Czuję zapach tytoniu z fajki i zapach mocnej, parzonej kawy, kiedy wspominam mojego przyjaciela śp. chorążego Grzegorza Wyrwała. Zmarł 4 października po ciężkiej chorobie. Dziś chcę Wam opowiedzieć o tym niezwykłym człowieku – mjr Tomasz „Burza” Burzyński wspomina zmarłego żołnierza Jednostki Wojskowej Komandosów.
Pierwszy raz spotkaliśmy się w 1997 roku w 1 Pułku Specjalnym Komandosów. Chciałem poznać opinię Grzesia na temat nowych kurtek ochronnych, których prototyp do testowania miał być przygotowany dla żołnierzy 1 psk. Gdy wszedłem do jego kancelarii, poczułem woń tytoniu z fajki oraz aromat mocnej parzonej kawy. Ta mieszanka zapachów już na zawsze będzie mi się kojarzyć z Grzesiem.
Wzrok starego wiarusa 62 Kompanii Specjalnej z Bolesławca i twórcy odznaki 1 Pułku Specjalnego powodował, że nie czułem się komfortowo. Ja byłem wówczas żółtodziobem, który przyszedł rozmawiać z człowiekiem, który z niejednego wojskowego pieca jadł chleb. Nie mogłem czuć się pewnie. Ale Grzegorz nie był człowiekiem wyniosłym, lekceważącym innych. Miał w sobie umiejętność uważnego słuchania. Pamiętam, że w ciągu kilku minut naszej rozmowy wszystkie moje lęki zniknęły. Właściwie miałem wrażenie, że znam go od zawsze. Nie stwarzał najmniejszych barier.
Jego niesamowita wiedza połączona z doświadczeniem powodowała, że nie musiał zabiegać o autorytet. On go po prostu miał. W dodatku sięgał daleko poza mury koszar w Lublińcu. Miał przyjaciół i kolegów w każdym garnizonie i nie tylko. Znali go i cenili ludzie z branż związanych z wojskiem.
Grzegorz po drugim czy trzecim naszym spotkaniu zaproponował mi przejście na „ty”. Dla mnie była to prawdziwa nobilitacja. W natłoku służby i pracy w 1psk czy JWK zawsze znajdowaliśmy czas, by porozmawiać nie tylko o służbie, ale też o sprawach niezwiązanych z wojskiem. Umieliśmy się wzajemnie słuchać i, jak to się mówi, nadawaliśmy na tej samej fali. Wiedziałem, że Grzegorz nigdy nie zostawi mnie samego w potrzebie.
Pamiętam jak pojechaliśmy na poligon, gdzieś tam w Polskę. Grzegorz był przygotowany na każdą okoliczność, jaka mogła się w lesie wydarzyć. Jego skrzynka drewniana, zwana przez Grześka „sztabową”, kryła w sobie wszystko. Pełne spectrum logistyczne oraz survivalowe. Począwszy od krzesiwa, a kończąc na cygarach, które Grzegorz uwielbiał palić... Właśnie z tymi cygarami związana jest pewna historia, można powiedzieć legenda. Paliliśmy wspólnie z Grzegorzem cygara w internacie na pewnym poligonie. Nadymiliśmy tak mocno, że... zostało uruchomione pogotowie przeciwpożarowe, jak mówią w wojsku: w liczbie jednego żołnierza służby dyżurnej. Przybiegł z gaśnicą i szukał źródła ognia w budynku.
Nie stracił optymizmu, kiedy zachorował. Wspierała go jego żona – Basia. Wielokrotnie przyglądałem się im i byłem wzruszony, jak bardzo wspólnie się wspierają i jak umieją cieszyć się życiem. Grzegorz nie poddawał się. Walczył do końca.
Ostatni mój telefon... Niestety nie odebrał go. Zmarł w sobotę 4 października. Odszedł na wieczną służbę. W mojej pamięci pozostanie skromnym człowiekiem, który nie przepadał za splendorem i zaszczytami.
Żegnaj, Grzesiu.
komentarze