O ile brak jakiejkolwiek formy u niektórych rezerwistów był jakoś do wytłumaczenia, o tyle bardzo kiepskie wyniki żołnierzy NSR już nie dają się tak łatwo wytłumaczyć. Miejmy nadzieje, że w przyszłym roku będzie lepiej – pisze Mikołaj Klorek, relacjonując ćwiczenia rezerwy w 6 Batalionie Dowodzenia Sił Powietrznych w Śremie. Kapral podchorąży rezerwy pracuje w Poznaniu jako historyk.
Śrem, 24 czerwca
W końcu nastał dzień nazywany przez niektórych żołnierzy „czarną środą”. To bowiem dzień egzaminu z wychowania fizycznego. Wojskowych rezerwy obowiązują takie same wytyczne, jak żołnierzy zawodowych, zatem każdy pilnie śledził udostępnione na sali gimnastycznej tabelki z wymogami. Każdy z rezerwistów i NSR miał do zaliczenia następujące konkurencje: drążek (dla rezerwistów była także alternatywa w postaci ugięcia ramion na ławce), brzuszki, bieg 10 x 10 (lub dla rezerwy koperta), a na koniec bieg na trzy tysiące metrów.
Tak samo, jak w ubiegłym roku, najwięcej osób nie zostało dopuszczonych do egzaminu z powodu nadciśnienia. A później było, jak w dobrym horrorze – coraz gorzej. Wiadomo, że na cztery konkurencje dwie niezaliczone skutkują oceną niedostateczną z całości. Niestety, ze smutkiem konstatuję, że nie było to rzadkością.
O ile brak jakiejkolwiek formy u niektórych rezerwistów był jakoś do wytłumaczenia, o tyle bardzo kiepskie wyniki żołnierzy NSR już nie dają się tak łatwo wytłumaczyć. Miejmy nadzieję, że w przyszłym roku będzie lepiej. Co do mnie, to muszę przyznać, że było lepiej niż w zeszłym roku, lecz nadal dużo pracy przede mną. Drążek także pozostał poza moim zasięgiem.
Śrem, 25 czerwca
Ostatni czwartek miesiąca to w Śremie tradycyjnie dzień OPBMR, czyli dzień ćwiczeń obrony przed bronią masowego rażenia. Jak co miesiąc nastąpiło przewietrzenie schronów OPL, a żołnierze poruszali się po jednostce z hełmami i maskami przeciwgazowymi. Da rezerwistów był to także dzień sprawdzenia szczelności i dopasowania tych ostatnich.
Odbyło się to tradycyjnie na „Helenkach”, czyli przykoszarowym placu ćwiczeń. Tam postawiono namiot, w którym rozpylono środek o wzorze chemicznym CCl3NO2, lepiej znany pod nazwą chloropikryna.
Jest to standardowy środek w naszej armii, służący do tego typu czynności, jednak organizm ludzki nie jest na niego obojętny. Silnie drażni błony śluzowe oczu i dróg oddechowych, wywołując łzawienie, kichanie i kaszel przy dawkach zaczynających się od 0,002 mg/dm³. Przy większych związek potrafi być duszący i wywoływać takie objawy, jak ból w okolicy żołądka, wymioty, obrzęk płuc, a w skrajnych przypadkach nawet utratę przytomności.
Na szczęście do niczego takiego nie doszło, a maski okazały się sprawne. Oczywiście, jak to zazwyczaj bywa podczas szkolenia żołnierzy rezerwy czy NSR, paru delikwentów musiało osobiście sprawdzić, czy to aby nie jest „lipa”. Skończyło się na podejściu do namiotu bez maski, a wątpliwości niedowiarków bardzo szybko rozwiały pierwsze objawy zakażenia w postaci szczypania w oczy.
komentarze