W jednym z europejskich państw wybucha rebelia. Jego rząd prosi o pomoc NATO. Wojska Sojuszu wkraczają tam, by chronić infrastrukturę krytyczną, m.in. elektrownie atomowe i port wojenny – taki był scenariusz zakończonego w czwartek ćwiczenia „Trident Jewel 2015”. Zostało ono przeprowadzone w przestrzeni wirtualnej.
Ćwiczenie miało kluczowe znaczenie dla Dowództwa Morskiego NATO (z ang. MARCOM). – Testuje ono naszą gotowość do kierowania operacją połączonych sił Sojuszu – mówi wiceadmirał Peter Hudson. To właśnie MARCOM przez jedenaście dni miał kierować działaniami wojsk lądowych, lotnictwa, oddziałów odpowiedzialnych za logistykę i sił specjalnych, które zostały wydzielone na potrzeby operacji. Do zadań dowództwa należało też utrzymywanie kontaktu z instytucjami cywilnymi oraz informowanie mediów. Test wypadł pozytywnie. – To niezwykle rzadkie, by dowództwo pojedynczego komponentu było certyfikowane do dowodzenia operacją połączoną. Tak więc sukces jest tym większy – podkreśla kmdr ppor. Piotr Wojtas z Centrum Operacji Morskich, jeden z kilkunastu Polaków, którzy wzięli udział w ćwiczeniach.
Scenariusz ćwiczenia zakładał, że w jednym z europejskich państw doszło do wewnętrznego kryzysu. Rząd zwrócił się o pomoc do NATO, a Rada Północnoatlantycka przystała na interwencję. Zgodnie z założeniami przedstawiciele MARCOM-u mieli koordynować działania z Northwood w Wielkiej Brytanii, dowództwa poszczególnych komponentów znalazły się zaś w norweskim Stavanger. W tym, które było odpowiedzialne za siły morskie, znaleźli się przedstawiciele polskiej marynarki wojennej.
– Pierwsze dwa dni ćwiczenia wiązały się z przygotowaniami do wejścia żołnierzy koalicji w rejon działania. Kiedy ostatecznie do tego doszło, musieliśmy zadbać o towarzyszący interwencji przekaz. Uświadomić ludziom, że jest ona zgodna z prawem, w dodatku następuje na wyraźną prośbę demokratycznie wybranego rządu – mówi kmdr ppor. Wojtas. Główne zadanie sił sojuszniczych sprowadzało się od ochrony tak zwanej infrastruktury krytycznej, między innymi trzech elektrowni atomowych i portu wojennego. – Kluczową kwestią była współpraca z władzami państwa, do którego weszliśmy, a także sąsiedniego kraju. To właśnie do niego należały dwie z trzech elektrowni, jego wojska zaś korzystały z bazy w ochranianym przez nas porcie – zaznacza kmdr ppor. Wojtas.
Dowództwo operacji od pierwszego dnia musiało mierzyć się z licznymi przeszkodami. Począwszy od, z pozoru banalnych, jak korki na moście łączącym kraj, w którym prowadzona była interwencja, z kontynentem, poprzez śmiertelne wypadki powodowane przez żołnierzy koalicji, aż po nieprzychylną reakcję rebeliantów. – Nasze działania nazwali inwazją i od początku starali się podburzać przeciwko nam mieszkańców – wspomina kmdr ppor. Wojtas. Ostatecznie jednak wojskom Sojuszu udało się doprowadzić do unormowania sytuacji.
– Ćwiczenie, mimo że prowadzone na komputerach, było bardzo realistyczne i wymagało zaangażowania od reprezentantów wszystkich komórek połączonego dowództwa – oficerów przekazujących informacje do i od komponentów, prawników, doradcy politycznego, osób odpowiedzialnych za kontakty z mediami – wylicza kmdr ppor. Wojtas. – Każda zmiana sytuacji wymagała olbrzymiej pracy, którą w dodatku trzeba było wykonać w bardzo krótkim czasie – dodaje.
Łącznie w „Trident Jewel” zostało zaangażowanych przeszło 300 osób.
autor zdjęć: NATO Joint Warfare Centre
komentarze