W sprawie zbrodni katyńskiej jest jeszcze wiele niewyjaśnionych kwestii, nie poznamy ich jednak, zanim strona rosyjska nie udostępni nam wszystkich materiałów archiwalnych dotyczących mordu z 1940 roku – mówią prokurator Marcin Gołębiewicz, naczelnik Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN w Warszawie, oraz prokurator Małgorzata Kuźniar-Plota, kierująca zespołem śledczym ds. zbrodni katyńskiej.
Marcin Gołębiewicz, naczelnik Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN w Warszawie.
Instytut Pamięci Narodowej prowadzi śledztwo w sprawie zbrodni katyńskiej od 30 listopada 2014 roku. Jaki jest cel tego postępowania?
Marcin Gołębiewicz: Zbadanie i wyjaśnienie okoliczności sprawy, imienne ustalenie wszystkich ofiar, miejsc ich kaźni i pochówku, a także ustalenie sprawców tego ludobójstwa i pociągnięcie do odpowiedzialności karnej tych, którzy jeszcze żyją.
Państwo mówią o mordzie katyńskim „ludobójstwo”, a prokuratorzy rosyjscy nazwali je „wojskowym przestępstwem służbowym związanym z przekroczeniem uprawnień”. Skąd ta różnica?
Małgorzata Kuźniar-Plota: My oceniamy według faktów i okoliczności oraz obowiązującego prawa międzynarodowego. Ten mord stanowił pogwałcenie zapisów IV konwencji haskiej o prawach i zwyczajach wojny lądowej oraz konwencji genewskiej o traktowaniu jeńców wojennych. Katyń to nie tylko zbrodnia wojenna, lecz także zbrodnia przeciwko ludzkości w jej najcięższej postaci – ludobójstwa, ponieważ motywem działania sprawców była likwidacja obywateli polskich z powodu ich przynależności narodowościowej. Takie zbrodnie nie ulegają przedawnieniu. Tymczasem Rosja uważa mord katyński za serię zwykłych zabójstw, których karalność już się przedawniła.
Jednak kiedy Rosjanie próbowali obarczyć winą za Katyń Niemców, nazwali tę zbrodnię ludobójstwem. Było to podczas procesu norymberskiego w 1946 roku.
MK-P: Owszem, wówczas radzieccy prokuratorzy mówili, że zamordowanie w Katyniu 11 tysięcy Polaków jest ludobójstwem i podlega osądowi Międzynarodowego Trybunału Karnego. A przecież nic się od tej pory nie zmieniło i ludobójstwo pozostaje nim, choć zbrodnię popełnili Rosjanie.
Rozbieżności pomiędzy IPN a prokuratorami Federacji Rosyjskiej dotyczą też kręgu osób odpowiedzialnych za tę zbrodnię.
MK-P: Rosyjski wymiar sprawiedliwości uważa, że winni mordu są Józef Stalin i członkowie Biura Politycznego, czyli kilka osób z kierownictwa ZSRR. Według naszego prawa ponoszą za nią odpowiedzialność nie tylko decydenci, ale też wykonawcy decyzji: osoby z kierownictwa NKWD, funkcjonariusze, którzy konwojowali jeńców, rozstrzeliwali ich czy zacierali ślady. Szacujemy, że może to być nawet około 2 tysiące osób.
Jest szansa, że strona rosyjska zmieni kwalifikację prawną katyńskiej zbrodni?
MK-P: Zawsze istnieje taka ewentualność. Tym bardziej, że powołana przez Główną Prokuraturę Wojskową FR Komisja Ekspertów w wydanym 2 sierpnia 1993 roku orzeczeniu stwierdziła, że mord katyński był najcięższą zbrodnią przeciwko pokojowi, przeciwko ludzkości i zbrodnią wojenną. Prokuratorzy rosyjscy uchylili jednak później tę ekspertyzę, nie uznali mordu za ludobójstwo i w 2004 roku zamknęli postępowanie, umarzając sprawę z powodu śmierci winnych. Niestety, nie wiemy dlaczego tak postąpiono, bo nie dysponujemy wszystkimi aktami sprawy. Dotąd do IPN wpłynęło 148 tomów kopii akt śledztwa rosyjskiego, a najprawdopodobniej jest ich 183, czyli brakuje 35 tomów.
Małgorzata Kuźniar-Plota, kierująca zespołem śledczym ds. zbrodni katyńskiej.
Czy nie było ustaleń między przywódcami obu państw, że wszystkie materiały w tej sprawie zostaną ujawnione?
MG: Owszem, w 2004 roku prezydent Władimir Putin zadeklarował udostępnienie stronie polskiej całości materiałów śledztwa, jednak tego nie zrealizowano. Występowaliśmy do rosyjskiej Prokuratury Generalnej z wnioskiem o udostępnienie całości akt śledztwa trzykrotnie: w 2005, 2009 i 2013 roku. Pierwsza partia – 67 tomów – wpłynęła do nas dopiero w 2010 roku. Kilkakrotnie upominaliśmy się o przekazanie pozostałych 35 tomów. Bez skutku. W kwietniu 2014 roku kolejny raz odmówiono nam nawet wglądu w te akta „ze względu na niezgodność wniosku o udzielenie pomocy prawnej z ustawodawstwem Federacji Rosyjskiej”.
Co może być w tych materiałach?
MG: Trudno spekulować, ale na pewno są to dokumenty istotne dla sprawy. Prawdopodobnie jest tam postanowienie o umorzeniu śledztwa z 2004 roku i jego uzasadnienie. Możliwe, że materiały wskazują też na sprawców, szczegółowe okoliczności zbrodni i jej realizacji. Nie można też wykluczyć, że w tych tomach są dane dotyczące tzw. białoruskiej listy katyńskiej.
MK-P: Symbolicznie mówimy o zbrodni katyńskiej, ale trzeba pamiętać, że w 1940 roku zamordowano ponad 14 400 jeńców z obozów w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie, a także 7305 polskich cywili, którzy po agresji ZSRR zostali zatrzymani i osadzeni w więzieniach na zaanektowanych kresach II RP (w nazewnictwie radzieckim te tereny określane były później jako tzw. zachodnia Ukraina i zachodnia Białoruś). Wśród nich byli funkcjonariusze służb mundurowych, osadnicy wojskowi, leśnicy, naukowcy, inżynierowie, urzędnicy, ziemianie. Dzięki temu, że w 2007 roku otrzymaliśmy z Prokuratury Generalnej Ukrainy kserokopię tzw. ukraińskiej listy katyńskiej, znamy dane 3435 obywateli polskich zamordowanych prawdopodobnie w Bykowni pod Kijowem. Tajemnicą jest jednak nadal białoruska lista dotycząca kolejnych 3870 polskich obywateli. Nie wiemy, gdzie ich przetrzymywano, gdzie zamordowano, nie znamy ich personaliów. Przypuszczamy tylko, że zostali rozstrzelani przez NKWD w więzieniu w Mińsku i pogrzebani w pobliskich Kuropatach.
Czy poza listą białoruską wszystkie nazwiska pomordowanych Polaków zostały ustalone?
MK-P: Nie udało się wyjaśnić jeszcze losów wszystkich jeńców ze Starobielska. W przypadku Kozielska i Ostaszkowa dysponujemy imiennymi listami wywozowymi i wiemy, jaka grupa jeńców, którego dnia została przetransportowana na miejsce kaźni. W przypadku Starobielska strona rosyjska nie przekazała nam takich list. Mamy tylko spis osób przetrzymywanych w tym obozie, są na nim jednak także ci, którzy ocaleli z kaźni lub zmarli w obozie. Dlatego nadal występuje szereg domniemań i pomyłek co do tożsamości pomordowanych z tego obozu. Są one wyjaśniane w toku śledztwa.
W 1959 roku Aleksander Szelepin, przewodniczący KGB, skierował do pierwszego sekretarza KPZR Nikity Chruszczowa notatkę, w której zalecił zniszczenie 21 857 teczek personalnych ofiar zbrodni katyńskiej. Udało się wyjaśnić, czy faktycznie te akta nie istnieją?
MG: Nie jesteśmy w stanie zweryfikować tego bez dobrej woli strony rosyjskiej. A Rosjanie twierdzą, że przesłuchani przez nich świadkowie widzieli niszczenie tych teczek, ale w archiwach pozostałych po ZSRR nie ma na to dowodów. Uważamy, że jeśli nie ma informacji o ich zniszczeniu, to jest bardzo prawdopodobne, że akta nadal leżą w archiwach. Tzw. notatka Szelepina ma dla nas znaczenie także z innego powodu – potwierdza liczbę co najmniej 21 857 Polaków zamordowanych w ramach zbrodni katyńskiej.
Czy jest więcej niewyjaśnionych kwestii?
Owszem. Niewiele wiemy o mordzie w samym lesie katyńskim. Znamy szczegóły egzekucji na jeńcach w Kalininie i Charkowie, bo Rosjanom w latach 90. udało się przesłuchać jako świadków funkcjonariuszy NKWD – Dmitrija Tokariewa i Mitrofana Syromiatnikowa, którzy opisali przebieg rozstrzeliwań Polaków. Jednak nie odnaleziono i nie przesłuchano świadków mordów w Katyniu. Na podstawie badania stanu szczątków ofiar można domniemywać jak przebiegały egzekucje, ale czy mordowano jeńców tylko nad dołami, czy także w pobliskiej tzw. daczy – domu wypoczynkowym NKWD lub w Smoleńsku w budynku zarządu NKWD? Tego do końca nie wiemy.
Nie udało się też wytłumaczyć, dlaczego 5 marca 1940 roku Biuro Polityczne Komitetu Centralnego WKP(b) Związku Sowieckiego przyjęło uchwałę o wymordowaniu Polaków, skoro wcześniej powstał plan osądzenia polskich jeńców. W obozie w Ostaszkowie działała nawet specjalna brygada operacyjna Zarządu do spraw Jeńców Wojennych NKWD, która sporządziła 2000 akt śledczych, przekazanych następnie do rozpatrzenia organowi pozasądowemu, jakim była Narada Specjalna przy NKWD ZSRR. Do końca lutego 1940 roku Narada Specjalna osądziła 600 spraw jeńców z Ostaszkowa i skazała ich na kary od 3 do 6 lat pobytu w „obozach pracy poprawczej” na Kamczatce.
Ponadto w decyzji z 5 marca wymieniono liczbę 11 tysięcy więźniów, których należy rozstrzelać, jednak zabito ponad 7 tysięcy. Nie wiemy, dlaczego zmieniono te ustalenia. Nie mamy też wiedzy na temat tego czym się kierowano, wybierając 395 jeńców, których nie rozstrzelano. Czy miały na to wpływ zabiegi innych państw, czy niektórzy z uratowanych zgodzili się na współpracę z aparatem komunistycznym, a może mieli specjalistyczną wiedzę i władze ZSRR uznały, że mogą być przydatni? Nadal poszukujemy odpowiedzi na te pytania w materiałach archiwalnych.
Ile do tej pory zespół śledczy zgromadził akt?
MG: Kilkaset tomów. Z Federacji Rosyjskiej przysłano nam 148 tomów, czyli 45 tysięcy kart. Otrzymaliśmy też 15 tysięcy kart z Archiwum Narodowego w Waszyngtonie. Są to kserokopie dokumentacji Specjalnej Komisji Śledczej Kongresu USA, tzw. komisji Maddena, która na początku lat 50. badała okoliczności zbrodni katyńskiej. Ponadto w 2011 roku Instytut Polski i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie przekazał nam 366 kolejnych teczek dokumentów. Są to m.in. protokoły przesłuchań byłych jeńców wojennych, którzy ocaleli z zagłady, opracowania o obozach jenieckich w ZSRR, materiały dotyczące stosunków polsko-sowieckich, korespondencja dyplomatyczna pomiędzy rządami Polski i ZSRR czy depesze w sprawie ujawnienia zbrodni katyńskiej.
Ilu świadków udało się do tej pory przesłuchać?
MG: Przesłuchaliśmy 3437 osób, głównie członków rodzin pomordowanych. Niestety, nie jest łatwo ich odnaleźć choćby dlatego, że po wojnie ludzie migrowali, do tego kobiety zmieniały nazwiska. Ostatnio udało się nam odnaleźć i przesłuchać grupę rodzin pomordowanych polskich policjantów z terenu Zaolzia. Po wojnie ich bliscy osiedli na terenie Czech.
MK-P: Naszym celem jest ustalenie jak najwięcej informacji o ofiarach. Chcemy znać nie tylko ich nazwiska i daty urodzenia, ale też kim byli, gdzie służyli lub pracowali, jaka była ich droga życiowa. W ten sposób przywracamy tożsamość pomordowanym. Dlatego apelujemy do rodzin ofiar, do których jeszcze IPN nie dotarł, aby się do nas zgłaszali. Możemy ich przesłuchać w kilkunastu miastach Polski, w szczególnych przypadkach jedziemy do domów. Rozmawiamy też z osobami mieszkającymi poza granicami kraju.
autor zdjęć: Michał Niwicz
komentarze