Żołnierze każdego rodzaju sił zbrojnych uważają, że to właśnie oni stanowią elitę polskiego wojska. Siły powietrzne, wojska lądowe, marynarka wojenna czy wojska specjalne – każdy z tych rodzajów sił zbrojnych uważa się za wyjątkowy. Co ciekawe, „animozje” dotyczące prestiżu można zaobserwować także między jednostkami występującymi w tym samym rodzaju sił zbrojnych. Ale podział na „ważnych i ważniejszych” rysuje się nawet w ramach samych jednostek wojskowych.
Nie ma chyba takiej jednostki wojskowej, której żołnierze nie byliby podzieleni na „my” i „oni”. I tak, pilot przeważnie uważa się za ważniejszego od żołnierza personelu naziemnego, marynarz pływający na okręcie święcie wierzy, że jest ważniejszy od marynarza-sapera, a czołgista od „zająca”. Nie muszę dodawać, że ich – traktowani z góry – koledzy myślą dokładnie na odwrót. Mało kto patrzy w tym kontekście na stopnie wojskowe na pagonie. Można śmiało powiedzieć, że to taka „nieformalna” święta wojna w wykonaniu militarnym.
W wojskach specjalnych „bojówki” z politowaniem patrzą na sztab oraz logistykę i na odwrót. Choć nie przeszkadza to w nawiązywaniu przyjaźni między żołnierzami z tej i tamtej strony „barykady”. Jedno jest pewne – żołnierze wojsk specjalnych (jako całość) przeważnie nie wywyższają się w kontaktach z innymi żołnierzami.
Przytoczę tu pewną anegdotę z VIII zmiany misji ISAF, obrazującą podejście żołnierza komponentu sił specjalnych do wojskowego z innego rodzaju sił zbrojnych. Jak wiadomo, żołnierze z Lublińca czy GROM-u po bazie w Ghazni chodzili w ubraniach cywilno-militarnych. Zbliżały się święta i jako logistyk zobowiązałem się wobec współtowarzyszy z TF-50, że będą „jak u mamy”. Zaczynając „operację święta”, przybyłem do szefa służby żywnościowej i kolejno „po drabinkach” w dół dotarłem do źródeł, czyli… kuchni. Głównym kucharzem był zawodowy żołnierz – starszy szeregowy. Przedstawiłem się: „Część, jestem Burza”. On, witając się, powiedział swoje imię. W tym momencie byliśmy kumplami na dobre i na złe. Pod koniec misji, chcąc uhonorować naszego kucharza, wbiłem się w mundur i poszedłem podziękować mu za dobrą współpracę. Jego mina, gdy ujrzał mnie w mundurze z pagonami majora, bezcenna. Można powiedzieć, że zdumienie z bezdechem trwały około minuty... Przytoczyłem tę opowieść tylko dlatego, że dla żołnierzy wojsk specjalnych zawsze najważniejszy będzie człowiek. Nie to, co nosi na pagonach.
Warto pamiętać, że w chwili próby wszyscy jesteśmy równi. Pilot, kucharz, mechanik – każdy jest ważny jako trybik maszynerii zwanej armią.
komentarze