Ashraf Ghani, były minister finansów w rządzie Afganistanu, wygrał wybory prezydenckie w tym kraju – podała Niezależna Komisja Wyborcza. Zastrzegła jednak, że są to na razie wstępne wyniki. Rywal Ghaniego, były szef MSZ Abdullah Abdullah, już ogłosił, że ich nie uznaje.
Wybory w Afganistanie przebiegały pod znakiem rozlewu krwi i zaogniającego się sporu między kandydatami. Tylko jednego dnia podczas głosowania w drugiej turze na skutek zamachów i walk zginęło przeszło sto osób. 60 zabitych to talibowie, którzy usiłowali storpedować głosowanie.
W tym roku ze stanowiska ustępuje rządzący krajem od 12 lat Hamid Karzaj. Konstytucja zabrania mu ubiegania się o kolejną kadencję. Najpoważniejszymi kandydatami do prezydenckiego fotela od początku byli popierany przez Karzaja dawny minister finansów Ashraf Ghani oraz były szef Ministerstwa Spraw Zagranicznych Abdullah Abdullah. I to właśnie ten drugi wygrał pierwszą turę głosowania. Nie osiągnął jednak wystarczającej liczby głosów, dlatego konieczna okazała się dogrywka.
Drugą turę wyborów przeprowadzono w połowie czerwca. 2 lipca miały zostać ogłoszone wyniki. Niezależna Komisja Wyborcza zdecydowała się jednak przesunąć ten termin. A wszystko za sprawą oskarżeń o fałszerstwa, które wysuwał Abdullah. Jego sztab przedstawił między innymi nagranie rozmowy telefonicznej między dwoma mężczyznami. Mieli dyskutować o wymianie członków komisji wyborczych i dokładaniu kart do głosowania. – Trzeba to zbadać – tłumaczyli przedstawiciele komisji wyborczej.
W poniedziałek wieczorem wreszcie podano wyniki. Według nich 56,44 procent spośród ośmiu milionów głosujących zdecydowało się poprzeć Ghaniego. Abdullah uzbierał zaledwie 43,56 procent głosów. Niedługo potem zapowiedział, że nie uzna swojej porażki. – Nie akceptujemy ogłoszonych dzisiaj wyników i uważamy, że jest to zamach przeciwko woli głosujących – powiedział jego rzecznik Mujib Rahman Rahimi.
Tymczasem sytuacja w Afganistanie coraz bardziej niepokoi Stany Zjednoczone. – Zależy nam na tym, by podkreślić, że wyniki te nie są ani ostateczne, ani decydujące. Nie można też przewidzieć końcowego wyniku, który może się zmienić w zależności od konkluzji afgańskich organów wyborczych – podkreśla Jen Psaki, rzeczniczka Departamentu Stanu USA. Wezwała też kandydatów do „wstrzymania się od wszelkich działań czy prowokacyjnych wypowiedzi” i zaapelowała, by nie ogłaszali przedwcześnie zwycięstwa.
Sekretarz Stanu John Kerry przyznał z kolei, że wszelkie akty przemocy mogą się okazać dla Afganistanu bardzo kosztowne i wpłynąć na udzielaną temu krajowi międzynarodową pomoc w zakresie finansów i bezpieczeństwa.
Do końca tego roku międzynarodowe siły zakończą misję wojskową w Afganistanie. Władze tego kraju przejmą pełną odpowiedzialność za jego bezpieczeństwo. Mogą liczyć na misję doradczą. Weźmie w niej udział także Polska. – Wiemy, jakiej wielkości ma być kontyngent, na jakie stanowiska będziemy wysyłać ludzi. Trzeba pamiętać, że to ma być misja doradcza, która na poziomie ministerstw ma doradzać i szkolić. Rozmawiamy o liczebności nie więcej niż 120 żołnierzy i pracowników. To się wkomponowuje w plany na poziomie NATO – podkreśla w opublikowanej dziś rozmowie z PAP gen. broni Marek Tomaszycki.
Źródła: PAP, Reuters, bbc.com, cnn.com, en.ria.ru, wyborcza.pl
autor zdjęć: Wikipedia
komentarze