Centralna Wojskowa Przychodnia Lekarska jest instytucją szacowną ze względu na wiek i chlubną przeszłość, a poza tym największą polikliniką nie tylko w wojsku, ale w całym kraju. Przed laty kojarzona wyłącznie z mundurem, dzisiaj ta nowoczesna placówka jest otwarta dla wszystkich pacjentów. Niestety, na co dzień boryka się z podobnymi problemami, co cała służba zdrowia.
Wielkie i dostojne gmaszysko przy ulicy Koszykowej 78 w Warszawie wybudowano w 1928 roku według projektu i pod nadzorem znanego polskiego architekta profesora Romualda Gutta, z przeznaczeniem dla Warszawskiej Szkoły Pielęgniarstwa. Z tamtych lat do dziś przetrwała reprezentacyjna klatka schodowa z drewnianymi stopniami i mosiężnymi poręczami, a także porastający gmach winobluszcz trójklapowy. Do powojnia znajdowała się tu również kaplica, z której piękny witraż z Matką Boską, zdemontowany w niejasnych okolicznościach, można dziś podziwiać nad ołtarzem głównym Katedry Polowej Wojska Polskiego przy ulicy Długiej.
Po rozbudowie, w obecnej wersji, gmach posiada od czterech do siedmiu pięter, cztery windy, pięć klatek schodowych i trzy wejścia. Jego powierzchnia użytkowa wynosi 1,8 hektara, kubatura 80 tysięcy metrów sześciennych, długość korytarzy 1600 metrów. W budynku jest 780 okien różnych rozmiarów – wszystkie zostały wymienione. W środku jasno, czysto, nowocześnie.
Długa kolejka
Tyle o gmachu mieszczącym największą poliklinikę w kraju, przyjmującą codziennie około dwóch tysięcy pacjentów. Rekordowo w ciągu jednego dnia zarejestrowano tu i obsłużono 2700 osób. W systemie komputerowym placówki jest zarejestrowanych blisko pół miliona pacjentów, co przekłada się na ok. 570 tysięcy wizyt u lekarzy rocznie. Od 2002 roku, czyli od przejścia spod skrzydeł wojska pod opiekę Narodowego Funduszu Zdrowia, przyjęto tu 7 milionów 700 tysięcy pacjentów. Idąc dalej, w poliklinice pracuje 140 lekarzy i 50 lekarzy dentystów, reprezentujących w sumie 48 specjalności medycznych. Wspiera ich 160 pielęgniarek i techników medycznych. Razem pół tysiąca pracowników.
Statystyki CePeLek-u są więc imponujące i z pewnością wyróżniają go wśród innych placówek medycznych. Pod jednym względem przypomina on jednak inne instytucje tego typu. Każdego dnia przed otwarciem, często już o godzinach wczesnorannych, chorzy i cierpiący ustawiają się przed budynkiem w długiej kolejce, by po otwarciu drzwi, punktualnie o siódmej, ruszyć tłumnie do rejestracji. Właśnie w rejestracji, zdaniem dyrektora polikliniki płk. w stanie spoczynku lekarza Włodzimierza Kuźmy, jest najcięższa praca – w nerwach i zgiełku, obciążająca psychikę – mimo że jak wszystko tutaj, skomputeryzowana. Niestety, nawet najlepszy system informatyczny nie rozwiąże problemu stojących niemalże przez cały dzień w kolejce schorowanych ludzi. Czekanie, co gorsza, nie kończy się w momencie zarejestrowania do specjalisty. W przypadku niektórych z nich czas oczekiwania na wizytę to kilka, a czasem nawet kilkanaście, miesięcy.
Pomimo ograniczeń
Dyrektor Kuźma – mimo wieloletniego stażu w tej szacownej instytucji – akurat w tej kwestii nie jest w stanie wiele pomóc swoim pacjentom. Sytuacja w przychodni jest podobna jak w innych placówkach służby zdrowia w naszym kraju. O wszystkim decydują – pomniejszane co roku – kontrakty zawierane z Narodowym Funduszem Zdrowia. I nie ma znaczenia, że to przychodnia wojskowa – jak obcinają fundusze, trzeba ograniczać zatrudnienie lekarzy. A jak się je ogranicza, to kolejka się wydłuża, podobnie jak terminy.
Łatwiej niż o kłopotach pacjentów, którzy zdaniem dyrektora są najważniejsi, mówić o tym, co się dla nich robi, pomimo wszystkich ograniczeń: „Wyposażenie ambulatoryjne przychodni jest bardzo nowoczesne. Gdy zaczęto mówić o starzeniu się naszego społeczeństwa, przygotowaliśmy również doskonale zaopatrzony oddział rehabilitacji. Udaje się nam wygospodarować pieniądze z kontraktów, dzięki czemu możliwe są zakupy sprzętu i prowadzenie remontów. W jednym z budynków wynajęliśmy piętro komercyjnej firmie medycznej, więc teraz mamy pod ręką rezonans magnetyczny i tomograf komputerowy. Nasi pacjenci są tam zdecydowanie forowani. Gorzej ze stomatologią, która wyraźnie zmierza do prywatyzacji, ponieważ w tym roku obcięto nam kolejne kilkaset tysięcy złotych na ten cel”.
W ciągu czternastu lat podległości NFZ CePeLek wydał na remonty i modernizację obiektu około dwudziestu milionów złotych, z własnych, tych właśnie wygospodarowanych, środków. A z wojska przez czternaście lat dostał na ten cel… siedemnaście tysięcy trzysta złotych.
Delikatna kwestia
W ten sposób dochodzimy do delikatnej kwestii, mianowicie relacji przychodnia – wojsko. Formalnie przychodnia podlega pod MON, gdyż organem założycielskim jest minister obrony, szefem – dyrektor Departamentu Wojskowej Służby Zdrowia, do którego co dwa tygodnie należy składać meldunki o sytuacji.
W poliklinice, do której dziś może przyjść każdy pacjent, mundurów jednakże nie widać. Nie prowadzi się statystyk, jaki procent pacjentów stanowią wojskowi, mimo to płk Kuźma zapewnia, że jest ich wielu. Problem polega na tym, że mundur jest ostatnio traktowany jako strój roboczy, co trudno zrozumieć.
Podobno – jak głosi żart – „lekarz wojskowy, to nie jest ani lekarz, ani wojskowy”, jednak dyrektor CePeLek-u podkreśla, że w placówce pracują najlepsi specjaliści i nadal obowiązuje opinia, że jak chory leczy się w wojsku, to pewnie się wyleczy. Lekarzy w mundurach nie ma tu już jednak od dwunastu lat, ponieważ w trakcie przechodzenia pod NFZ ucywilniono ich w ciągu roku. A dyrektora nawet dwa miesiące wcześniej, bo musiał być cywilem, żeby objąć swoje stanowisko. Zdjęli mundury, ale zostali i dziś wśród zatrudnionych w przychodni 140 specjalistów 65 to jeszcze absolwenci byłej Wojskowej Akademii Medycznej.
Bardzo trudno więc znaleźć jednoznaczną odpowiedź na pytanie: Jest ta Centralna Wojskowa Przychodnia Lekarska wojskowa, czy nie jest?
komentarze