Gdyby Ukraina była członkiem NATO, jej sytuacja wyglądałaby inaczej. Jestem zwolennikiem wstąpienia do sojuszu. Powinny być tym zainteresowane także Europa i NATO. Powstałby wtedy pas bałtycko-czarnomorski – od Litwy, przez Polskę, Ukrainę, po Rumunię, stanowiący barierę bezpieczeństwa na wschodzie – uważa wiceadmirał Wołodymyr Bezkorowajny, były dowódca Marynarki Wojennej Ukrainy.
Wydarzenia na Krymie można było przewidzieć. Są one konsekwencją tych sprzed 23 lat, kiedy rozpadł się ZSRR, a Krym został przy Ukrainie. Powstał wtedy problem podziału Floty Czarnomorskiej. W końcu ustalono, że Ukraina dostanie 18% jej potencjału, resztę weźmie Rosja. To nam zresztą wystarczyło. Trzeba pamiętać, że flota ta liczyła wówczas ponad 830 okrętów. Jednocześnie pojawiło się zagrożenie, że Krym zostanie nasz tylko na papierze, a de facto będzie podlegał Rosji, której zależało, aby utrzymać wpływy na Morzu Czarnym. W końcu Rosjanie zatrzymali tylko swoją bazę Floty Czarnomorskiej w Sewastopolu, a samo miasto i Krym pozostały ukraińskie.
Duża część mieszkańców półwyspu, zwłaszcza wyżsi urzędnicy i dowódcy rosyjscy, którzy osiedli tam na emeryturze, to Rosjanie. Jako dowódca ukraińskiej floty przekonywałem władze, że bez odpowiedniej polityki wobec nich i zachęcania, aby uznali Ukrainę za swoją ojczyznę, możemy stracić Krym. Niestety, przez 23 lata nikt się o taką politykę nie postarał. Teraz, gdy prezydent Władimir Putin wysłał wojska, by zajęły Krym, mieszkańcy poparli jego interwencję.
Część stacjonujących na Krymie ukraińskich żołnierzy opowiedziała się za swoim krajem i wytrwali w oporze przeciw inwazji rosyjskiej do końca. Jednak spora część poborowych to mieszkańcy Krymu odbywający służbę w miejscu zamieszkania. Oni po aneksji stanęli po stronie Rosji. Zresztą była to interwencja bez walki. Nasi żołnierze mieli zakaz strzelania, a broni mogli użyć tylko w razie ataku zbrojnego. Rosjanie jednak do nikogo nie strzelali, tylko blokowali nasze jednostki i aresztowali żołnierzy.
Niegdyś na Krymie stacjonował 32 Korpus Armijny, który stabilizował sytuację. Potem jednak formacja została zlikwidowana i pozostały po niej niewielkie oddziały, które nie były w stanie przeciwstawić się rosyjskim siłom. Gdyby Korpus nadal pozostał na Krymie, Rosjanie musieliby użyć znacznie większych sił, aby go pokonać i pewnie nie zdecydowaliby się na taką operację.
Uważam, że ukraińskie władze niczego nie mogą teraz zrobić, aby odzyskać Krym. Powrót byłby tylko wtedy możliwy, gdyby Rosja przegrała na Krymie swoją politykę i mieszkańcy sami chcieli do nas wrócić.
Teraz Moskwa kusi ich obietnicą wypłacania kilkakrotnie wyższych pensji i emerytur. Ale raczej nie spełni tych obietnic. Z drugiej strony, jako obywatele Rosji mieszkańcy Krymu dostają nowe paszporty z wypisanym miejscem zamieszkania, np. na Syberii czy w Workucie, a oni chcą pozostać na półwyspie.
Kiedy po powstaniu niepodległej Ukrainy nasz kraj zdecydował się na rozbrojenie jądrowe, mocarstwa, w tym USA, Wielka Brytania i Rosja, zagwarantowały nam nienaruszalność granic i suwerenność. Niestety, jak widać, nie kwapią się do wypełniania zobowiązań, a gwarancje pozostały tylko na papierze. Słucham wystąpień przywódców krajów NATO i Unii Europejskiej i widzę, że nic z nich nie wynika, a Putin i tak zrobi swoje. Mocarstwa zachodnie nie tylko nie obroniły nas, lecz też samych siebie. Mnie bowiem obecna sytuacja przypomina 1939 rok, kiedy także dla spokoju godzono się na kolejne aneksje dokonywane przez III Rzeszę. I wiemy, jak to się skończyło.
Gdyby Ukraina była członkiem NATO, jej sytuacja wyglądałaby inaczej. Jestem zwolennikiem wstąpienia do sojuszu. Powinny być tym zainteresowane również Europa i NATO. Powstałby wtedy pas bałtycko-czarnomorski – od Litwy, przez Polskę, Ukrainę, po Rumunię, stanowiący barierę bezpieczeństwa na wschodzie.
Tymczasem uważam, że możliwe są kolejne rosyjskie próby zagarnięcia wschodnich i południowych terenów naszego kraju, np. Zagłębia Donieckiego, okolic Ługańska czy okręgu chersońskiego. Putin już raz pogwałcił umowy międzynarodowe. Może to zrobić po raz drugi. Zasady, jakimi rządziła się Europa, zostały naruszone i istnieje realne zagrożenie kolejnego użycia siły. Jeśli Europa i USA nie podejmą stanowczych kroków, to podejmie je Kreml. Putin pokazał już swoją siłę, mocarstwa zachodnie na razie nie.
***
Wiceadmirał Wołodymyr Bezkorowajnyj w latach 1961–1993 służył w radzieckiej marynarce wojennej od stopnia podchorążego do dowódcy 3 Flotylli Atomowych Okrętów Podwodnych Floty Północnej. Pod jego komendą było 40 atomowych okrętów podwodnych, z których 32 było nosicielami rakiet balistycznych z głowicami nuklearnymi. W 1993 roku odszedł z floty rosyjskiej i przeszedł do Sił Zbrojnych Republiki Ukrainy. Początkowo był przedstawicielem prezydenta tego kraju oraz ministra obrony ds. negocjacji w sprawie podziału sił dawnej Floty Czarnomorskiej ZSRR. Od 1993 roku był przez rok dowódcą marynarki wojennej – zastępcą ministra obrony Ukrainy. Po odejściu ze służby przez wiele lat doradzał szefowi ukraińskiego MON w sprawach marynarki. Jest autorem wspomnień „Marynarka Wojenna Ukrainy – przeszłość i przyszłość. Rozważania dowódcy”, które w Polsce mają się ukazać nakładem Wydawnictwa Rytm.
Spisała AD
komentarze