Brak pieniędzy na stworzenie cywilnych etatów jest bolączką armii, a na pewno jednostek specjalnych. Tymczasem zatrudnienie byłych komandosów, na przykład w charakterze instruktorów szkolących żołnierzy sił specjalnych czy na akademiach wojskowych, byłoby korzystne dla obu stron – pisze mjr rez. Tomasz „Burza” Burzyński, były oficer Jednostki Wojskowej Komandosów, pasjonat historii.
Stworzenie polskich sił specjalnych, jako oddzielnego rodzaju sił zbrojnych, od początku wymagało inwestowania dużych środków finansowych. Większość wydano na sprzęt i wyposażenie niezbędne do realizacji zadań przez żołnierzy sił specjalnych. Pozostałą część zainwestowano w potencjał ludzki. Przede wszystkim w żołnierzy zespołów bojowych. Finansowano m.in. szkolenia specjalistyczne obejmujące wszystkie rodzaje taktyk, szkolenia spadochronowe HALO/HAHO, medyczne, wyjazdy zagraniczne do ośrodków szkoleniowych armii NATO czy kursy językowe. To spowodowało, że polski żołnierz wojsk specjalnych z odległej pozycji w rankingach sił specjalnych znalazł się w gronie najlepszych z najlepszych. Stwierdzenie, że potencjał ludzki wojsk specjalnych stanowi o sile tego rodzaju sił zbrojnych w tym wypadku na pewno nie jest na wyrost.
Każdy materiał po latach eksploatacji ulega zużyciu. Nie inaczej jest w przypadku „materiału ludzkiego”, co widać choćby w odniesieniu do żołnierzy wojsk specjalnych. Szczególnie żołnierze pododdziałów bojowych są narażeni na kontuzje podczas wykonywania swoich obowiązków. Utrata zdrowia czy śmierć w wyniku szkolenia, czy działań w czasie misji nie są, niestety, czymś nie zwykłym.
W większości przypadków „kariera” żołnierza w pododdziale bojowym jest bardzo intensywna. Trwa od 15 do 25 lat, oczywiście jak ma się żołnierskie szczęście i dopisze zdrowie. Żołnierz po służbie w zespole bojowym ma do wyboru trzy drogi rozwoju zawodowego. Pierwsza to odejście do rezerwy i szukanie swojego miejsca w cywilnym świecie. Druga, to zmiana etatu w ramach zespołu lub jednostki na etat sztabowy, logistyczny lub w pionie szkolenia. Trzecią drogą jest zmiana jednostki wojskowej. Jeżeli chodzi o rozwiązanie drugie lub trzecie, to wyszkolony żołnierz wojsk specjalnych pozostaje „zagospodarowany”. Jeśli znajdzie się w cywilu – już niekoniecznie.
Przejście w stan rezerwy byłego „specjalsa” jest z jednej strony zasłużonym odpoczynkiem od dotychczasowego życia na wysokich obrotach. Z drugiej strony pewnego rodzaju „stratą” dla armii i państwa, które zainwestowało pokaźne środki finansowe w szkolenie żołnierza. Szczególnie widoczne jest to kontekście prób zdobycia pracy przez tych żołnierzy w państwowych strukturach (np. Straż Graniczna, ABW, CBŚ), porządkowych (Policja, Straż Miejska) czy zarządzających ochroną czy kryzysem w ramach służb państwowych (wydziały bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego na szczeblu gmin, powiatów, województw czy obrona cywilna). W większości przypadków to próby nieudane, mimo kwalifikacji posiadanych przez samych zainteresowanych. Szkoda, bo były żołnierz pododdziałów specjalnych zwykle jest osobą, której przekwalifikowanie w ramach służby w policji, straży granicznej czy miejskiej lub innych służb, nie generuje dużych kosztów.
Diametralnie inna sytuacja jest w razie podjęcia pracy w obszarze ochrony prywatnej. W Polsce i za granicą nie ma większości problemów w zatrudnieniu byłego specjalsa w tej dziedzinie. Choć często jest to praca za granicą.
Inną kwestią jest wykorzystanie byłego żołnierza przez wojsko nawet po jego odejściu do rezerwy. Armia nie może zatrudnić byłych żołnierzy w ramach istniejących struktur nawet gdyby chciała, bo ma ograniczoną liczbę etatów. Brak środków finansowych, które można by przeznaczyć na stworzenie etatów cywilnych jest bolączką armii, a na pewno jednostek specjalnych. Zatrudnienie byłych komandosów, na przykład w charakterze instruktorów szkolących żołnierzy w jednostkach wojskowych wojsk specjalnych i innych, ośrodkach szkolenia (np. w na kursie COMMANDO w Lublińcu) czy na akademiach wojskowych i szkołach oficerskich byłoby z korzyścią dla obu stron. Po pierwsze, umożliwiłoby to wykorzystanie wiedzy, doświadczenia i umiejętności byłych specjalistów w szkoleniu. Po drugie, byli żołnierze pododdziałów bojowych szkoląc swoich następców sami mogliby doskonalić posiadane przez siebie umiejętności.
Wydaje się, że możliwość wykorzystania byłych komandosów jako pracowników cywilnych wojska byłaby dobrym rozwiązaniem. Nakłady finansowe wydane przez MON na wyszkolenie takiego żołnierza przynosiłyby profity armii nawet po odejściu specjalsa do rezerwy. A były żołnierz szkoląc, sam doskonaliłby swoje umiejętności, na przykład strzeleckie. Tym samym zawsze byłby gotów do użycia jako rezerwista, gdyby naszła taka potrzeba… Warto rozpatrzeć tę możliwość szczególnie dziś, gdy sytuacja polityczna w Europie skłania do refleksji, że pokój to nie jest rzecz dana raz na zawsze…
komentarze