Jedna czwarta mieszkańców Mołdawii chce przyłączenia ich kraju do Rumunii. Pomysł unii pomiędzy Kiszyniowem a Bukaresztem cieszy się niemal 70-procentowym poparciem w Rumunii. Problem w tym, że gdyby do takiego zjednoczenia doszło, mogłoby się to stać początkiem poważnego sporu między NATO a Rosją. Zarzewiem konfliktu może się stać Naddniestrze – autonomiczny okręg, który choć formalnie leży w granicach Mołdawii, jest militarnym bastionem Moskwy. Stacjonuje tu ponad 8 tysięcy rosyjskich żołnierzy, a w każdej chwili ich liczba może się zwiększyć o 25 tysięcy.
Pod koniec marca ulicami stolicy Mołdawii Kiszyniowa przeszła manifestacja, której 2 tys. uczestników domagało się zjednoczenia z Rumunią. Marsz odbył się w 98. rocznicę zjednoczenia Besarabii z Rumunią. Przed marszem kongres Ruchu na Rzecz Zjednoczenia przyjął uchwałę, domagającą się powołania w Mołdawii judete, czyli takich samych okręgów, jakie są w Rumunii, ułatwienia w uzyskiwaniu obywatelstwa rumuńskiego przez Mołdawian oraz utworzenia wspólnej waluty. Uczestnicy kongresu byli zgodni, że do zjednoczenia obu państw dojdzie w ciągu najbliższych dwóch lat, czyli do 100. rocznicy zjednoczenia Rumunii.
Pomysł unii z Bukaresztem popiera 24 proc. czteromilionowej Mołdawii.
Wypada w tym miejscu zaznaczyć, że za połączeniem Mołdawii z Rumunią opowiada się 25 proc. milionowej ludności tego kraju, czyli „unionistów”, natomiast reszta, zwana „mołdawianistami”, chce zachowania odrębności Mołdawii.
Z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że podłoże żądań unionistycznych ma charakter ekonomiczny. Mołdawia bowiem jest nadal najbiedniejszym krajem Europy, którego 90 proc. mieszkańców żyje poniżej minimum egzystencji. Jest ona uzależniona od dostaw paliw z Rosji, której jest dłużna około 90 mln USD. W Mołdawii powszechnie uważa się, że mimo podpisania Układu Stowarzyszeniowego z Unią Europejską, środki finansowe z Brukseli są zbyt małe i nie pokrywają podstawowych potrzeb kraju. Żądania demonstrantów nie są pierwszą propozycją w sprawie zjednoczenia z Rumunią. Poprzedni prezydent Rumunii Traian Basescu już w 2014 roku zaproponował unię Rumunii i Mołdawii.
Unia Europejska z niezadowoleniem przyjęła te propozycje. Podobnie zareagowali wojskowi z Paktu Północnoatlantyckiego. Propozycja zjednoczenia postawiła pod znakiem zapytania celowość funkcjonowania Partnerstwa Wschodniego, a jej realizacja zwiększałaby prawdopodobieństwo konfrontacji z NATO, którego Rumunia jest przecież członkiem, z Rosją, której oddziały stacjonują w Naddniestrzu. Zachód opowiada się więc za harmonijną i raczej rozciągniętą w czasie integracją Mołdawii z Unią Europejską, m.in. poprzez budowanie infrastruktury za pieniądze UE. O członkostwie Mołdawii w NATO, właśnie z powodu zamrożonego konfliktu w Naddniestrzu, raczej się nie mówi. Poza tym, poprzez unię z Rumunią Mołdawia straciłaby bezpowrotnie Naddniestrze.
Trzeba przypomnieć, że Naddniestrze to rosyjski potencjał militarny na mołdawskich tyłach, który w przypadku połączenia Mołdawii z Rumunią stałby się rosyjskim bastionem na tyłach NATO. A jest tego niemało: Operacyjna Grupa Rosyjskich Wojsk (1,5 tys. żołnierzy plus sprzęt), Rosyjski Kontyngent Sił Pokojowych (440 podoficerów i żołnierzy plus sprzęt) oraz siły Naddniestrza (7 tys. żołnierzy plus sprzęt). Siły te w każdej chwili mogą zostać wzmocnione 25 tys. nowych żołnierzy, powołanymi do wojska spośród miejscowych Rosjan. A w tym regionie mieszka ich 152 tys., co stanowi ponad 25 proc. mieszkańców Naddniestrza.
Jest jeszcze jedna kwestia, o której nie wolno zapomnieć. Otóż, unia Mołdawii z Rumunią mogłaby stanowić precedens do podjęcia podobnych działań przez Kosowo w kierunku połączenia się z Albanią. Więc lepiej zachować rozwagę.
komentarze