcin Gil
autor zdjęć: Sebastian Brzezina
komentarze